browser icon
Używasz niezabezpieczonej wersji przeglądarki internetowej . Należy zaktualizować przeglądarkę!
Korzystanie z przestarzałej przeglądarki sprawia, że komputer nie jest zabezpieczony. Proszę zaktualizować przeglądarkę lub zainstaluj nowszą przeglądarkę.

Jak nie narzekać po wakacjach!

W ramach przygotowań do podróży wyszukujemy informacje w Internecie. Czasami Erynia nie wytrzymuje czytania tego,
co tam znajduje i to był główny powód powstania tego wpisu.

Przeglądając blogi podróżnicze (i pokrewne), wpadam niekiedy na wpisy autorstwa skądinąd doświadczonych turystów (mimo wszystko podróżnik to inna liga) pełne rozczarowania danym miejscem, typu „10 powodów dla których lepiej nigdy nie jechać do…” – wstaw dowolne.
Często czytając to zastanawiam się jak to jest, że gdy sami sobie organizujemy wyjazdy, są one zawsze udane – nawet Danię, dzięki atmosferze domu K., bardzo mile wspominamy.
Choć w internecie pełno jest porad typu „jak przygotować się do urlopu”, z reguły zawierają one porady dotyczące:
 
  • ogarnięcia pracy – wdrożenie zastępcy, poinformowanie klientów, nie zapomnieć o autoresponderze,
  • domu – opłacić rachunki, nie zostawiać bez opieki, załatwić sąsiada do nakarmienia kota i podlania kwiatków,
  • zakupów – nowy strój kąpielowy, klapki i olejek do opalania z wysokim faktorem,
  • męża lub/i dziecka – jak nie zabić przed, w trakcie i po…,
  • pakowania przed urlopem – co gdzie zabrać, o czym nie zapomnieć,
  • promiennego wyglądu – dieta + sport = figura, dodać do tego fryzjera i kosmetyczkę.
Porady bardziej zaawansowane wspominają o rezerwacji biletów lotniczych, limitach wagowych bagażu linii lotniczych, ubezpieczeniu, sprawdzeniu wiarygodności biura podróży, budżecie, dokumentach, ewentualnej konsultacji lekarskiej przed wyjazdem i apteczce do zabrania ze sobą oraz przygotowaniu samochodu/roweru do drogi czy zachowaniu zasad bezpieczeństwa. Rzecz jasna, są to rzeczy ważne, ale nie tylko one mają wpływ na zadowolenie z wyprawy. Poniżej pozwolę sobie uzupełnić powyższe porady o nasze sposoby na udany wyjazd.
 
Przede wszystkim przygotuj się do podróży.
Przygotowanie nie jest tożsame z planowaniem.
Często słowo plan budzi złe skojarzenia, przywodząc na myśl listę punktów, które trzeba zaliczyć w określonym czasie – kropka!
Tylko czy to ma coś wspólnego z miłym wypoczynkiem?
Kojarzy się raczej z niemiłym obowiązkiem!
Nic dziwnego, że coraz więcej turystów idzie na tak zwany „spontan”, który może, ale nie musi, skończyć się udanym urlopem.

 
Spontaniczność jest dobra,
pod warunkiem że jesteś na nią przygotowany
.

 
Jak więc się przygotować?
 
