browser icon
Używasz niezabezpieczonej wersji przeglądarki internetowej . Należy zaktualizować przeglądarkę!
Korzystanie z przestarzałej przeglądarki sprawia, że komputer nie jest zabezpieczony. Proszę zaktualizować przeglądarkę lub zainstaluj nowszą przeglądarkę.

Nowy Wiśnicz – Zamek

 
Ilekroć przejeżdżaliśmy przez jego okolicę kusił nas swoją sylwetką. Za każdym razem, solennie obiecywaliśmy sobie, że tam zajrzymy. Tam, czyli na zamek w Nowym Wiśniczu. W. nie byłby jednak sobą, gdyby trochę nie pokręcił z punktami na trasie. Pierwszym miał być kościół św. Bartłomieja w Łapanowie.
do albumu zdjęć

Po drodze do Bochni

Miał być, ale nie był, gdyż W. nie dogadał się z GPS-em. Za to przejechaliśmy się drogami gruntowymi, mając piękne widoki na wiosenne lasy, aż wylądowaliśmy pod czyjąś bramą. Zamkniętą, gwoli ścisłości. W. nie poddawał się wszakże, i dzięki temu, jadąc jakimiś opłotkami, przez pola i podwórka, udało nam się w końcu przedrzeć do drogi asfaltowej, a następnie do Bochni na drobne „słone” zakupy.
Cel podróży był jednak inny, był to Zamek w Wiśniczu. Warowną siedzibę w drugiej połowie XIV w. ufundował Jan Kmita, między innymi starosta krakowski. Warownia pozostała w rodzinie Kmitów do 1553 r., gdy po bezdzietnej śmierci Piotra (wojewody krakowskiego), przejęli ją Barzowie i Stadniccy. Niecałe pół wieku później (1593 r.), na skutek rozliczeń finansowych, zamek przeszedł w ręce Sebastiana Lubomirskiego. Jego syn Stanisław przebudował rezydencję i umocnił pięciobokiem fortyfikacji bastionowych według projektu Macieja Trapoli. W posiadaniu Lubomirskich Wiśnicz pozostawał aż do połowy XVIII w. Wówczas przeszedł w ręce Sanguszków, a następnie Potockich i Zamoyskich, kiedy spłonął, stał w postaci ruiny lat ponad sto aż po II wojnie odbudowali go zapaleńcy, uff.
do albumu zdjęć

Zamek w Wiśniczu


Miał więc zamek historię bogatą, a i goście go odwiedzali znakomici. Dla przykładu za czasów Piotra Kmity, na zamku często gościła królowa Bona. Według jednej legend w czasie uczty zażyczyła sobie wyjść na gzyms jednej z wież zamkowych, a następnie objechała ją na osiołku. Po tym wyczynie, jak gdyby nigdy nic, wróciła do ucztowania. Od tej pory, baszta nosi imię Bony. Według legendy, gdy królowa chciała się pozbyć jakiegoś przeciwnika politycznego, rzucała mu wyzwanie konnej przejażdżki po murku wieży. Nikt nie ośmielił się jej odmówić, co musiało skończyć się śmiercią, gdyż w przeciwieństwie do osłów konie bały się wysokości i zrzucały jeźdźców. Legenda ma problemy z wieżą – w czasach Bony wieża ta jeszcze nie istniała.
Legenda z nieco późniejszych czasów wiąże się z próbą otrucia Barbary Radziłłówny w czasie jednej z zamkowych uczt. Jak wiadomo nie była ona kochana ani przez Bonę ani przez dwór. Czy była to próba udana – tego nie wiemy. Faktem jest, że Barbara umierała długo i męczarniach, a czy było to efektem trucizny o spowolnionym działaniu, czy jakiejś nieuleczalnej choroby, tego się już nie dowiemy, aczkolwiek ponoć choroba była weneryczna. W każdym razie, duch Barbary ma nawiedzać zamek w księżycowe noce.
Trochę później, w czasach potopu szwedzkiego, zamek co prawda przetrwał, ale cokolwiek goły. Załoga, pod nieobecność właściciela, po prostu otworzyła bramy – by nie zniszczono zamku. Budowla przetrwała, ale wywiezione 150 wozów dóbr wszelakich jak również większość armat zasiliły szwedzkie „zbiory” muzealne. Jedną z pozostałych armat znaleziono w dawnych ogrodach i obecnie można ją zobaczyć w Muzeum Ziemi Wiśnickiej nieopodal zamku. Reszta zrabowanych, a zachowanych dóbr również jest dostępna dla zwiedzających – wśród poloników w Sztokholmie…
Pożar z 1831 r., w którym spłonęły wszystkie elementy drewniane, w tym dach i wszystkie podłogi praktycznie zakończył okres „arystokratyczny” zamku. Budynek został opuszczony na jakieś 100 lat, co przyspieszyło dewastację. Na początku XX w. Zjednoczenie Rodowe Lubomirskich, które odkupiło swą dawną siedzibę, miało ambitny plan odbudowy, ale najpierw „funduszy nie stało”, a później przeszły dwie wojny…
Pałac zaczęto remontować w 1949 r. pod przewodnictwem prof. Alfreda Majewskiego, i nawet im się „prawie” udało.
prof. Alfred Majewski

