browser icon
Używasz niezabezpieczonej wersji przeglądarki internetowej . Należy zaktualizować przeglądarkę!
Korzystanie z przestarzałej przeglądarki sprawia, że komputer nie jest zabezpieczony. Proszę zaktualizować przeglądarkę lub zainstaluj nowszą przeglądarkę.

Ulcinj

Do Ulcinj zawiódł nas przewodnik, reklamujący to miasto jako najbardziej orientalne w całej Czarnogórze, nazywane wręcz „Małym Stambułem”. Znowu się przekonaliśmy, że nie należy do końca ufać przewodnikom. A może byliśmy zbyt rozpuszczeni dzikimi albańskimi plażami?
do albumu zdjęć

Ulcinj

Na miejscu nie chciało nam się długo czekać, więc nastawieni na wyższe ceny daliśmy się złapać, na dwie noce, na kwaterę za 25€/noc daleko od Starego Miasta i plaż, za to z szutrowym dojazdem i bez Wi-Fi. Po zakupach w supermarkecie (był blisko) i dłuższym błądzeniu w kierunku plaży (na którą w końcu nie dotarliśmy) Erynia stwierdziła, że przejechaliśmy(!) taką długą drogę po serpentynach i jesteśmy(!) zmęczeni więc idziemy spać… pozostawiając dzień następny na zwiedzanie Ulcinj i plaż okolicznych. Rankiem, w wielkim ścisku dotarliśmy w okolicę starego miasta i Małej Plaży. „W okolicę” to drobna przesada – ponad kilometr truchtaliśmy wśród sklepów i apartamentowców by dotrzeć do Małej Plaży. To cośmy ujrzeli trudno opisać, cała plaża zastawiona leżakami i parasolami, i upchana ciałami, że trudno było przeciskać się sprzedającym słodycze i pieczoną kukurydzę. Wrzask taki, że fal nie słychać. W. zniesmaczony skierował swe kroki na Stare Miasto. Tu ludzi było zdecydowanie mniej (upał robił swoje), ale starówka składa się z: kilku restauracji, paru hoteli, muzeum i paru ruin. W. znowu kręcił nosem, ale chociaż były ładne widoki – jak z pocztówki. Wracając zahaczyliśmy o, kuszącą reklamą po polsku, rybną restaurację „Amfora”. Menu także było dostępne po polsku. Kalmary też były – na szczęście po „czarnogórsku”. Trochę odczekaliśmy, ale było warto – były wyśmienite. Dodatkowo właściciel poczęstował nas prywatnym likierem gruszkowym (ponoć bezalkoholowym, ale o niezapomnianym smaku). Przyznał, że podaje go tylko specjalnym gościom – siedzącym przy sąsiednim stoliku Polakom nie podał. Czym byliśmy specjalni? Nie wiemy. Może tym, że z uśmiechem czekaliśmy cierpliwie, doceniliśmy nie tylko starania w przygotowaniu, ale i smak posiłku. Po jedzeniu wstąpiliśmy na chwil parę na kwaterę i dalej przez most nad rzeką z malowniczymi sieciami na „Wielką Plażę”. Fakt, jest ona wielka i… (W. znowu kręcił nosem zniesmaczony) zapchana ludźmi, leżaczkami i parasolami (daszkami z trzciny też). Dopiero tutaj spotkaliśmy parę kobiet okutanych od kostek do włosów – nawet w wodzie. Wybraliśmy kawałek plaży pomiędzy kolejnymi połaciami „leżakowymi” i poszliśmy do wody. Wiatr wiał co prawda mocny powiewając czerwonymi flagami zabraniającymi kąpieli, ale nikt się tym nie przejmował. Fal specjalnie wysokich nie było, a szerokość płycizny była znaczna więc co prawda pływało się byle jak, za to pomoczyć się było można. Po opuszczeniu Wielkiej Plaży Erynia zasugerowała kolejny posiłek w jednej z restauracji rybnych na Ada Bojana. Jest to kilka ładnych kilometrów za miastem, ale dojazd jest niczego sobie, no może drobne problemy ze znalezieniem miejsca parkingowego. Ponieważ było jeszcze za wcześnie na jedzenie, W. zaproponował spacer do ujścia rzeki. Spacer był dosyć długi, szutrową drogą wśród mniej lub bardziej prymitywnych domków (niektóre miały i klimatyzację, ale były i przyczepy kempingowe). Niektóre miały napisy „na sprzedaż”. Na końcu drogi ujrzeliśmy plażę wyglądającą na mniej uczęszczaną i fruwających po morzu, i rzece, kiterów. Po obu stronach rzeki ciąg domków na palach. Wróciliśmy po własnych śladach i Erynia zadekretowała „maleńkie co nieco” w restauracji rybnej Miško. W Czarnogórze specjalizują się chyba w przygotowywaniu owoców rzek, jezior i morza bo znów były one wyśmienite, a zamówiliśmy czorbę rybną i Czarne Risotto (razem 13,5€). Restauracja ma swój styl, mieliśmy okazję zobaczyć jak kelner przynosi klientom paterę z rybami by wybrali sobie te które miały być im przyrządzone. Z restauracji wyturlaliśmy się z trudem.
Ukontentowany kulinarnie W. przestał marudzić…

PS. Filtru polaryzacyjnego w Ulcinj nie było.
 
poprzedni
następny

4 odpowiedzi na Ulcinj

  1. Po wakacjach w Ulcinj

    Co do plaż byłem tak samo zawiedziony. My korzystaliśmy ze skalnego wybrzeża około kilometra od Ulcinj.
    Ciekawy był kontrast pomiędzy kobietami toples a albańskimi turystami (przyjeżdzają na weekend do Ulcinj z Albanii) gdzie kobiety były całkowicie zasłonięte (wszyscy na tej samej plaży).

    • Erynia

      Kiedy właśnie to miejscowe Albanki były pozakrywane do imentu. W samej Albanii spotkaliśmy tylko raz (w Szkodrze) “zachustczone” niewiasty. Poza tym, albańskie panie odziewały się zupełnie normalnie.

  2. Erynia

    Basiu,
    Pięknie dziękujemy za pozdrowienia. Rozumiemy pasję – bałkańskie góry są piekne.

  3. a cappella

    Pozdrawiam Was serdecznie; oglądam relacje i będę nadal. Z racji mojej pasji – najbardziej przykuły uwagę pagóry i wąwozy-kaniony (bułgarskie i północnogreckie się przypomniały)…

    …W zamierzchłym czasie (styczeń 1991) zarabiałam pierwszy translatorski pieniądz (pod-zlecenie ;)) tłumacząc przewodnik po Bałkanach jednej z globalnych firm. Przypadły mi szeroko rozumiane okolice Ochrydy… 🙂 …Pierwsza wojna w Zatoce na włosku; jeszcze nikt nie wie*, co za chwilę będzie się dziać na Bałkanach (nb mam wspomnienia Zagrzebia i okolic z lata ’88)… a ja taką bliską egzotykę przyswajam…

    ______
    *przeczuwać-przypuszczać-planować ktoś-tam mógł…

Skomentuj Po wakacjach w Ulcinj Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.