2021
Ponieważ akurat trafiła się nam równonoc wiosenna, a w pobliżu były kręgi gockie, aż żal byłoby nie skorzystać.
No ale w końcu przyjechaliśmy do Parszczenicy by odpocząć i zregenerować się po Covidzie, zaordynowaliśmy więc sobie dzień lenia i drobne spacery po okolicy.
Następnego dnia postanowiliśmy pospacerować trochę dalej – po Parku Narodowym Bory Tucholskie. Po drodze też zrobiliśmy parę przystanków.
Przystanki wypadły nam w Jarcewie i Czartołomiu (te były dla nas nowością) i Brusach-Jaglie – powtórnie, by skansen pokazać A. i A.
Kolejne dni wykorzystaliśmy na rekonwalescencję, przyjemne przyjacielskie rozmowy i drobny wypad po porcelanę do Łubianej.
I to już był właściwie koniec wiosennego wypadu na Kaszuby.
Gdy (ś)wirusowa histeria utrudnia życie – i wyjazdy – bezpiecznie można ruszyć (znowu) jedynie na Kaszuby – do Parszczenicy. Tam nie groziły nam kagańce (maseczki), a przy okazji, mogliśmy pooglądać ciekawostki Kociewia.
Ale nie tylko Kociewie było nam tym razem dane. w okolicach jest jeszcze jeden ciekawy region: Krajna, z bardzo interesującym miastem: Złotowem.
Na koniec, już wracając, odbiliśmy w bok od trasy, by obejrzeć grobowce megalityczne w okolicach Wietrzychowic.
Prawie że przypadkowo, w reakcji na artykuł w miejscowej gazecie, obejrzeliśmy, w długi weekend czerwcowy, pałac w Młoszowej.
Trochę nietypowo, bo na koniec wiosny, przyszedł czas na wakacje. Padło na grecką wyspę Korfu – zamieszkaliśmy w jej północnozachodnim rejonie, przy plaży Agios Georgios.
Pierwszego dnia, po odespaniu podróży, wybraliśmy się na „drobny spacerek” do Angelokastro.
Następnie ruszyliśmy pooglądać południe wyspy, po drodze degustując wina, oliwy i oglądając stare wsie.
Spróbowaliśmy też kumkwatów i obejrzeliśmy pozostałości po weneckich salinach by w końcu dotrzeć na południowy koniec Korfu.
Zwiedziwszy południe i zachód Korfu ruszyliśmy w kierunku wschodnim, jadąc północnym brzegiem wyspy, oglądając plaże i punkty widokowe.
Nie oszczędziliśmy sobie ciekawych miejsc i innego typu.
Przyszedł w końcu czas na punkty „naj”: najwyższą górę, najstarszą wieś i największą atrakcję z czasów C.K.
Wracając z Achilleionu wstąpiliśmy na groblę prowadzącą na półwysep Kanoni i stamtąd pooglądaliśmy starty i lądowania samolotów oraz klasztor i już na koniec Starą Fortecę w Kerkyrze.
w międzyczasie odwiedziliśmy dwa razy pałac Mon Repos, a przez następne dni pałętaliśmy się po Kerkyrze (mieście Korfu).
Kolejnego dnia ruszyliśmy w kierunku Paleokastritsy wstępując po drodze do Makrades.
Sama Paleokastritsa pokazała nam klasztor, piękne widoki i dała dobre jedzenie.
W pobliżu są też plaże.
Ostatnie dni spędziliśmy w okolicach hotelu.
{4550zdj/1000km/2478zto}
Latem wypadł nam drobny remont – fuksem przeprowadzony z sukcesem – i odpocząć po nim trzeba było w spokojniejszym rejonie świata. Wyskoczyliśmy więc w nasz ulubiony spokojny punkt na mapie – Kaszuby.
W końcu Erynia wywalczyła spływ kajakowy – padło na Chocinę, rzeczkę leniwą wąską i płytką, ale na tym akurat odcinku niesamowicie wprost obfitującą w zakręty.
Po lenistwie, grzybkach i kajaku przyszedł czas na zwiedzanie. Zrealizowaliśmy plany odwiedzenia Nakła nad Notecią. Tym razem zwiedzaliśmy głównie Muzeum Krajny, ale nic straconego – miasto nie zając, nie ucieknie.
Po muzeum w Nakle nad Notecią przeskoczyliśmy na Pałuki do, rozłożonej na wzgórzu morenowym, Kcyni. Miasteczko też małe i równie ciekawie podane.
Dziękujemy!
Emocje wywołane zwiedzaniem ciekawych miejsc z jeszcze ciekawszymi ludźmi wzbudziły w nas apetyt na trochę inne doznania – kulinarne. w tej kwestii w pełni ukontentowała nas restauracja przy pałacu Runowo.
Na Żuławach pozostało nam parę miejsc do obejrzenia, podjechaliśmy więc tam na szybkie zwiedzanie. Niestety, odwiedzone miejsca raczej nas zdegustowały niż zachwyciły. Niesmak wynagrodziły nam sery z Kaszubskiej Kozy i wędzone wyroby zakupione po drodze (W.).
Po części wycieczkowej przyszedł czas na odpoczynek grzybiarski – łazi się po lesie i ma nadzieję. Czasami nadzieje się ziszczają i wtedy jest ciężka praca – czyszczenie, suszenie lub przygotowanie posiłku. a później to już tylko przyjemność.
Po zbiorach, jedzeniu i suszeniu przyszedł czas na powrót. Po drodze wstąpiliśmy do skansenu w Osieku nad Notecią.
Po powrocie z Kaszub udało się w końcu, z drobnym opóźnieniem, „dostarczyć” Erynii urodzinowy prezent niespodziankę.
Przy okazji wstąpiliśmy do kamieniołomu – atrakcji turystycznej w Kozach.