prof.A.Majewski


Do Zamku dotarliśmy po 11., w sam raz przed pierwszą turą zwiedzania. Mając chwilę, rozejrzeliśmy się dookoła. Cóż, z daleka prezentował się dużo lepiej. Odpadające płaty farby za bramą wejściową sprawiały przygnębiające wrażenia. Dlaczego tego nie wyremontują? domyślamy się…
Wnętrza wzbudziły w nas mieszane odczucia. Z jednej strony częściowo odrestaurowane malowidła (komnata Herkulesa) i sztukaterie w basztach i kaplicy, z drugiej czasem przypadkowe umeblowanie, kopie magnackich portretów oraz gobeliny pochodzące z… lat 80′ dwudziestego wieku (co było widać!). Całość wyglądała ciut ubożuchno i ersatzowato, choć trudno się temu dziwić biorąc pod uwagę zarówno trudną historię miejsca, ograniczone zasoby finansowe muzealników
plafon z zamku w Książu

Plafon

jak i skomplikowany stan prawny nieruchomości
Za to bynajmniej nie ersatzowato, a wprost imponująco wyglądał czarno-złoty plafon pochodzący z zamku w Książu, ściągnięty stamtąd przez prof. Majewskiego. Zastanawiało nas tylko, co stało się z oryginalnymi obrazami stanowiącymi integralną część tegoż w Książu. Obecnie w ich miejsce wprawione są malowidła błękitnego nieba z chmurkami.
Jedną z oddzielnych tras była krypta z sarkofagami rodziny Lubomirskich i ciekawą,
Krypta Lubomirskich

Krypta Lubomirskich

chociaż niewielką, wystawą fumeralną. Ciekawym w szczególności był opis części ceremoniału pogrzebowego, w której „sobowtór” zmarłego wjeżdżał do kościoła na białym koniu by spaść przed ołtarzem symbolizując odejście w zaświaty, a nad nim łamano pieczęć i szablę jako ostateczne pożegnanie ze zmarłym.
Chyba najbardziej spójna i interesująca była jednak kolekcja naczyń miedzianych w sali gospodarczej. Tam też przewodniczka „oświeciła” nas, że królowa Bona sprowadziła do Polski włoszczyznę (z czym się zgadzamy), a w tym ziemniaki, z czym pozwoliliśmy się nie zgodzić. Toż Hiszpanie sprowadzili ziemniaki do Europy dopiero po podboju Państwa Inków w trzeciej ćwiartce szesnastego wieku roku. Bona zmarła bodajże w 1557 r. we włoskim Bari… Nasza argumentacja nie przekonała wszakże pani przewodniczki: „bo mnie tak mówili wykładowcy”. Nie wiemy, czy bardziej przeraził nas obecny poziom wykładowców/uczelni, czy bezkrytyczne podejście młodych ludzi do informacji podanej przez „autorytety”.
Compendium Ferculorum