1. Zbierz informacje o kraju do którego się wybierasz.
Poczytaj o historii, geografii, klimacie, mieszkańcach, obyczajach, kuchni, prawie (a właściwie) „o wszystkim”, a następnie zdecyduj czy na pewno chcesz tam (i koniecznie o tej porze roku) spędzić wakacje. Jeżeli nie przepadasz za bezpośrednim, żywiołowym charakterem, południową serdecznością i gościnnością mieszkańców oraz safari na drodze z szalonymi kierowcami, nie pchaj się Gruzji. Jeżeli jesteś wege-cośtam, a na dodatek nie lubisz kolendry i masz alergię na orzechy, to w Gruzji nastaw się na jedzenie głównie chaczapuri i tklapi na deser (no dobra, jeszcze parę potraw by się znalazło). Wegetarianie tolerujący wyżej wzmiankowane składniki mają znacznie większy wybór i na pewno nie będą poszkodowani.
Dobrze jest także, szczególnie w Turcji, zapoznać się z cenami w sklepach zanim(!) zacznie się kupować na straganach.
Jeżeli jesteś rozczarowany gruzińską biedą (kontrastem pomiędzy centrum, a „obok”), brakiem „standardów” porównywalnych do kurortów tureckich czy chorwackich czy kiepskimi drogami, to zastanów się jakie standardy może oferować kraj w kilka lat po wojnie, po bombardowaniach, z tysiącami wewnętrznych uchodźców – i miej pretensje wyłącznie do siebie, za podjęcie pochopnej decyzji o przyjeździe.
Poszukaj w internecie cen podstawowych artykułów spożywczych, noclegów, biletów wstępu, transportu w interesującym Cię kraju, następnie sprawdź kurs złotówki do lokalnej waluty i zastanów się czy na pewno stać Cię na wakacje w Skandynawii. Chyba że nastawiasz się na nocowanie w namiocie i jedzenie kuskusu oraz konserw przywiezionych z Polski. Można i tak, ale do tego też trzeba się przygotować.
 
Dla odmiany:
  • o tym, że Malta jest naprawdę małą wyspą, można przekonać się zaglądając do internetowej encyklopedii, niekoniecznie trzeba tam lecieć. W. miał niezły ubaw gdy znalazł i porównał powierzchnię Malty z powierzchnią Wrocławia czy Krakowa.
  • jeżeli nie lubisz wietrznej pogody i smrodu szamba nie odwiedzaj rolniczych regionów Danii na wiosnę.
  • i tak dalej…
2. Gdzie znaleźć informacje?
My korzystamy z kilku źródeł.
Przewodnik papierowy ma to do siebie, że po kilku latach częściowo się dezaktualizuje (ceny!, lecz nie tylko). Co prawda, nadal korzystam z wysłużonego przewodnika po Rumunii, wydanego bodajże w 2006 r. (w końcu zabytki nadal stoją na swoich miejscach), ale uzupełniam wiedzę korzystając z portali tematycznych (również zagranicznych) lub blogów czy forów internetowych. Nie można również nie wymienić tutaj rodziny i znajomych.
Właściwie przez cały czas „wyniuchujemy” mimochodem potencjalnie interesujące miejsca w różnych częściach świata i wrzucamy je w Przydasie. Po pewnym czasie, gdy decydujemy dokąd w końcu pojechać, trasa w zasadzie robi się sama.
 
3. Przy planowaniu (tak, użyłam tego brzydkiego słowa) bierz pod uwagę potrzeby czy oczekiwania towarzyszy podróży.
Jedni są wielbicielami całodziennego leżenia na plaży ewentualnie z przerwą na pływanie czy nurkowanie (w końcu to ma być wypoczynek), inni preferują zwiedzanie. w Czarnogórze doskonale sprawdzał się model łączony – wrzucaliśmy do samochodu torbę plażową, by bez pośpiechu i przymusu pojechać zwiedzać wybrzeże (a jest tam co oglądać). Po drodze, gdy była ku temu chęć i możliwość, zatrzymywaliśmy się na godzinę czy dwie na małych, kameralnych plażach. Wszyscy byli szczęśliwi.
Warto też zwrócić uwagę na zainteresowania swoje i towarzyszy podróży – tak, to z powodu geologiczno-archeologicznych ciągotek W., gdziekolwiek jedziemy, zahaczamy o wykopaliska (znowu te ruiny…), jaskinie, czasem kamieniołomy lub ciekawe formacje skalne (kolejne kamulce…). z kolei On cierpliwie towarzyszy mi i przeczekuje mój obłęd fotograficzny w skansenach lub zapyziałych wioskach na obrzeżach tak zwanej „cywilizacji” (znowu te drewniane chałupy…).
 
