Zachęceni szwajcarskimi serami z Wiżajn pojechaliśmy więc do Bachanowa. Po drodze zatrzymaliśmy na chwile się w wiosce o wdzięcznej nazwie Kłajpeda, gdzie na zakręcie rzucił nam się w oczy mocno zużyty drewniany kościółek przy zarośniętym cmentarzu. W ogóle mijaliśmy wiele drewnianych chałup chylących się ku upadkowi, aż by się prosiło uzupełnić inwentarz Podlaskiego Muzeum Kultury Ludowej, albo utworzyć jednostkę poświęconą suwalskiej architekturze, bliżej Augustowa czy Suwałk. No, ale kasa, misiu… Chociaż od czegoś są te fundusze unijne czy norweskie.
Ani nawigacja GPS, ani Mapy.cz nie chciały do końca współpracować i wywiozły nas w Bachanowie do pustego pola przy drodze. Odjeżdżając stamtąd Erynia zoczyła kątem oka pochylającą się ku upadkowi drewnianą strzałkę ze słabo widocznym napisem „Bachanowo 21 sery”, oraz drogę gruntową doń prowadzącą. Na swoje usprawiedliwienie dodamy, że od wczoraj padało i w ogóle niewiele było widać na drodze przy tej szarówce. Przejechaliśmy kawałek tymże gruntem, i dotarliśmy do drewnianych zabudowań należących do gospodarstwa Thomasa i Claudii Netterów. Recz jasna, zaczęliśmy wizytę od wygłaskania psa, który jako pierwszy przyszedł nas przywitać. Chwilę później rozmawialiśmy już z Thomasem, zadziwieni, że chciało im się zwiać z pięknej acz cywilizowanej Szwajcarii w również piękne acz dużo dziksze i trudniejsze rejony Polski. „Bo Szwajcarzy są nudni”, usłyszeliśmy. Przyczyn było więcej, o czym wspomina filmik.
Thomas wraz z rodziną już tu wrósł, a dzieci czują się Polakami. Niestety żadne z nic nie rozważa przejęcia gospodarstwa po rodzicach, bo to trudny kawałek chleba, zwłaszcza na tej kamienistej ziemi. Wracając do serów, oferowane są świeże serki kozie, mozarella bachanowska oraz sery twarde czy półtwarde robione jak w Szwajcarii. Skosztowaliśmy i kupiliśmy (ponad kilogram – drogie nie były, chociaż zapotrzebowanie bywa większe niż produkcja).
W drodze powrotnej dopadł nas głód, zaczęliśmy więc rozważać wizytę w litewskiej restauracji w Puńsku. Erynia zajrzała do sieci i przeczytała najnowsze recenzje klientów – były mało zachęcające. Co się u licha podziało z tutejszą gastronomią? Przecież te kilkanaście lat temu, tu świetnie karmili, a teraz co kawałek jakaś wpadka. Czyżby najazd i zachwyty popularnych blogerów „odkrywających” Polskę w czasie Covidu sprawiły, że kucharze obrośli w piórka i poszli w ilość, zostawiając jakość gdzieś za płotem?
Stwierdziliśmy, że dobrego jedzenia poszukamy w drodze powrotnej.
Zanim jednak znaleźliśmy coś do jedzenia, W. zatrzymał się przy Molennie w Wodziłkach. Była ona co prawda zarośnięta i zamknięta, ale zarówno ten dom modlitwy staroobrzędowców, jak i jego otoczenie jest bardzo malownicze.
Jadąc dalej trafiliśmy na Jeleniewo, w którym zatrzymał nas na chwilę drewniany kościół (oczywiście zamknięty) i niedaleko od niego posadowiona rodzinna restauracja Pod Jelonkiem, serwująca potrawy bazujące na produktach lokalnych, zrobione dobrze i prosto. Mając już po uszy potraw ziemniaczanych rzuciliśmy się na ryby: W. wybrał smażone stynki, a Erynia pierogi z mięsem szczupaka. Cudo! Do tego wyrabiany na miejscu podpiwek oraz buza. Ciekawostką restauracji, bardzo zresztą chwalebną, są szoty z kiszonek (4 × 40 ml soków z kiszonych: buraka, pietruszki, selera, marchewki za jedne 11 zł) wyśmienite na dobre trawienie i poprawę flory bakteryjnej ludzkich wnętrz. Świat wydał się nam od razu piękniejszy. Przyznajemy, że ta restauracja uratowała naszą nadwyrężoną opinię o lokalnej gastronomii, za co serdecznie jej gospodarzom dziękujemy. Niestety w restauracji dowiedzieliśmy się również, że społeczeństwo polskie tak się już „ucywilizowało”, że nie wie co to smak prawdziwych przetworów mlecznych (zsiadłego mleka, śmietany czy masła). Zarzucali restauratorom, że ich potrawy „śmierdzą” i że czegoś takiego nie będą jedli (lub nie będą płacili za „to coś”).

To nasza opinia, a nie właścicieli restauracji(!):
„Ludzie, wychowani na g… sprzedawanym w marketach, nie wiedzą już nawet jak smakuje prawdziwe, naturalne i zdrowe jedzenie!”.
To, że ludzie nie wiedzą jak smakuje porządny chleb i wędliny wędzone W. wiedział już dawno, nie potrafiąc ich prawie nigdzie w Polsce kupić, ale żeby śmierdziały komuś śmietana czy masło – których również kupić praktycznie w Polsce nie można – to mu się w głowie nie mieściło.