browser icon
Używasz niezabezpieczonej wersji przeglądarki internetowej . Należy zaktualizować przeglądarkę!
Korzystanie z przestarzałej przeglądarki sprawia, że komputer nie jest zabezpieczony. Proszę zaktualizować przeglądarkę lub zainstaluj nowszą przeglądarkę.

Supraśl

W ramach odświeżania znajomości z rubieżami wschodnimi postanowiliśmy zajrzeć na Suwalszczyznę, czyli tam, gdzie ostatnio byliśmy i oglądaliśmy jakieś 17 lat temu, a i to ostatnie w dosyć okrojonym zakresie, gdyż pierwszego dnia pobytu Erynia skręciła sobie nogę w kostce i zerwała torebkę stawową. Nic to, trzeba było nadrobić.
Tradycyjnie wyjechaliśmy w piątek po pracy. Jechało się bardzo miło i przyjemnie aż do Warszawy, gdzie wpadliśmy w korek. Na dodatek zaczęło padać. Powoli oswajaliśmy się z pomysłem, że w okolicy Białegostoku zatrzymamy się na nocleg. Zamysł chcieliśmy zrealizować w Zambrowie, gdzie hotele i hostele i owszem są, ale recepcje są zamknięte wieczorami. W. już kierował się w stronę ekspresówki, gdy nagle rzucił mu się w oczy niewyraźnie oświetlony budynek.
do albumu zdjęć

Mąka i Magia

Z uśmiechem zasugerował: „tam może być burdel i wolne pokoje, trzeba to sprawdzić”. Erynia tylko się roześmiała, wspomniawszy nasz nocleg w podobnym przybytku na Węgrzech. Po sprawdzeniu, że się mylił, W. odszczekał swoje posądzenie. Była to bowiem Mąka i Magia – połączenie restauracji z salą bankietową, oraz całkiem przyzwoitymi noclegami. W piątki, o tak późnej porze, mogliśmy już tylko zjeść pizzę, ale za to do 23. Była ona całkiem zacna, zaś rano czekało na nas bardzo przyzwoite śniadanie.
Po śniadaniu, rzuciliśmy jeszcze okiem na mini-farmę ze zwierzątkami, gdzie dzieci mogłyby po raz pierwszy zobaczyć, jak wygląda schabowy w pierwotnej postaci, albo skąd bierze się mleko, masło i sery (sklep – to nie jest właściwa odpowiedź).
do albumu zdjęć

Muzeum ikon


Po tej niespodziewanej rozrywce pojechaliśmy już do Supraśla. Miasto sprawiło na nas wrażenie bardzo zacisznego i kameralnego pomimo zaskakującego tłumu turystów. Zapewne sprzyja temu status uzdrowiska, gdyż w okolicy odkryto złoża borowin. Nie przyjechaliśmy tu jednak po zdrowie, a pozwiedzać. A było co.
Zaczęliśmy od Muzeum Ikon, które zrobiło a nas niesamowite wrażenie i to nawet po niedawno obejrzanej kolekcji na Zamku Lubelskim. Muzeum zajmuje część Pałacu Opatów prawosławnego monasteru, co dodatkowo współgra z kolekcją. A została zorganizowana tematycznie. Na nas największe wrażenie zrobiły jednak fragmenty ocalałych XVI w. polichromii z supraskiej cerkwi Zwiastowania NMP w Supraślu, wysadzonej przez uciekających Niemców w 1944.
do albumu zdjęć

Monaster

Kolejnym więc punktem programu musiał być monaster. Tu obejrzeliśmy odbudowaną po wojnie, zgodnie z pierwotnym kształtem, świątynię w stylu gotycko bizantyjskim, z polichromiami oraz ikonostasem odtworzonym na podstawie zachowanej dokumentacji. Porozmawialiśmy również z zakonnikiem, który prosił, by mówić o nim „ksiądz”, bo tu jest Polska, a nie Rosja. Słowo „pop”, niegdyś o zabarwieniu neutralnym, a nawet pozytywnym – w końcu „pop” to z greckiego: pappas, παππάς, ojciec – obecnie jest tu traktowane jako obelga. Ciekawe, czy słusznie się domyślamy, dlaczego… Chociaż, być może nastąpiło to wcześniej: w czasie zaborów przybyło tu sporo rosyjskich zakonników, którzy w 1914 r. postanowili uciec w głąb Rosji, zgarniając przy okazji wszystko co cenne, między innymi księgozbiór oraz cudowną ikonę Matki Boskiej. Cokolwiek się chłopcy przejechali na kierunku ucieczki…
sir Ludwig Guttmann

