A na tych drogach można znaleźć wszystkie typy samochodów: od rozlatujących się Mini po nowoczesne SUVy, za to (z wyłączeniem turystów) jest tylko jeden typ kierowców — wariaci! W. nie należał do grupy turystów, wprost przeciwnie czuł się tam jak ryba w wodzie. Ponieważ w Gruzji nie ma obowiązkowych badań technicznych samochodów (informacje od Gruzinów) to po ulicach poruszają się pojazdy bez części blach, z niekompletnym oświetleniem (na przykład jednym białym, a drugim niebieskim światłem drogowym, zdarzają się również bez drugiego światła lub zupełnie bez lamp). Samochody z rozbitą przednią szybą (pajączek na większości szyby) nie są niczym dziwnym. Poza tym sama jazda to też poemat: wjeżdzanie na skrzyżowanie przy czerwonym świetle, mijanie z prawej strony z wepchnięciem się przed mijany samochód. Linie ciągłe (nawet podwójne) nie są powodem do zaniechania wyprzedzania czy zawracania. Na skrzyżowaniach sam Bóg (i Gruzini) wie kto ma pierwszeństwo. Parkować można wszędzie gdzie tylko nie jest to zabronione, a tam gdzie jest zabronione to i tak nie można zaparkować bo wszystkie miejsca są zajęte. W centrach większych miast wyjazdy z miejsc parkingowych „okupywane” są lari, bo zawsze znajdzie się jakiś „pomocnik” który pomoże włączyć się do ruchu — nawet wtedy gdy pomoc ta nie jest potrzebna — za to zawsze zapłata jest oczekiwana. Mamy wrażenie, że jest to sposób zarobkowania osób starszych.
Na ulicach i drogach Gruzji Erynia dostawała napadów modlitewnych, za to W. świetnie się bawił prowadząc samochód w takim „ruchu”. Po jednym dniu jazdy po Batumi, z dzikim ogniem w oczach powiedział „Już wiem czego można się spodziewać po gruzińskich kierowcach. WSZYSTKIEGO!!!!! — Uwielbiam Gruzję.”. Erynia stwierdziła, że zdolność W. do adaptacji w zakresie obyczajów drogowych jest porażająca i przerażająca. Nie pytajcie co on tam wyprawiał. W Polsce po 15 minutach takiej jazdy straciłby prawo jazdy dożywotnio. I to wszystko bez OC — nie ma takiego obowiazku, a w Polsce żadne biuro nie podejmuje się ubezpieczenia samochodu na Gruzję. Dobrze, że chociaż można było ubezpieczyć się na życie. Zresztą ubezpieczenie to było zupełnie niepotrzebne. Na drogach było bezpieczniej niż w Polsce, gdzie co kawałek czatuje na kierowcę psychopatyczny błękitek z radarem w ręce, a kierowcy usprawiedliwieni „opieką” policyjną czują się zwolnieni z szacunku do innych użytkowników drogi i „będąc w prawie” nie zrezygnują z niego dla poprawienia bezpieczeństwa i płynności ruchu na drodze.
System regulowany jest zawsze gorszy od samoregulującego się.[PS4.]
W Gruzji Policja traktuje kierowców jak ludzi dorosłych odpowiedzialnych za to co robią, a nie jak dzieci które trzeba kontrolować i karać, karać, karać… W efekcie na drogach Gruzji kierowcy musieli dorosnąć i wypracowali trzy zasady (wnioski W. na podstawie obserwacji własnych, rozmów z Gruzinami i Polakami mieszkającymi w Gruzji):
- Będziesz miał zapięte pasy (jedyny przypadek gdy gruzińska policja wlepia mandat — około 80zł)
- Nie będziesz uczestniczył w incydencie na drodze (ani jako sprawca ani jako „niesprawca”) to wymusza szacunek dla wszystkich na drodze
- Możesz robić co chcesz
W efekcie wszystkie znaki na drodze są traktowane jako informacyjne i nie dziwi przekraczanie prędkości o 50km/h nawet w terenie zabudowanym. Gruzini wyprzedzają się na trzeciego czy czwartego i jest to bezpieczniejsze niż zwykłe wyprzedzanie w Polsce bo wszyscy starają się przestrzegać drugiej zasady i szanując swoje i cudze(!) bezpieczeństwo zawsze zrobią ci miejsce (nawet TIRy). Nagminne jest wyprzedzanie w tunelach, na liniach ciągłych, pasach, przejazdach kolejowych, mostach, zakrętach (lewych i prawych), pod górę i z górki, ze strony lewej i prawej — oraz we wszystkich ich połączeniach. Pewnego razu gruziński policjant pomachał W. by ten wyprzedzał go w lesie na lewym zakręcie. W. posłuchał i wszyscy byli szczęśliwi.