4. Nic na siłę.
Dotyczy to zarówno miejsca zamieszkania na czas urlopu jak i trasy. Jeżeli nie przepadasz za molochami turystycznymi (pardon, kurortami), to nie rezerwuj hotelu w Złotych Piaskach czy Słonecznym Brzegu, nawet jeżeli rodzina czy koledzy bardzo serdecznie polecają Ci te miejsca. i odwrotnie, jeżeli nie odpowiada ci siermiężność i brak luksusów to nie pchaj się w regiony gdzie hotele (może, niestety) powstaną za kilkadziesiąt lat.
 
5. Ciekawość to pierwszy stopień do… udanych wakacji.
Zanim zdecydujesz gdzie zamieszkasz, pooglądaj zdjęcia hotelu oraz okolicy, poczytaj opinie innych turystów (najlepiej te najnowsze). Poszukaj w okolicy ciekawych miejsc, do których będziecie mogli pójść czy pojechać, kiedy znudzi wam się plaża, restauracji z miejscowym(!) jedzeniem. Jeżeli nie znajdziesz nic ciekawego, pomyśl o zmianie planów.
Nie umieszczamy tutaj zachęty do poszukiwania „restauracji” z jedzeniem jakie lubisz (McD itp.), bo dla takich „atrakcji” nie ma po co jechać dalej niż do najbliższego większego miasta.
 
6. Przygotuj listę z… adresami lokalnych informacji turystycznych.
Tak, co prawda z reguły mamy wcześniej przygotowaną listę z miejscami do zobaczenia, ale zaraz po przyjeździe w dane miejsce, kierujemy się do lokalnej informacji turystycznej lub pytamy mieszkańców i… plany często się zmieniają. Tak naprawdę wiem tylko co chciałabym zobaczyć – kolejność i czas poświęcony na pobyt w danym miejscu to rzecz drugorzędna. z reguły udaje nam się dotrzeć do 70-80% zaplanowanych miejsc, a resztę dopełniają niespodziewajki. Tu właśnie jest miejsce na ten „spontan”. Dla przykładu: „zaplanowaliśmy” kółeczko: zachodnia Ukraina – Mołdawia – wschodnia Rumunia – Węgry. a w rzeczywistości tak nam było dobrze na Ukrainie, że machnęliśmy ręką na Mołdawię („może w przyszłym roku”), a Rumunię skróciliśmy do minimum, zmieniając na dodatek trasę. Było warto: trafiliśmy na Paschę (prawosławną Wielkanoc), a huculskiego targu długo nic nie przebije.
 
7. Mierz siły na zamiary.
Truizm, ale często lekceważony. Jeżeli nie masz zdrowia, kondycji czy odpowiedniego sprzętu, nie pchaj się na przykład w wysokie góry. Dostosuj się do pogody (ta porada dotyczy również żeglarzy, mimo że: „nie ma złej pogody, są tylko źli żeglarze”). Jeżeli jednak nie ma odpowiednich warunków, rozważ rezygnację z wyjścia na szczyt albo wypłynięcia z portu (na tym ostatnim punkcie sami się kiedyś przejechaliśmy). Może spóźnisz się dzień do pracy albo ucierpi twoja duma, ale być może oszczędzisz przez to pieniądze, zdrowie, życie czy psychikę rodziny.
 
