browser icon
Używasz niezabezpieczonej wersji przeglądarki internetowej . Należy zaktualizować przeglądarkę!
Korzystanie z przestarzałej przeglądarki sprawia, że komputer nie jest zabezpieczony. Proszę zaktualizować przeglądarkę lub zainstaluj nowszą przeglądarkę.

Wina w Poysdorf

Na powrót mieliśmy pewne plany, mniej więcej skrystalizowane. Te jasno określone to odstawić S.M.Z. do Bari, do hostelu. Niby takie proste, ale W. musiał się pomylić i zamiast ominąć Taranto, jak na złość przejechał przez samo centrum. S. (nie)śmiało sugerowała nam zwiedzenie miasta, skoro już tu byliśmy, ale W. pozostał głuchy na Jej sugestie. W. twierdzi nawet, że nie dość że to wielkie miasto, to jeszcze go nie lubi. Uparta zaraza. W efekcie tego i jeszcze paru przypadków, w okolicy San Marino przejeżdżaliśmy o zachodzie słońca. Nie było sensu upierać się na zwiedzenie tego państwa-miasta – zrezygnowaliśmy jednogłośnie. Drugim ewentualnym celem był Triest i tutaj już dyskusja była dłuższa – zakończyła się podobnie. Na dodatek, po drodze, napotkaliśmy parę korków i dorwała nas burza z oberwaniem chmury, tak że większość samochodów stanęła na pasach awaryjnych autostrady. W. znalazł TIRa-sponsora i udało mu się jechać przez te 10 minut, mimo potoków wody. Tak trochę zmęczeni, trochę znudzeni autostradą po 1200 km jazdy, przespaliśmy się po austriackiej stronie granicy. Ponieważ zatankowaliśmy do pełna tańszego paliwa austriackiego mogliśmy przejechać całą Austrię na jednym tankowaniu. W. wpadł na pomysł by zatrzymać się tylko na ewentualne dotankowanie przed granicą, a zobaczyć coś w Czechach – jakiś zamek czy inną ciekawostkę. Erynia nie była przekonana do tego pomysłu. W każdym razie w miarę szybko przejechaliśmy przez Austrię i przed samą granicą W. zjechał z autostrady by znaleźć jakieś tańsze paliwo. Niestety wszystkie wyszukane w nawigacji stacje paliwowe okazały się niedostępne – bezobsługowe, na specjalne karty. W międzyczasie Erynia poczuła chęć na spróbowanie kuchni lokalnej. Nie trzeba było tego dwa razy powtarzać,
do albumu zdjęć

Poysdorf

W. zaparkował przy Gasthof Zesch w Schrattenberg bei Poysdorf i już po paru chwilach zajadaliśmy się wyśmienitym jedzeniem, a dodatkowo Erynia mogła spróbować sturm (zwany po drugiej stronie granicy burčákiem) – młody, sfermentowany, niefiltrowany moszcz. Bardzo ciekawy w smaku – spodobał jej się. Przy okazji, od kelnerki dowiedzieliśmy się o festynie wina w pobliskim Poysdorf. Decyzja była natychmiastowa i jednomyślna. Na miejscu okazało się, że dwudniowy festyn zacznie się dopiero o 20., ale ponieważ przygotowania szły pełną parą to po obejrzeniu kościoła i jego okolic można było przyjrzeć się początkom festynu.
winorośl miejska

winorośl miejska


Z ciekawostek, jest to do tego stopnia miasto winiarskie ze nawet przystanek autobusowy w centrum miasta obsadzony jest winoroślą – klomby też są z winorośli. W centrum festynowym W. prawie natychmiast znalazł ciekawą piwnicę gdzie psim swędem załapaliśmy się na spokojną degustację 12 win i bardzo miłą rozmowę z Marią, współwłaścicielką jednej
(Weingut Salomon {Opis win z degustacji}) z dwóch
(druga to Weinbau J.Wittmann {Opis win z degustacji}) winiarni oferujących wina w tej piwnicy. Miła rozmowa otwarła przed nami nowy region winiarsko-turystyczny do odwiedzenia w przyszłości. A Pani Salomon, mająca korzenie węgierskie, opowiedziała nam o swojej winnicy i gospodarstwie, które prowadzi ekologicznie – bez żadnych pestycydów. Organizują również pobyty wczasowo-enologiczne w swoim regionie. Oczywiście nie omieszkaliśmy zakupić dwóch kartonów win i ruszyć już bezpośrednio do Polski.
poprzedni
następny

2 odpowiedzi na Wina w Poysdorf

  1. Pudelek

    O, burcak, zazdroszczę 🙂 w tym roku, niestety, mnie ominęła jego degustacja…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.