Erynia doszła do wniosku, że dobrze by wybrać się gdzieś gdzie jest ciepło, i gdzie jeszcze nie byliśmy. Padło na północno-wschodnią wyspę Archipelagu Kanaryjskiego – Lanzarote. No to polecieliśmy!
I od razu trafiliśmy na Wystawę Rolniczą i… nie tylko.
Na Lanzarote oprócz wulkanów i oceanu (dookoła) są również ściśle z nimi związane tymi dwoma elementami: saliny, oliwiny i najważniejsze – wyśmienite wina o bogatym ciele!
Lanzarote nazywają wyspą jednego artysty. Było ich niewątpliwie więcej – choćby Jesús Soto Morales – ale akurat ten miał taką siłę przebicia, że odbił swój ślad na całej wyspie – i to nie jeden.
Na ten dzień W. ustawił trasę tak by przeplatać kamienie z winami. Nie do końca mu się to udało, ale i tak spacer wokół wulkanu i degustacja, w jednej z najstarszych hiszpańskich winnic, sprawiły nam dużo przyjemności.
Tym razem (znowu) odwiedziliśmy północną część wyspy w tym dwóch ciekawych rezydencji – zamienionych na muzea. Zachwyciły nas również, oprócz widoków na ocean i wyspy, również i widoki roślin, którym udaje się żyć na tej bezwodnej ziemi.
Na tej wyspie nie można uciec od pozostałości po aktywności wulkanicznej, poszliśmy więc na spacerek wokół jednej z kalder i po wyrobisku starego kamieniołomu.
Nie sposób też uciec od pozostałości po Césarze Manrique – wstąpiliśmy więc i do jednej z jego budowli.
I na plażę!
No i skończył się nasz pobyt na tej uroczej wysepce. Przed wylotem zmusiliśmy się do odwiedzin miejsc zatłoczonych – stolicy i jednej z turystycznych plaż. Jak szybko żeśmy wjechali tak i wyjechali.
(2600zdj/830km/5400zto)
Lubimy jeździć do Parszczenicy, odpocząć, pooddychać świeżym powietrzem, pochodzić po lasach i polach, czasami coś pozbierać, czasami odwiedzić bliższą lub dalszą okolicę. Tym razem też tak było, a przy okazji pojechaliśmy do, najbardziej wysuniętych na północ, polskich megalitów.
Tego samego dnia odwiedziliśmy również Swołowo, nieformalną stolicę Krainy w Kratę – domów szachulcowych – z interesującym żywym skansenem wewnątrz funkcjonującej wsi. Można tam było poznać życie wsi w czasach dawnych i współczesnych.
Trochę nam jeszcze do wieczora zostało, postanowiliśmy więc odwiedzić morski brzeg, a W. zasugerował „trasę sentymentalną”.
W. nosiło, i nosiło, i nosiło, aż wreszcie poniosło… do Sobótki i na Ślężę. Zabrał w trasę, oprócz Erynii, jeszcze przyjaciół (M. z synem).
W planach było ostre znęcanie się na trasach ślężańskich – wyszło jak to zwykle z planami „nieziupełnie”.
Pogoda była barowo-łóżkowa więc trzeba było znaleźć coś do oglądania, a osłonięte od deszczu. Pojechaliśmy więc do kompleksu Riese. Sztolnie co prawda chronią od deszczu, ale nie od wody. Nam to jednak – za bardzo – nie przeszkadzało.
Przez dwa kolejne popołudnia poddawaliśmy się przyjemnościom degustacji win z Winnicy Celtica, odwiedzając i przy okazji samą winnicę.
Za namową M. przejechaliśmy się po okolicy w poszukiwaniu starych, zrujnowanych pałacyków. Wcześniej jednak zajrzeliśmy na Kunowską Górkę.
W ramach „łikendowego” wyskoku „gdzieś” odwiedziliśmy „Miasto Aniołów”, które jest wsią z długą historią miejską a nawet batalistyczną. A dzisiaj pełne spokoju i ciszy kojących duszę.
No lubimy Tokaj, lubimy i już! A że nałożyliśmy embargo na orbanowskie Węgry oraz dowiedzieliśmy się, że naszą ulubioną winiarnię przejęła (kupiła) córka Orbana to pozostał nam na razie jedynie słowacka część tego regionu.
Pierwszego dnia ruszyliśmy na rekonesans wsi. Nowa zabudowa przeplatała się tu z budynkami opuszczonymi. Odnosiliśmy wrażenie, że wieś właśnie startuje z rozwojem i postawiła w pierwszym rzędzie na kwatery, wino to jakby dopełnienie.
Niedziela, jako dzień wolny również na Słowacji, jest dniem odpoczynku, zanurzenia się w przyrodzie i ukulturalniania się. Ruszyliśmy więc nad Bodrog, by spróbować zrealizować wszystkie te cele.
Po południu poszliśmy na degustację na gospodarza apartamentu, w którym mieszkaliśmy. Win było dużo i dobrych, a na dodatek wyśmienita zapiekanka i domowe ciasta.
Ostatni dzień w słowackim Tokaju przeznaczyliśmy na degustację w firmie Tokaj & Co.
Udała się!
(450zdj/727km/3154zto)
2023
Szukaj
Kategorie
Lata
…komentarze
Galeria albumów
ogólne…
RODO
Przydasie
-
Nasze miejsca:
- Tokaj & Co
- Piwnica u Begalów
- Najniżej i wyżej
- Malá Tŕňa
- Do słowackiego Tokaju
- Lanckorona po latach
- Pałacyki „a bo to moje”
- Winnica Celtica
- Włodarz i Riese-Mölke
- Sobótka i Ślęża
- Karkówka w Darłowie
- Kraina w Kratę
- Megality nad Łupawą
- Lanzarote praktycznie
- Lanzarote – koniec
- Wulkan, „Płodność”, wyrobisko i plaża
- Dwie rezydencje i widoki
- Wulkan, wąwozy i wino
- César Manrique
- Sól, oliwiny i wino
- Lanzarote – początek
- Grzyby, Chata, kręgi i zamek
- Ptuj – zamek
- Ptuj – miasto
- Grad Vurberk
- Region Jeruzalem
- Maribor
- Celje i Kaloh
- Lublana
- Trzy zamki i jezioro
- Tržič
- Postojna i do Lublany
- Nad Soczą
- Castello di Duino i Monte San Michele
- Izola i Piran
- Miramare
- Grotta Gigante
- Koper i Socerb
- Muggia
- Triest – San Giusto
- Triest – port
- Palmanova
- Turbo „start”
- Skansen Pribylina
- Skansen i jaskinia
- Huta, kościół i skansen z „vlakom”
- Kapliczki, Baza i Pies
- Beskid w drewnie
- Niesmak i Dziura
- Frýdlant – pałac, zamek i browar
- Domy Przysłupowe
- Kot w skansenie i inne
- Kościół, wieża i obiad
- Pałac Książęcy w Żaganiu
- Winnica Saganum
- Żagań – miasto
- Śmietnik w Ośle
- Opactwo Lubiąż
- Zamki i kamienie
- Korfu praktycznie
starsze w archiwum