8. Czytaj drobny druk na umowach. (aktualizacja: 2021.07.)
A umowy bywają różne w zależności od twojej aktywności. Od umów ubezpieczenia, przez umowy najmu po informacje hotelowe (umieszczane na kartkach w hotelach – tak, tak, to też są umowy!).
Od ubezpieczeń zdrowotno-wypadkowych mamy (W.) koleżankę, która dba o nasze (i swoje) bezpieczeństwo, podsuwając nam tylko sprawdzone oferty. o inne musimy już dbać sami. w hotelu staramy się zazwyczaj zapoznać się z „kartkami na drzwiach lub w szufladach”, o ile znajomość języka na to pozwala. Są raczej standardowe więc wyszukujemy ewentualnych różnic.
Ciekawe są natomiast umowy najmu urządzeń do transportu masy z punktu a do punktu B. (określenie W. na samochody i inne środki transportu). w tym przypadku warto przede wszystkim zdecydować się na formę ubezpieczenia (pełne, pełne z wkładem własnym, częściowe, żadne). My zazwyczaj bierzemy pełne (jak nas na nie stać) lub nie wynajmujemy nic (gdy nas nie stać), a nawet jak wynajmujemy to oprócz umowy dopytujemy się wielokrotnie czy poprawnie zrozumieliśmy słowa wynajmującego – umowa ustna jest tak samo ważna jak pisemna (w wielu krajach). Potrafi to uratować zasoby pieniężne w sytuacji gdy „drobny druk” jest za drobny by go przeczytać.
Bez względu na „drobny druk”, zawsze przy odbiorze samochodu, jachtu, a nawet kajaku, należy sprawdzić jego stan – i stan jego części:
  • w samochodzie – wycieraczki, opony (w tym zapasowe), światła, płyny (hamulcowe, w spryskiwaczach), stan lakieru, szyb i plastików, „czy nie kapie pod spodem” i parę innych rzeczy o których każdy kierowca wiedzieć powinien;
  • na jachcie – stan olinowania stałego i ruchomego, steru, żagli i wyposażenia kambuza, o stanie ogólnym poszycia jachtu też zapominać nie należy, warto też obejrzeć jego zęzę (zenzę);
  • na kajaku/kanadyjce – stan poszycia, wioseł, komór wypornościowych i wyposażenia dodatkowego;
  • innych – podobne lub inne.
Bezwzględnie należy też stosować się do zasad ujętych w umowie, a dotyczących spożycia alkoholu – mimo że w niektórych krajach dopuszczalny jest u kierowcy poziom alkoholu we krwi wyższy niż 0,00‰, to ubezpieczenia wykluczają taki stan i mimo braku karnej odpowiedzialności za „prowadzenie pod wpływem” poniesie się konsekwencje finansowe ewentualnego wypadku. My nie mamy tego problemu – W. nigdy nie prowadzi gdy ma więcej niż 0,00‰.
Należy także zwrócić uwagę na kwestię typu dróg, na których obowiązuje ubezpieczenie. Zjeżdżając z dróg asfaltowych można się również narazić na utratę ubezpieczenia, a to może być niemiłe.
Czasami, po rozważeniu powyższego, w niektórych krajach, należy zrezygnować z wynajmu samochodu lub rozważyć kwestię wynajmu samochodu razem z kierowcą (Gruzja) – w tym ostatnim przypadku jest ważne, przynajmniej dla nas, kwestia palenia papierosów w samochodzie. Palący kierowca jest zdyskwalifikowany w naszych oczach natychmiast i bezwzględnie (przy auto-stopie nie mamy na to wpływu, ale nie jesteśmy zbyt szczęśliwi), ale inni mogą lubić komorę gazową!
 
9. Dostęp do internetu.
Nie jest konieczny(!), czasami wręcz szkodliwy, ale bywa przydatny, zwłaszcza gdy zmieniasz plan w trakcie podróży i na przykład rezerwujesz noclegi z dnia na dzień. Można rzecz jasna liczyć na przydrożne hotele/motele czy pensjonaty, ale w sezonie urlopowym bywają zajęte, wściekle drogie a i standard wyżej wzmiankowanych może nam nie odpowiadać. Rzecz jasna jedną noc można przespać się w samochodzie, a namiot można rozbić byle gdzie (nie zawsze), ale ostatnio zmieniły nam się gusta. Starzejemy się, czy co?
 