Co prawda pieszy na drodze nie ma żadnych praw, za to Gruzin zwalnia i nie wyprzedza w dwóch przypadkach:
Co prawda pieszy na drodze nie ma żadnych praw, za to Gruzin zwalnia i nie wyprzedza w dwóch przypadkach:
- gdy wjeżdża na remontowane odcinki dróg (na przykład na obwodnicę Tbilisi pokrytą „gruzińskim szutrem” czyli kamieniami o średnicy 2-20cm). Ten przypadek nie dotyczył W. — pod misą olejową miał podwozie wzmocnione 4mm blachą stalową.
- gdy na drodze pojawia się zwierzyna — krowy, osły, konie, świnie, drób wszelaki, psy i koty — a jest ich tak wiele, że napotkani turyści opisywali to jako safari.
W takim przypadku Gruzin (i W.) zwalnia i powoli mija zwierzę (zwierzęta). Uszkodzenie zwierzaka kończy się bowiem „odszkodowaniem” płaconym właścicielowi — a to już zupełnie inna kategoria odpowiedzialności.
Sygnał dźwiękowy, często słyszany na ulicach gruzińskich miast, oznacza „Uważaj, niebezpieczeństwo”, a nie, jak w Polsce, „Ty,***, sp-adaj – bo mam prawo i policję za sobą”.
Jeżeli ktoś myśli, że w Gruzji policji nie ma to się myli. Pieszo i w wypaśnych wozach są wszędzie i jest ich wielu. Co kilkadziesiąt kilometrów, przy drodze(!) — nie w głębi miasteczka, ale tuż przy drodze — stoi przeszklony posterunek. Na pytanie — co oni robią na patrolach, znajomy Gruzin po namyśle odpowiedział „wysyłają SMSy i siedzą na Facebooku”. Za to w przypadku incydentu prawie natychmiast są na miejscu, nie po to by karać lecz by zorganizować i pomóc naprawić ten samoregulujący się system, lub rozstrzygać spory gdy się pojawią.
—
PS1. dodatek dla przewrażliwionych estetów walczących z psimi odchodami na polskich (i nie tylko) ulicach i trawnikach.
Według W. psy, koty i reszta zwierzyny mają takie same prawa do życia na tej ziemi jak ludzie (a może nawet większe) i ograniczanie tych praw przez ten zdegenerowany wybryk natury zwany Homo Sapiens jest niedopuszczalne. Wcale mu nie przeszkadzało to, że odchody krów (są zazwyczaj większe od psich) można było znaleźć praktycznie wszędzie – nawet w centrach niektórych miast (np.Mestia). Gruzinom też to specjalnie nie przeszkadzało. „Za wdepnięcie odpowiedzialni są po połowie – ten co zrobił i ten co wdepnął” [cytata z W.]
Uzyskanie konsensusu z Erynią, w tej sprawie, jest (na razie) niemożliwe.
PS2. nawigacja GPS
Osoby zainteresowane informujemy, że w Polsce nie da się kupić nawigacji GPS na teren Gruzji. Nokia oferowała taką nawigację aż do wojny gruzińsko-rosyjskiej – po jej wybuchu usunęła ją ze swojej oferty (podobnie jak Google Maps) ale, w odróżnieniu od Googli, nie przywróciła jej do dzisiaj. Można spróbować kupić nawigację w Gruzji, ale jest wściekle droga. My korzystaliśmy z darmowej edycji PC Navigator Free firmy Mapfactor używającej OpenStreetMap. Na mapy i nawigację nie możemy narzekać – prowadziła sprawnie i dokładnie, no może trochę za mało było komentarzy głosowych.
PS3. inni o wypadkach na drogach Gruzji
- http://www.kaukasische-post.com/?p=308 – omówienie wypadków na bazie statystyk niemieckich, austriackich, szwajcarskich i OBWE
- gruzińska strona o bezpieczeństwie na drogach http://www.safedrive.ge/en/home.
– Drachten – miasto bez przepisów drogowych
PS5. znalezione w internecie
Podkład muzyczny „Gza”
udostępniony przez Georgian folk music instruments
Świat się kończy, a w Gruzji wprowadzono obowiązkowe badania techniczne pojazdów. Więcej u Piotra i Celiny https://piotr-i-celina.blogspot.com/2019/04/przeglad-samochodu-w-gruzji-nowe.html?showComment=1556380671855#c566249887596340623
a tak się kończą (kończą?) próby wręczenia mandatu gruzińskim kierowcom:
http://www.polskieradio.pl/5/3/Artykul/1738251,Gruzja-zamieszki-w-Batumi-Zaplonal-radiowoz-30-osob-rannych
25 kkm to inaczej 25.000 km. Samochód Ford C-max z silnikiem benzynowym 150 KM, nie jest nowy, bo ma 5 lat, ale takie były moje dotychczasowe jazdy. Czyli technicznie da radę, chodzi mi raczej o tryskające z pod kół, mijanych czy wyprzedzających aut, strumienia kamieni. Ale pewnie jak zwykle będzie lepiej niż się wydaje.
