Punkty widokowe i kanał
W okolicy miasteczka Peroulades, trafiliśmy w okolice „wielkiej atrakcji turystycznej”: Logas Beach, zwanej również Sunset Beach. By być sprawiedliwym, z obu nazw należałoby usunąć słowo „beach”, albowiem to co z niej pozostało, nijak plaży nie przypomina. Przy klifach zostało może ze dwa metry (z czego metr suchego) piasku, do którego i tak dostępu nie było, bo w pewnym momencie schody wiodące w dół po prostu się urywają i dalej jest już tylko goły piarg i to raczej ziemny niż piaskowy – nasypali go czy co? Gwoli informacji, wszystkie biura turystyczne informują, że Logas Beach jest idealna do podziwiania zachodu słońca we wzniosłej atmosferze. Ponoć ludzie (Janusze i Grażynki?) tak się wzruszają od tego piękna, że aż płaczą i klaszczą jak na Santorini.
Na klifach znajduje się restauracja 7th Heaven, ze szklanym balkonikiem na którym sam Robert Makłowicz kręcił odcinek swojego programu kulinarno-podróżniczego dla telewizji będącej jeszcze publiczną. Cóż, nie mieliśmy okazji pójść śladami Makłowicza, gdyż restauracja była zamknięta – czyżby przedsezon? A może otwierają w okolicy zachodu słońca, licząc na większą liczbę klientów, nagonionych przez przewodniki, blogerów i rezydentów?
Parę kilometrów od tych klifów znajduje się Przylądek Drastis / gr. Ακρωτήρι Δράστης – naszym zdaniem dużo lepszy widokowo, a co najważniejsze z plażą dostępną 1,7 km od parkingu. W zasadzie można zjechać prawie na sam dół samochodem, ale jest to droga gruntowa,więc dla niektórych spacer jest dużo przyjemniejszy, a poza tym łatwiej spalić te kalorie… Plaża, malutka, acz urokliwa (i dosyć uczęszczana) de facto jest uformowana ze zbitych i wyschniętych, warstwowo poukładanych iłów. Gdy są suche da się po nich chodzić, gdy są mokre, zalewane falami, stają się „trochę” śliskie. Tę śliskość, własną kością ogonową, Erynia sprawdziła. Wieczorem jeszcze bolała… ta kość.
Wracając znad zatoczki trafiła się nam po drodze, na placu z militarystycznym obeliskiem, oczywiście zamknięta, cerkiewka Agios Nikolaos / gr. Ναός Αγίου Νικολάου. Jak się trafiła tośmy sobie ją z lekka obejrzeli.
Kolejnym pobliskim punktem programu było miasteczko Sidari, porównywane z polskim Pobierowem, mające oprócz zwykłej plaży zaletę pod postacią ciekawej formacji skalnej wychodzącej w morze, tworzącej dwa wąskie kanały, nazwane „reumatycznie” Canal d’Amour, zaś w mowie prozaicznej Kanałem Miłości. Rzecz jasna dorobiono do tego legendę o szczęśliwej miłości w razie przepłynięcia całego kanału, i o dozgonnej miłości pary, o ile oboje razem przepłyną. Fakt, na plaży widać było pełen przekrój przez etapy miłości, od myziającej się pary, przez gołego bobaska, po niewiastę uczącą pływać starsze dziecię – końcowego etapu miłości nie dostrzegliśmy, tacy tu już nie przyjeżdżają. Kanał wyglądał całkiem malowniczo, ale wyglądałby lepiej bez turystów rozłożonych tu i ówdzie – dość gęsto, choć mamy świadomość, że w sezonie więcej by się tam ich upchało. Do kanału prowadzi droga prosto z głównego deptaku, kończy się ona na parkingu świeżo wybudowanego hotelu. Parking jest jeszcze bezpłatny, ale sądząc po gotowej już budce, ten stan wkrótce może ulec zmianie.
Wpisany pod 2021, Grecja, świątynie, W. Jońskie Korfu, wybrzeża, wyspy
Brak komentarzy do Punkty widokowe i kanał
Brak komentarzy do Punkty widokowe i kanał