A miało być tak prosto, łatwo i przyjemnie – no może z drobną złośliwością W., bo Erynia zasugerowała by do Crljivicy (stanowiska archeologicznego ze stećci, wpisanych na listę UNESCO) podjechać od drugiej strony (od Cista Provo) jak się nam wczoraj nie udało dojechać od Cista Velka. Potem nawrotka i szybka trasa do Omiš (oczywiście W. musiał dodać trasę na cytadelę).
No tak, ale…
Przede wszystkim – przez całą dzisiejszą trasę wiał porywisty wiatr, że aż czuć to było w samochodzie – nawet jak stał to się kolebał. Po powrocie sprawdziliśmy na mapie, że w porywach wiatr wiał miejscami z prędkością dochodzącą do 80 km/h, a patrząc na morze widzieliśmy całe wielkie białe połacie wody, z której wiatr porywał krople przy w sumie prawie braku jakichś większych fal.
A co do samej trasy, to już przy dojeździe do pierwszego jej punktu okazało się, że od strony Cista Provo droga też była zamknięta (zakaz ruchu z wyłączeniem…), ale że widzieliśmy samochody jadące z naprzeciwka, to jakoś tak cichcem i po kryjomu podjechaliśmy pod same stećci i leżące obok nich w zapadlisku ocembrowane zbiorniki na wodę. Ponieważ na Mapach.cz było w pobliżu (kilkaset metrów dalej) jeszcze jedno stanowisko z „kamulcami” to jeszcze i tam podjechaliśmy i przyjrzeliśmy się i tym rzeźbionym… no właśnie, czemu?
Nie były to niewątpliwie chaczkary, które mieliśmy okazję oglądać w Armenii. Może i pełniły, podobne do tamtych role, ale trudno je porównywać. Dodatkowo, część z nich nie była płaskimi rzeźbionymi (dosyć prymitywnie) kamieniami, lecz miały kształt zbliżony trochę do otomańskich kamiennych nagrobków (niby-trumien). Z kolei płaskorzeźby widoczne na niektórych nagrobkach, przypominały nam te z Dolnej Kartlii w Gruzji. Te jednak były bardziej dynamiczne – przedstawiały rycerzy na koniach w walce, rolnika orzącego pole, czy postacie trzymające się za ręce (czyżby taniec?). Na pewno archeolodzy i historycy mają problem, bo co prawda większość teorii przypisuje stećci Bogomiłom, ale ci wymarli w XV w., a stećci stawiano jeszcze w wieku XVI. I stały/leżały dosyć bezładnie – to co mogło być jednak efektem działań archeologów. Kolejny zestaw kilku stećci dostrzegliśmy przy drodze, gdy już wróciliśmy z zakazanego jej odcinka i ruszyliśmy w kierunku „kolorowych jeziorek”, do których drogowskaz rzucił nam się w oczy na skrzyżowaniu. Po krótkiej dyskusji zamieniliśmy Omiš na… szaleństwo w ciapki. Ponieważ nie wiedzieliśmy nic o tych jeziorkach (miały być dwa – czerwone i błękitne) to W. gdy tylko zobaczył jakąś wodę majaczącą w oddali skręcił w „jakąś” drogę i na azymut, przejeżdżając przez drogi szutrowe, drogi wiejskie, a nawet ścieżki pomiędzy domami w Lokvičići (tak po parę centymetrów od zderzaków) dotarł do… wielkich terenów zalewowych znanych jako Prološko Blato. Co prawda błoto było tylko miejscami, ale koryta wyrzeźbione przez spływającą wodę i tak utrudniały swobodne przemieszczanie się po wielkim płaskim terenie. A był to raj dla ptactwa wszelakiego – nawet o tej porze roku. Gdybyśmy przyjechali tutaj w trochę mniej wariacki sposób to może zahaczylibyśmy o jeszcze parę jeziorek – na mapach Google wyglądających na zapadliskowe. Może nawet udałoby nam się dostać do ruin monasteru – trzeba by było jechać inną drogą od tej, którą wybrał W., a tak jedynie – trochę klucząc – przejechaliśmy przez teren zalewowy i po drobnym kluczeniu wśród gajów oliwnych i winnic – oraz wysypisk śmieci, wyglądających na dzikie – ruszyliśmy szukać tych