Compendium Ferculorum


A co do tego pożytecznego warzywa, pojawiło się ono w Polsce po raz pierwszy po odsieczy wiedeńskiej, podarowane Sobieskiemu przez cesarza Leopolda I prosto z ogrodów cesarskich w Wiedniu. W następstwie tegoż, przepisów z „tartufelli” nie mogło zabraknąć w pierwszej polskiej książce kucharskiej „Compendium Ferculorum” autorstwa Stanisława Czernieckiego, kucharza tych Lubomirskich.
poprzedni
następny

13 odpowiedzi na Nowy Wiśnicz – Zamek

  1. Erynia

    Dochodzi jeszcze do tego kwestia zainwestowanych przez państwo pieniędzy – a były spore. Wiem, że mienie poniemieckie brzmi w tym przypadku absurdalnie, ale…

  2. Pudelek

    Bardzo ciekawa jest kwestia tego stanu prawnego: zamek nie może wrócić do Lubomirskich, bo… zasiedziało się w nim państwo! 😀 Nic tylko coś ukraść i nie pozwolić właścicielom wrócić, po czym się zasiedzieć!

    • w.

      Nie jest to tak proste. Od 1831r. stała sobie ruinka, której nikt nie chciał. W okolicach 1901r. Lubomirscy próbowali coś z tym zrobić ale finansowo im nie wyszło. Po II wojnie światowej także nic się nie działo, oprócz upaństwowienia wszystkiego przez PRL, aż „ktoś” postanowił, że zamek zostanie odbudowany. Była ruina – była, było „mienie porzucone” – według Państwa było, było upaństwowienie wszystkiego – było. Teraz gdy zamek odbudowano pojawił się „właściciel”. Wiem, że w czasach słusznie minionych trudno było „obszarnikom” domagać się zwrotu majątków, ale z drugiej strony ktoś tę ruinę odbudował a zasiedzenie jest kategorią prawną.

      • Pudelek

        Ale chyba ta ruina miała właściciela, skoro ktoś coś próbował z nią zrobić. Raczej Lubomirscy nie finansowaliby prac w cudzym terenie. Ruiny po wojnie państwo zajęło i nie pytało się nikogo o zdanie przy odbudowie. “Mienie porzucone” jest pojęciem bardzo szerokim, po wojnie masa obiektów była porzuconych, niekoniecznie z winy posiadaczy tego majątku. Równie dobrze można pójść do jakiegoś sąsiada, który ma rozwalony chlew i ogłosić, że ten chlew się przejmuje i odbuduje, a jak sąsiad po iluś latach zechce go odzyskać to pokaże mu się fakira. Jeśli się odbudowuje cudzą własność, to powinno liczyć się z tym, że prawowity właściciel i tak zażąda jej zwrotu.

        Zasiedzenie jest kategorią prawną, ale moim zdaniem kompletnie niesprawiedliwą, jeśli dzięki niej można przejmować cudzą własność. Bo w ten sposób wszystko co za komuny przejęto mogło być zasiedziałe, w końcu minęło tyle lat!

        • w.

          I znowu niby racja ale…
          1. po tym jak potraktowano Wedla to już nic mnie nie dziwi
          2. wszystko kiedyś miało właściciela (przynajmniej w niektórych regionach) i co? do zawsze ma pozostać „niczym” bo jest (potencjalnie) czyjeś?
          3. dura lex sed lex – prawa własności, jeżeli własność istnieje, muszą w jakiś sposób opisywać „działania” na własnościach a że Państwo jest „ponad wszystko” to i może najwięcej
          4. i tego typu praw jest wiele, dla przykładu: maksymalna kwota wypłacana po śmierci właściciela konta – reszta przechodzi na własność banku. itd. itp.
          a co do chlewu sąsiada to jeżeli przez (25) 30 lat sąsiad nie wniesie sprawy do sądu (albo nie potraktuje widłami) to znaczy że chlew mu do niczego potrzebny nie był i przez zasiedzenie stajesz się właścicielem chlewu. Jeżeli przed upływem tego czasu wniesie pozew to nie tylko nie staniesz się właścicielem chlewu ale jeszcze może wystąpić o opłatę za użytkowanie terenu… i moim zdaniem to jest rozwiązanie jeżeli nie moralnie słuszne to przynajmniej logicznie uzasadnione. 😉

          A tak, poza wszystkim innym, to prawa własności są z gruntu niesprawiedliwe… 😉 nie mówiąc już o tym z czego się ta prywatna własność brała.