10. Miej nadzieję, nie miej oczekiwań. – maksyma W.
Nie nastawiaj się, nie oczekuj, że wszystko będzie takie, jak zaplanowałeś.
Zawsze będzie inaczej niż sobie wyobrażałeś/łaś i to jest piękne.
(no może nie dla każdego… – ale to jest dobre nastawienie do życia)
 
11. Nie oceniaj, nie porównuj.
Jedno i drugie zostaw na powrót do domu. Nie patrz na innych przez pryzmat swoich doświadczeń. Ludzie są różni, najczęściej byli wychowani w innej kulturze, mają inne poglądy i mają do tego prawo.
Nil mirari, nil indignari, sed intellegere – łacińska maksyma:
nie dziwić się, nie oburzać tylko zrozumieć.
Staram się to stosować w każdej podróży.
 
12. Bądź otwarty na nowe doznania
– rozmawiaj z mieszkańcami, jedz z nimi, rób zakupy na targowisku, jedz miejscowe potrawy – niekoniecznie w drogich restauracjach. Potrawy podawane w ramach hotelowego all inclusive, a prawdziwa lokalna kuchnia to są dwie różne rzeczy. Przekonaliśmy się o tym w Kutaisi.
 
13. Uśmiechaj się do ludzi
– o ile zasady danego kraju (kultury) na to zezwalają.
Szanuj ludzi – zawsze (na przykład: nie rób zdjęć wbrew ich woli i rób jeżeli tego od ciebie oczekują, nawet jak nie będą ci do niczego potrzebne), ale szanuj i siebie, i kulturę kraju do którego jedziesz. Stracisz wiele w oczach otaczających cię ludzi gdy nie będziesz szanować miejscowych zwyczajów (o łamaniu prawa nie wspominając). Najlepiej poznajemy kraj poprzez ich mieszkańców, nie bójmy się więc z nimi spotykać. Chyba że wyjechaliśmy tylko po to, by poruszać się na linii: hotel → bar → basen → bar → plaża → zakupy w centrum handlowym → hotel, ale nie musimy w tym celu wyjeżdżać za granicę – no chyba że chcemy móc powiedzieć znajomym: „Byłem/am w…”.
 
14. Ucz się języków obcych.
Kolejny truizm, ale jakże ważny. Naucz się choćby kilku podstawowych słów w języku kraju, do którego jedziesz. To ułatwia kontakt i zmienia nastawienie mieszkańców, co bywa ważne, zwłaszcza gdy wpadniemy w jakieś kłopoty. o tym, że znajomość angielskiego ułatwia życie w Europie Zachodniej (może z wyjątkiem Francji), a rosyjskiego w krajach byłego bloku wschodniego, nie muszę nawet wspominać. To oczywiste, ale na przykład na Węgrzech ważniejszy jest niemiecki, którego niestety nie znamy.
 
15. Bez względu na problemy zachowaj spokój.
Tak wiem, to najtrudniejsze – sama miewam z tym problemy – ale nawet kiedy mam ochotę wpaść w histerię czy ukręcić Chłopu łeb na wysokości kolan (© Chłop), mam pełną świadomość, że w niczym nie przyspieszy to znalezienia dobrej drogi czy mechanika samochodowego, a wszystkim pozostałym popsuje resztki humoru. Nawet gdy do ciebie strzelają – no dobrze, przed twoim samochodem – to też nie powód by wpadać w histerię. Znacznie łatwiej jest wyjść z każdej sytuacji gdy zachowasz spokój i jeżeli nie dobry humor to przynajmniej pogodę ducha.
 
16. „Jak cię widzą, tak cię piszą”.
Jesteś nie tylko sobą-jednostką, jesteś również przedstawicielem kraju/narodu z którego pochodzisz. i o ile utrata twarzy (w naszej kulturze) nie jest aż tak wielką sprawą (zależy dla kogo) to już pozostawienie złego świadectwa o kraju/narodzie może być czymś niewybaczalnym.
Zawsze staramy się o tym pamiętać.
 

Erynia
z dodatkami W.