Cudowna ikona

Ta „cudowna” ikona, która teraz jest w cerkwi, jest kopią tamtej „cudownej” ikony. Artefakty rozproszone są teraz po rosyjskich klasztorach i muzeach. Wracając do cerkwi, ze zdumieniem zobaczyliśmy na podłodze dwugłowego orła bizantyjskiego z jedną koroną. To Rosja, uznawszy się za spadkobiercę Konstantynopola, przygarnęła jego symbol i dodała jeszcze dwie korony. Ciekawe były również polichromie z namalowanymi scenami Apokalipsy, ponoć rzadko spotykane w świątyniach. W. wydawały się one wykonane w stylu hinduskim oglądanym w publikacjach na temat Kriszny. Oprowadzający nas zakonnik stwierdził jednak jednoznacznie, że malował je ten sam Białorusin co pozostałe malowidła. A pokryte nimi były praktycznie całe ściany. Na terenie monasteru znajduje się również cerkiew św. Jana Teologa z końca XIX w., z praktyczni nowymi polichromiami. Jest ona używana do nabożeństw w zimie, gdy w dużej cerkwi mogliby wierni (i mnisi!) zamarznąć.
Pisząc o monasterze, nie sposób nie wspomnieć również o Kodeksie Supraskim,
do albumu zdjęć

Muzeum drukarstwa

którego dzieje nadawałyby się na film. Jego wartość naukowa polega na tym, że był on i jest najwcześniejszym i najważniejszym źródłem języka starocerkiewno­-słowiańskiego, w tym dla współczesnych języków słowiańskich, spisanym głagolicą.
Kolejnym miejscem wartym zobaczenia było Muzeum Druku, które choć mieściło się w dwóch salkach obok Muzeum Ikon, skrótowo acz skutecznie przedstawia historię zarówno z perspektywy globalnej (Chińczycy, Gutenberg) jak i lokalnej (nieistniejąca już drukarnia z końca XVII w., oraz młyn papierniczy w Supraślu). Przewodnik nie tylko omawiał, ale i pokazał jak czerpano papier oraz drukowano po kolei na wszystkich maszynach, pomijając jedynie linotyp.
do albumu zdjęć

Cmentarz


Po tak dużej dawce muzealnej, potrzebowaliśmy chwili w plenerze. Wyskoczyliśmy na pobliski cmentarz, gdzie rzuciły nam się w oczy piękne kaplice dwóch rodzin przedsiębiorców związanych z Supraślem: Zachertów oraz Buchholtzów. Po tym ostatnim ostał się piękny pałac, obecnie siedziba Liceum Plastycznego im. Artura Grottgera. Nie dane nam było zajrzeć do środka, gdyż ku naszemu zdumieniu (w sobotę!) odbywały się tam matury.
do albumu zdjęć

Supraśl

Tu już zimno i głód nas pokonały, zajrzeliśmy więc do Sielanki, by spożyć kołduny (Erynia), kartacze (W.) a to wszystko przepić kwasem chlebowym z beczki. W sąsiedniej „Sękaczowni” dokupiliśmy na wynos: kawałek sękacza, mrowisko oraz litewskie grzybki. Osoby zaniepokojone informujemy, że te grzybki się je, i że wzrasta po nich poziom cukru we krwi.
Po tym wszystkim musieliśmy odpuścić resztę zabytków, bo wypadało o ludzkiej porze pojawić się na kwaterze kilkanaście kilometrów od Sejn. Słusznie uczyniliśmy wcześniej opuszczając Supraśl, bowiem droga była co kawałek tknięta robotami budowlanymi z wahadłowym ruchem, tam gdzie można było jechać szybciej były radary, albo patrole z suszarkami. No rozkosz. Na miejsce dotarliśmy około 19:00.
poprzedni
następny

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.