          • Pudelek

            2) ale to chyba był jakiś właściciel w 1945 roku a nie dwieście lat wcześniej? Komuś państwo te ruiny skonfiskowało.
            4) a jeśli sąsiad przez 25 lat nie mógł wnieść sprawy do sądu, bo nie było to prawnie możliwe? A gdy w końcu wniósł to okazało się, że jest zasiedzenie. Właśnie w takiej sytuacji są właściciele byłych majątków, przecież oni nie mogli się sądzić z PRL-em. A bank to jednak instytucja prywatna (przeważnie), a nie państwo.

            Co do kosztów włożonych przez państwo – gdyby nie zajęli czyjeś własności (ja to nazywam po prostu “kradzieżą”) to bych tych kosztów nie ponieśli. Więc pretensje państwo polskie może mieć wyłącznie do państwa polskiego.

            Ta sytuacja jest o tyle dziwna, że wielu dawnym właścicielom majątki się zwracało.

            • Pudelek

              3) jeszcze bym dodał, że przepisy umożliwiające przejmowanie cudzego majątku tylko dlatego, że właściciel należał do pewnej klasy nie jest dla mnie żadnym prawem. Przecież na taką zasadę mogli się powoływać wodze państw totalitarnych a i PiSowcy dzisiaj ze swoimi krętactwami 😀

              • W.

                przypomina mi się stary dowcip:
                „Pierwsza pani ma rację – i druga pani ma rację – obie panie mają rację”
                A jak wszyscy mają rację to albo będzie prawo (państwowe) albo prawo naturalne (dżungli).
                I zawsze ktoś będzie niezadowolony (czasami wszyscy) bo: „przy wygranej traci jedna strona, przy kompromisie – wszystkie”.
                A moralności (etyki) nie mieszajmy do prawa bo to zupełnie inne kategorie… 😉

        • Erynia

          Trzeba by jeszcze wziąć po uwagę przedwojenne zadłużenie „odzyskiwanych” majątków: https://www.tygodnikprzeglad.pl/co-jeszcze-nam-zabiora/ . Poza tym jakoś trudno mi współczuć „pokrzywdzonym” arystokratom wiedząc, że ich przodkowie zdobywali majątki dzięki de facto niewolniczej pracy innych.

          • Pudelek

            Praktycznie wszystko co wybudowała ludzkość powstało na cudzym wyzysku. Szlachta była warstwą w dużym stopniu próżniaczą, ale gdy jej w końcu zabrakło, to – moim zdaniem – ogół społeczeństwa uległ schamieniu, polityka stała się jeszcze bardziej paskudna, a dawne majątki przeważnie leżą w ruinie. Jednak dawni właściciele zazwyczaj mieli do nich większe serce niż jakaś kasta urzędniczo-muzealnicza…

            • W.

              Patrząc po polskiej historii to faktycznie schamienie po II wojnie światowej widać ale z drugiej strony warstwy szlachecka i magnacka niszczyły Polskę na wszystkie możliwe sposoby przez całe (wcześniejsze) stulecia. Jak to powiedział Piłsudski: „Naród wspaniały, tylko ludzie kurwy.”

              • Pudelek

                Zaryzykowałbym jednak tezę, że gdyby nie te dwie warstwy, to Polski w ogóle by nie było. Chłopi do XIX-go, a niektórzy aż do XX nie mieli świadomości narodowej. Mieszczaństwo było międzynarodowe. Państwo stworzyła szlachta, podobnie jak w innych krajach.

                Józef powiedział to chyba patrząc we własne oblicze, bo on też był niezłe “ziółko” 😉

Skomentuj Pudelek Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.