 

PS. Nasze wrażenia umieszczamy na blogu dopiero po powrocie, po sprawdzeniu notowanych na bieżąco informacji
(W. wymusza notowanie każdego dnia przed snem – jak nie uda mu się zmusić do tego Erynii robi to sam),
tak by uniknąć lapsusów (w tym błędów ortograficznych, merytorycznych i komiczności) spotykanych czasami na innych blogach.
Przy tym nie rościmy sobie żadnych praw do bycia wyrocznią i z wdzięcznością przyjmujemy zarówno krytykę jak i uzupełnienie informacji.  

poprzedni
następny

6 odpowiedzi na Jak nie narzekać po wakacjach!

  1. Pan Koszmarny

    Ha! Po tytule sądziłem, że to będzie tekst wprost skrojony dla mnie. W trakcie lektury uświadomiłem sobie jednak, że ja właściwie lubię narzekać po wakacjach. To znaczy: lubię oglądać miejsca, które mi się nie podobają, lubię jeść dania, które mi nie smakują, lubię przebywać w towarzystwie ludzi, którzy mnie irytują… no dobra, to ostatnie może trochę mniej 😉 Generalnie chodzi o to, że obcując z badziewiem, jestem jakby bardziej wyczulony na to, co prawdziwie piękne. Dzięki temu mam skalę, na której mogę umieszczać wszystko co zobaczyłem i przeżyłem. No i – last but not least – to co rozczarowujące, jest źródłem najlepszych anegdot. A nie ma nic lepszego, niż anegdota, którą po wyjeździe możesz zamęczać wszystkich znajomych 🙂

    • w.

      Cóż można na to powiedzieć?
      Chyba tylko zacytować Smerfa marudę:
      „Nie cierpię nie cierpieć!”
      i każdy ma do tego prawo bo w końcu każdy sam sobie ustala poziom zera i zakres pomiarowy.
      😉

  2. Erynia

    Pudelku,
    Szczerze podziwiam! Aż tak restrykcyjnie nie podchodzimy do planu. Dopuszczamy zmiany w trakcie podróży ale staramy się być na nie przygotowani.
    Co do smartfona, dostałam takiego od W. niecały rok temu – biedak nie mógł już patrzeć na moją wysłużoną komórkę znanej fińskiej marki. Co ja poradzę na to, że mam Chłopa gadżeciarza? 😉

    • Pudelek

      Nie jestem aż tak super restrykcyjny, aby trzymać się planu za wszelką cenę – czasem zdarza się zmieniać trasę, np. rok temu w Szwecji z uwagi na późną porę zdecydowaliśmy się ominąć część środkową na rzecz nad-morza… Jednak ogólne kierunku są raczej założone 🙂

      Co do smartfona… ok, mam jednego starego od mamy, używam go do biegania 😉 Ale specjalnie nie ma karty w środku, zadzwonić ani łapać niczego na nim nie można 🙂 Mojej starej komórki bym nie zamienił – bateria nadal trzyma spokojnie kilka dni, a przy słabym używaniu i ponad tydzień, mieści się wszędzie, nie stłucze się przy upadku i nie kusi złodziejów 😀

  3. Pudelek

    Dla mnie każda podróż odbywa się w zasadzie trzy razy: planowanie, jazda, podsumowanie 😀 Jeśli chodzi o wyjazd wakacyjny, który zazwyczaj trwa około 2 tygodni to mam dość dokładnie zaplanowane z rozpiską na każdy dzień 🙂 Ale to nasze zboczenie, bo my stawiamy głównie na zwiedzanie a nie leniuchowanie, więc zależy aby zobaczyć jak najwięcej. Tyle, że oczywiście nic na siłę, nie raz już się człowiek przekonał że nie ma sensu pędzić jak idiota aby tylko zdążyć gdzieś wpaść i lepiej odpuścić 🙂

    Przewodnik papierowy na wyjeździe to podstawa – innego nie mamy, bo ze smartfonów nie korzystamy. Oczywiście takie rzeczy jak ceny sprawdza się w sieci przed wyjazdem. A że śpimy przeważnie na kempingach więc odpada konieczność rezerwacji 🙂

Skomentuj w. Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.