browser icon
Używasz niezabezpieczonej wersji przeglądarki internetowej . Należy zaktualizować przeglądarkę!
Korzystanie z przestarzałej przeglądarki sprawia, że komputer nie jest zabezpieczony. Proszę zaktualizować przeglądarkę lub zainstaluj nowszą przeglądarkę.

Malá Tŕňa i Veľká Tŕňa

Długie „łikendy” przez Erynię nie bywają pogardzane. A jeżeli tylko wpadnie na pomysł wyboru, albo wyjazd, albo sprzątanie to i W. nie trzeba wiele, by wybrać wyjazd. Tym razem co prawda nie było żadnej rozmowy o sprzątaniu (ani pracach w ogródku), ale oboje zgodziliśmy się na wyjazd do Veľkej Tŕňy. Niestety w terminie przez nas preferowanym w Veľkej Tŕňe organizowany był festiwal Maslo na Tokaji 2025
więc nie udało nam się znaleźć kwatery w Veľkej Tŕňe (wszystkie kwatery były już zarezerwowane), ale dzięki pomocy pana Vdovjaka, u którego też planowaliśmy degustację, udało nam się znaleźć kwaterę w Malej Tŕňe w Chalupce u Zuzy. Ugadani na przyjazd późną nocą ruszyliśmy wczesnym popołudniem w trasę i tym razem Fordem Fiestą dojechaliśmy do Chalupki. Co prawda umówiliśmy się, że możemy być po 23., a dojechaliśmy o 22., ale „cicho wszędzie, głucho wszędzie”, a telefon odpowiada, że jest poza zasięgiem. Na szczęście wyszedł z domu obok (chyba) mąż Zuzy
do albumu zdjęć

Chalupka u Zuzy

(sama gospodynie miała nocną zmianę, w miejscu bez zasięgu) i potwierdził, że to tutaj. Klucz był w drzwiach, a drzwi były w odremontowanej starej chałupie. A chałupa była w całym gospodarstwie turystycznym, w którym oprócz niej była jeszcze: sauna z prysznicem obok niej i taras z grillem (gdzie przez cały dzień ćwierkają wróble i można pojeść jeżyny) – oraz, oczywiście, ławami do siedzenia i spożywania ugrillowanych potraw przy winie.
Sama chatka składała się z 4 pomieszczeń:
  • sypialni z trzema łóżkami (jedno podwójne) wszystko stare i nastrojowe (nie były to elementy oryginalne ale pasowały wiekiem do chałupy). Był w niej nawet kołowrotek!
  • kuchni, z pomysłem – drzewiasty(!) stół i krzesło były urokliwe (acz na wysokim krześle niebyt wygodnie się siedziało), oprócz tego były i stół i krzesła „normalne” oraz wszystko co jest w kuchni potrzebne, oraz parę eksponatów historycznych – maszyna do szycia, dzieża, poroża;
  • salonu z wygodnymi meblami wypoczynkowymi – już nie historycznymi – i telewizorem;
  • łazienki z toaletą – w pełni funkcjonalnej, acz trzeba było uważać – jak w każdym domu z kafelkami przy prysznicu.
A i cena była bardzo interesująca!
Bonus – baset do wygłaskiwania!
Uwaga – stary dom był przyjemnie chłodny – nie wymagał klimatyzacji mimo temperatury powyżej 30°C w cieniu!
Porankiem, po śniadaniu – własnym, w ofercie nie ma śniadania – postanowiliśmy wyskoczyć na rekonesans do Veľkej Tŕňy. Ot zobaczyć gdzie mamy zajść na degustacje. Na samym początku wsi przywitał nas pensjonat Ostrožoviča gdzie pokazano nam drogę do firmy. A firma jest wielka (nie tylko jak na te mieścinki). Jak już tu byliśmy to umówiliśmy się na degustację na sobotę na 17. w pozostałe dni są o 19. W. oczywiście wypatrzył wino lodowe i nie potrafił się opanować… (20,5 €)
Ponieważ pojawili się Polacy, którzy kupowali wina na litry, szybko się ewakuowaliśmy, a W. postanowił przy okazji przejechać się po wsi.
Potwierdziła się nasza opinia o tutejszym regionie – domki ładne, obejścia zadbane i parę pensjonatów też było. Potraviny też były, a prawie na przeciwko sklepu był dom p. Matusa Vdovjaka. Postanowiliśmy wstąpić by ewentualnie umówić degustację wieczorną (wstępnie byliśmy umówieni na 19.). A jak już byliśmy… to degustację mieliśmy przed 13.
do albumu zdjęć

U Vdovjaka

Ponieważ i pora była wczesna i gości niewielu, to z przyjemnością spędziliśmy mile czas na rozmowie z Winiarzem próbując jego wina.
Z ciekawostek winiarskich spróbowaliśmy i Pet-Nata. Przy okazji mieliśmy okazję obejrzeć ciekawy, produkowany na Węgrzech, przyrząd do otwierania butelek z tymi napojami. Dolna część wykonana jest z mączki mineralnej (granit, bazalt) związanej cementem. Reszta to odpowiednio wyprofilowane drewno „z gwoździem”. Pomysł wyśmienity – Pet-Nat też. {Opis win z degustacji}
Na obiad tradycyjnie wybraliśmy się do „Kolonii”. Szliśmy sobie powolnym krokiem, gdy bok nas zatrzymał się samochód. Okazało się, że rozpoznał nas kelner (a możliwe, że i syn właścicieli) obsługujący nas w ubiegłym roku i zaproponował podwózkę. Z chęcią skorzystaliśmy, bo chociaż spacery to fajna rzecz, to spacer w upale już nie za bardzo.
Co u licha jest w nas tak charakterystycznego, że ludzie rozpoznają nas po tak długim czasie?
W restauracji oboje skonsumowaliśmy z przyjemnością soczyste, uprzednio marynowane żeberka, z dużym kawałkiem przyczepionego do nich boczku, z ziemniaczkami z sosem czosnkowym. Cudo. Do tego W. tradycyjnie „čapovaną” Kofolę, a Erynia nietradycyjnie – Staropramena. Spacer do kwatery był już bajką – nie dość że w dół, to jeszcze w niższej temperaturze. Nadchodził wieczór. A później była noc, w ramach której miały się niby pojawić na niebie Perseidy. Wyłożyliśmy się na drewnianym szezlongu w ogródku i wraz ze ze świerszczami podziwialiśmy gwiazdy. Spadły tylko trzy – więcej można było zobaczyć przelatujących samolotów – ot, cywilizacja!

Jakość zdjęć pozostawia wiele do życzenia, bo tym razem większość została zrobiona smartfonem.

poprzedni
następny

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Ta strona używa Akismet do redukcji spamu. Dowiedz się, w jaki sposób przetwarzane są dane Twoich komentarzy.