Jak zrozumiałem na miejscu podejmujecie gotówkę z bankomatu, dla mnie to też wygodny sposób wymiany.
Ford ma trochę niskie zawieszenie (jak na nasze(!) drogi) ale do większości turystycznych atrakcji Gruzji da się dojechać. Przy ostrożnej jeździe do większej ich ilości. Do innych da się dojechać „sposobem mieszanym” – na przykład dojeżdża się do Mestii własnym samochodem a z Mestii do Uszguli wypożycza się „miejscowych”. Nam zaproponowano to w Lenjeri Guest House. Niestety pogoda była nienajlepsza i „mało czasu”.
Ważniejszymi wydają mi się umiejętności kierowcy – po Gruzji trzeba umieć jeździć!
A co do kamieni „spod kół” to tylko na budowanej obwodnicy Tbilisi było trochę „weselej”. A tak to w większości przypadków nie ma większych problemów.
Wielkie dzięki za konkretną i szybką odpowiedź. Pytając o sposoby radzenia sobie z kłopotami żołądkowymi miałem właśnie na myśli walczenie ze skutkami. Ciesze się, że miejsca gdzie ta walka się odbywa są dostępne i CZYSTE, co znając Rosję nie jest w tym rejonie oczywiste.
Mam pytanie odnośnie podjazdu pod miejsca warte zwiedzania. Ponieważ mój samochód ma przebieg 25 kkm nie chciałbym go poobijać na drogach, którymi “żiguli przejedzie”. Ze względu na wiek i stan zdrowia długie marsze szczególnie pod górę odpadają. Czy jest możliwość zabrania się jako kolejny pasażer do samochodu terenowego, tzn. czy kursują one na zasadzie marszutek. Czy pracują na zasadzie koników do Morskiego Oka podwożą tylko na trudnym podjeździe, czy należy wynająć je “w mieście”. Zdecydowany jestem jechać i najwyżej zwiedzę miejsca gdzie w jakiś sposób i czymś podjadę. Ponadto interesuje mnie sprawa płatności w hotelach, restauracjach, stacjach paliw itd., tzn. gotówka (lari, dolary, euro), karty kredytowe. Co możliwe i korzystniejsze.
Wiele pytań, postaram się więc odpowiedzieć po kolei:
Najpierw jednak spytam (tak z ciekawości) 25 kkm = 25000km?
i „jaki to samochód?”. My jeździliśmy (20-letnim) Nissanem Sunny Kombi z przebiegiem 250000km.
a teraz – do tematu:
– Do większości atrakcji turystycznych da się dojechać drogami przyzwoitymi. Jeżeli chce się zboczyć z głównych dróg to już bywa różnie, chociaż czasami pozytywie byliśmy zaskoczeni. Oczywiście zdarzają się drogi dziurawe… Trudniejsze (dla niektórych bywa dostosowanie się do „trybu gruzińskiego” panującego na drogach. 😉
– co do spacerów to wszystko zależy od punktów do zwiedzania. Dla przykładu w Mestii nawet chodzenie po ulicach może być „pod górę”.
– kwestia transportu to cały poemat. Ogólnie rzecz biorąc Gruzini żyją z turystów dlatego praktycznie wszędzie można znaleźć transport – co do jego jakości to już zupełnie inna sprawa.
Można wynająć samochód prywatnie: bez kierowcy (wszystkie naprawy na koszt turysty), z kierowcą (prawie w tej samej cenie, za problemy płaci kierowca/właściciel) lub z firmy turystycznej. W tym przypadku można również dołączyć się do grupy. Generalnie rzecz biorąc większość „firm” turystycznych działa na zasadzie „co chcesz zobaczyć to ci przygotujemy”, czasami również dołożą coś od siebie – są gościnni i uprzejmi. Na FB można znaleźć parę „firm”, z którymi można porozmawiać przed podjęciem decyzji wyjazdu do Gruzji. Poniżej parę przykładowych:
https://www.facebook.com/jerzy.ciemnolonski?fref=pb&hc_location=friends_tab
– ma własny hostel w Lagodechi, współpracuje z http://www.tamada-tour.com.pl/ – mają wycieczki standardowe ale „można się dogadać”
( https://www.facebook.com/tamadatour/?ref=br_rs )
Nie jestem pewien czy jeszcze ma transport:
https://www.facebook.com/giorgi.zhorzholiani.3?fref=pb&hc_location=friends_tab
„znajomi znajomych”:
https://www.facebook.com/dito.jorjoliani.14?fref=pb&hc_location=friends_tab
I na tej zasadzie można jeszcze trochę znaleźć, ale sugeruję rozpocząć od Tamada Tour.
