Południowe rejony Dolnego Śląska, do niedawna były regionem szczycącym się gęstą siecią połączeń kolejowych. Najpierw trakcję elektryczną, jak na trasie Wrocław—Sobótka—Świdnica–Wałbrzych, wywieźli jako zdobycz wojenną, Rosjanie, a następnie, już w póżniejszym okresie, wykończyli ją komuniści – przez brak nakładów na remonty i inwestycje. Gwoździem do trumny był rozwój motoryzacji usprawiedliwiający „pilniejsze potrzeby gmin”. W efekcie, w wielu miejscach, po kolei pozostały już tylko wspomnienia ciuchci jadącej 12km/godz. (jak z Henrykowa do Ząbkowic w latach 80.), zarośnięte tory oraz malownicze mosty i wiadukty kolejowe (jak w Kamieńcu Ząbkowickim). Miasta w okolicy też wymagają rewaloryzacji. W Henrykowie powoli restauracji poddawane jest Opactwo Cystersów w którym pierwszy raz zapisano wypowiedziane po Polsku zdanie, chociaż ponoć wypowiedział je Czech.
Ziębice mają już całkiem ładnie odrestaurowany ratusz, ale boczne uliczki, z zabytkowymi budynkami czekają na gospodarza (i dobrze wydane pieniądze). W Ząbkowicach Śląskich podobnie. Ratusz i Rynek pięknie odnowione, a niedaleko od rynku…, ale przynajmniej jest tam dosyć czysto! Dla odmiany zamek Marianny Orańskiej w Kamieńcu Ząbkowickim straszy, a mógłby być takim pięknym: hotelem, centrum konferencyjnym, czy po prostu miejscem do życia.
Jadąc dalej mijamy niepozorne miejsce z wielką hałdą żużla po lewej. To pozostałości po jedynej w Polsce kopalni i hucie niklu i kobaltu. Wydobywano też w tej kopalni piękne chryzoprazy i opale. Ale to było dawno, dawno temu. Teraz teren ten zarastają trzydziestoletnie drzewa i niewielu już pamięta, że okolice te rodziły unikalne w Europie kamienie półszlachetne. Oprócz chryzoprazów i opali ze Szklar Ząbkowickich niedaleko od drogi z Jordanowa Śląskiego do Sobótki znajdowała się jedyna w Europie kopalnia nefrytu. Nefryt ten był piękniejszy od śmieciowatych jadeitów z Chin i znany w całej Europie od czasów neolitu.
O Ślęży można by mówić wiele: że nazwa pochodzi od wilgoci, że woda z jej żródeł zawiera tyle magnezu…, że jest jednym z czakramów ziemi, że jest jednym z niewielu typowych kompleksów ofiolitowych, że…, że…, że… – może kiedyś więcej.
Dla W. jest to jedyne miejsce na ziemi, o którym mówi, że czuje się jak w domu, nawet gdy tylko dostrzega Ślężę na horyzoncie.
W ramach kolejnego wyskoku pojechaliśmy bardziej na zachód.
Pętelkę zwiedzania rozpoczął Jawor z jednym z trzech wybudowanych bez użycia gwoździ Ewangelickich Kościołów Pokoju. Niepozornie białobrązowy pruski mur skrywa pięknie odrestaurowane wnętrze. Perła sztuki budowlanej oczarować potrafi zarówno artystę jak i architekta – i potrafili to zaprojektować bez komputerów!!! Znowu potwierdza się twierdzenie, że „ułatwienia degenerują”.
Ten drugi był w znacznie lepszym stanie.
Ostatnim z etapów wycieczki był Karpacz ze świątynią Wang. Niestety, jak zwykle, Karpacz przywitał W. deszczem (zawsze to robi! – już od 30 lat). Erynii przemokło się „przy okazji”.
A we Wrocławiu we dnie zwiedzaliśmy ogród botaniczny na Ostrowie Tumskim i ogród japoński przy Hali Stulecia, by pod wieczór raz jeszcze odwiedzić jej okolice i obejrzeć pokaz fontann. Trafiliśmy również na otwarcie wyremontowanej Synagogi pod Białym Bocianem.
W międzyczasie polowaliśmy na krasnale.
Trochę się zmieniło w Kamieńcu Ząbkowickim:
http://szerokadroga.pl/palac-w-kamiencu-zabkowickim/
trzeba tam będzie zajrzeć
W Kamieńcu Ząbkowickim nie ma ratusza ani rynku (odrestaurowanego bądź nie).
Najmocniej przepraszamy wszystkich mieszkańców Kamieńca Ząbkowickiego oraz czytelników. Nie mam pamięci do nazw i pomylił mi się przy opisie Kamieniec Ząbkowicki z Ząbkowicami Śląskimi. Poprawki już naniosłem a E. dziękuję za zwrócenie uwagi na błąd.
Nie dziwota – taka podróż w ciągu jednego dnia 😉
Wasz ukochany Wrocław, też zwiedziłam. Muszę sobie jeszcze na następne dni zostawić, dlatego na dzisiaj kończę, bo mnie troszkę nogi bolą. 😉 😆