browser icon
Używasz niezabezpieczonej wersji przeglądarki internetowej . Należy zaktualizować przeglądarkę!
Korzystanie z przestarzałej przeglądarki sprawia, że komputer nie jest zabezpieczony. Proszę zaktualizować przeglądarkę lub zainstaluj nowszą przeglądarkę.

Kozie sery i lenistwo

Dnia następnego, czyli jak udało nam się wywlec z łóżka i coś zjeść, wyskoczyliśmy do Kaszubskiej Kozy zaopatrzyć się w sery, wsadzając zapobiegawczo do auta dwa kosze.
Tak, jechaliśmy częściowo gruntowymi drogami, a grzyby (w większości sitarze, parę prawdziwków, kozaków oraz dorodna kania) jakoś same rzuciły nam się w oczy. W Kaszubskiej Kozie tym razem obsłużył nas syn Tomka i Honoraty, albowiem rodzice, po 19 latach pojechali na urlop – trzydniowy, bo na więcej nie mogli sobie pozwolić. To się nazywa paść ofiarą własnego sukcesu. Sery – jak zwykle – przesmaczne.
Będąc koło Kaszubskiej Kozy nie mogliśmy nie zajrzeć do Olpucha (zamknięty po sezonie, ale należało sprawdzić), i do wędzarni U Mańka, która – ku naszemu zdumieniu – również była zamknięta. Po chwili wyszedł do nas właściciel. Przez weekend miał nalot klientów (tu użył porównania z wrześniem 39′), którzy wymietli mu półki z towarów. Nie pozostało mu nic innego jak zamknąć budę i zabrać się za wędzenie. Jeszcze tam zajrzymy.
do albumu zdjęć

samochodowe grzybobranie

Do domu wróciliśmy drogą mocno okrężną, robiąc zakupy w pobliskiej Kościerzynie, gdyż małe wiejskie sklepiki rzadko mają na stanie śmietanę powyżej 18%, a W. uznaje za śmietanę produkt z opisem minimum 30%. Wieczór znów nam upłynął na czyszczeniu grzybów, robieniu sosu z sitarzy (był na kolację). W. wyskoczył jeszcze do sąsiada po kankę mleka prosto od krowy.
Czyż taki urlop nie jest uroczy?
Na dzień kolejny zaplanowane mieliśmy odwiedzenie Kościerzyny (i oczywiście wędzarni U Mańka), ale nadmiar wczorajszego sosu grzybowego wywołał u nas (czytaj: u W.) konieczność przeżycia „dnia lenia” – i dobrze, w końcu przyjechaliśmy tutaj odpocząć i nabrać energii. Oczywiście z Erynią nie udało się „dnia lenia” zrealizować w pełni, bo wychodząc na codzienny, poranny, bosy spacer po parceli „musiała” znaleźć 5 dużych prawdziwków i w efekcie, jeszcze przed śniadaniem W. „musiał” napalić w piecu by grzyby miały się gdzie suszyć. Później było już tylko gorzej/lepiej (niepotrzebne skreślić), bo co prawda udało się nam poleniuchować do południa (dokładając co kawałek drew do pieca), ale po południu W. „musiał” zasiąść za kierownicą i zawieźć nas Na Skarpę. Tym razem zaserwowaliśmy sobie: kaczkę na jabłkach, z ravioli z ricottą i dynią (Erynia) i żeberka w miodzie (W.).
do albumu zdjęć

Dzień (nie)lenia

Oba dania wyśmienite – kaczka najlepsza z jedzonych przez Erynię w tym roku, a i żeberkom nic nie brakowało, były wyśmienite, choć W. zwykł mawiać, że słodki może być deser, a nie danie główne. A propos deseru Erynia dopakowała się jeszcze wyśmienitym chłodnikiem śliwkowym z lodami czekoladowymi i… mogliśmy już wracać do Parszczenicy. I tutaj nie wiadomo co odbiło W. – postanowił pójść poszukać grzybów poza posesją i poszedł. Wrócił po niedługim czasie z trochę więcej niż połową kosza grzybów – przeważnie prawdziwków. I znowu „dzień lenia” zamienił się w „dzień pracy” przy czyszczeniu i suszeniu grzybów. Po tej całej zabawie znaleźliśmy jeszcze trochę czasu na odgrzanie – zakupionej na wynos w restauracji Na Skarpie – pizzy z kasztanami i grzybami leśnymi. Dobra była, ale W. woli pizze (dużo) bardziej mięsne.
poprzedni
następny

3 odpowiedzi na Kozie sery i lenistwo

  1. Pudelek

    Jakoś sery z koziego mleka nigdy nie mogą mi do końca zasmakować…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.