My nie mamy zbyt dużego doświadczenia w tej kwestii bo jeździmy własnym samochodem.
A propos płatności:
słyszeliśmy o płaceniu dolarami i/lub ich wymianę na Lari. My prawie zawsze jeździmy z kartami płatniczymi i używamy bankomatów. Proste łatwe i ZAWSZE pewne. Kredytowych nie mamy 😉 ale pewnie też działają. Same płatności dokonywaliśmy w zasadzie gotówkowo ale to zależy po jakich rejonach się pałętamy… można znaleźć i terminale.
Specjalnie nie liczyliśmy „złotówkowych” oszczędności bo trudno się cały czas bawić w liczenie czy kurs wymiany jest lepszy od opłat za kartę.
Wpisy blogowe to tylko część informacji udostępnianych przez nas na blogu. Oprócz tego są jeszcze „Przydasie” gdzie znaleźć można informacje o miejscach w których jeszcze nie byliśmy. Przydasie Gruzińskie są tu:
https://www.przydasie.eryniawtrasie.eu/1048-2/1100-2
Przeczytałem wszystkie posty dot. Gruzji. Teraz przeczytam je jeszcze raz, wezmę notatnik (pewnie skorowidz, żeby jakoś to wszystko usystematyzować) i wynotuję sobie z Pani opisów całą masę bardzo ciekawych informacji, które są bezcenne dla kogoś kto się wybiera do Gruzji. Przy którymś poście przeczytałem w komentarzach radę, by wydała Pani to w formie książki – zdecydowanie popieram. Pewnej rzeczy mi zabrakło w opisach (w innych przewodnikach również). Jeżeli, jak Pani pisze, czasami nasze europejskie żołądki są zbyt wrażliwe na tamtejsze warunki, to jakie są warunki, żeby sobie z tym radzić. Czy w trasie są jakieś parkingi (nie śmiem pisać MOPy) bo na zdjęciach tego nie widziałem, krzaczków też raczej nie, więc gdzie? Przy pięknie Gruzji pisać o takich rzeczach może się wydać dziwne, ale tak mi się to nasunęło.
Serdecznie pozdrawiam i jeśli Pani pozwoli to będę pewnie miał jeszcze kilka pytań.
Europejskie żołądki są dosyć odzwyczajone od prostego, naturalnego i dobrze przyprawionego jedzenia, a na dodatek to jednak parę tysięcy kilometrów więc i flora bakteryjna bywa różna. Można sobie z tym radzić na modłę Polakom bardzo przypadającą do gustu – czacza, czacza i jeszcze raz czacza (żadna bakteria tego nie przeżyje). Można również używać farmacji (stoperan i sulfonamidy) – raczej wymiennie z metodą pierwszą. Ponieważ nie lubię alkoholu (za Erynię się nie wypowiadam) to stosuję metodę własną – „nie przejmuj się, przy drodze zawsze się jakieś krzaczki znajdą”.
Przy tym żeby nie było. MOPy co prawda raczej w Gruzji nie istnieją (nie widzieliśmy dwa lata temu), ale za to przy stacjach benzynowych, barach i restauracjach, muzeach, itp. toalety są w większości europejskie a prawie zawsze czyste! W miejscach odleglejszych od wielkich miast „występują” raczej uproszczone sławojki (typ wschodni bez siedziska – dziura w podłodze) także czyste!
W miastach standard w pełni europejski – „ruskie stopki” są rzadkością.
A co do parkingów przy drogach (i MOPów) to nie ma to w Gruzji sensu – to jest za mały kraj. MOPy mają sens jedynie na drogach o dużej przepustowości w odległościach co kilkadziesiąt kilometrów. W takich odległościach w Gruzji są miasta, a w mniejszych odległościach są „postojanki” czasami z jedzeniem.
Postaramy się również odpowiedzieć na każde inne pytanie.
Od siebie dodam, że czaczę można stosować zamiennie z armeńskim koniakiem. Bywa dostępny nawet w plastikowych półtoralitrowych butelkach po wodzie mineralnej. Przeżyłam…
Jazda po Rumunii to ‘małe miki’ w porównaniu do jazdy po Gruzji.
Tego się nawet nie da porównać a po Rumunii jeździliśmy trochę… 😉
Myslę, że jeżdżąc po Rumunii też straciłbym polskie prawo jazdy dość szybko 😉 O nieprzestrzeganiu ograniczeń u siebie pisałem, ale też dość często zdarzało mi się wymijać na ciągłej i na trzeciego, a kilka razy wymusiłem pierwszeństwo 😉 No cóż, podstawą jest jeździć jak miejscowi 🙂