prawdziwych jeziorek. Wyszło nam, że byłyby one przypuszczalnie w okolicy Imotski i tym razem się nie myliliśmy, ale okazało się że nie tylko jeziorka tam były. Po dotarciu na miejsce trochę pobuszowaliśmy po parkingach – jedne płatne (0,7 €/h inne, obok, bezpłatne) i przed spacerkiem postanowiliśmy coś zjeść we wskazanej nam restauracji Tri Sunca (Trzy Słońca) i to nie były najlepsze chwile tego dnia. W krótkich słowach restaurację oceniliśmy jednoznacznie – obsługa nie dorosła do poziomu wyposażenia. Wnętrze lokalu wygląda bowiem stonowanie miło i „gwiazdkowo”, ale „obsługantka” bardzo niechętnie i dopiero po paru minutach przyniosła menu (klientów prawie nie było, a ona stała za barem i stukała coś na komputerze). Później było jeszcze gorzej – zamówione do deseru herbaty przyniosła jako pierwsze (chyba by ostygły), zamówione dania przyniosła dopiero po sugestii, że chyba zapłacimy za herbaty i pójdziemy. Oczywiście W. doszedł do wniosku, że to opóźnienie było z dbałości o jego usta – by się nie poparzył gorącą, grillowaną ośmiornicą. Rzeczywiście była chłodna i zlana dużą ilością oliwy. Erynia zamówiła czarne risotto z owocami morza, i chyba było to rzeczywiście morskie danie, bo Erynia czuła tylko sól (dla W. to jeszcze była dawka dopuszczalna, ale on lubi sól). Jedynie desery były w miarę smaczne, chociaż herbaty były już tak chłodne jak ośmiornica.
Po tym drobnym, przykrym, co nieco ruszyliśmy na spacer w kierunku Jeziora Błękitnego. Przy wejściu do parku z alejkami prowadzącymi nad samą wodę zapłaciliśmy po 5,5 € od głowy – za cały dzień chodzenia w pobliżu tegoż jeziorka (można się było w nim nawet wykąpać – przy tej temperaturze i wietrze zabrzmiało to jak dobry dowcip), wejście do twierdzy Topana i spacery wokół jeziorka czerwonego (kawałek za miastem). Nie wiemy jak to jest w sezonie, ale pies z kulawą nogą nie zwracał na nas uwagi i przy tylu wejściach na szlaki mogliśmy nawet nie płacić a wejść wszędzie. Te parę € to nie majątek i spełniwszy swój obowiązek ruszyliśmy na wygwizdów. Piękne widoki zarówno ze specjalnie wyznaczonych miejsc jak i z drogi na twierdzę i samej twierdzy okupione były walką z wichurą, która usiłowała nas miejscami namówić na popływanie w jeziorku (kilkadziesiąt metrów niżej). Ponieważ wiaterkowi nie daliśmy się namówić na „dogłębne” mycie, to postanowił nam przedmuchać przynajmniej uszy – ogłuszając z jednej strony, a wychładzając z drugiej (zewnętrznej). Jakoś żeśmy przeżyli spacer to zamku i jego zwiedzanie – oprócz murów i chorwackiej flagi nic w nim nie było – i ruszyliśmy do Jeziorka Czerwonego. Tutaj już mogliśmy co najwyżej popatrzeć na nie z wysoka, wyglądało ono bowiem jak wielki lej o głębokości 250m i średnicy górnej około 200 m, a dolnej (pod wodą) kilkunastu metrów (według opisu na tablicy stojącej obok punktu widokowego przy ulicy). Dostrzegliśmy nawet początek szlaku wiodącego wokół tego leja, ale przy takim wietrze byłoby to proszenie się o ostatnią kąpiel – szczególnie, że patrząc z góry, nie widać było żadnej drogi, którą można by z tego leja wyjść bez lin wspinaczkowych.
Oczywiście takie zakończenie trasy byłoby wprost nieprzyzwoite i jakby W. jeszcze było mało, postanowił pojechać nad Jeziorko Zielone.
Zobaczył taki drogowskaz i… no musiał!
No to pojechaliśmy. Nie do końca wiemy czym to jezioro jest zasilane, ale zapora ma przelew kilkanaście metrów nad obecnym poziomem lustra wody, a wypływającej spod zapory rzeczki nie udało nam się dostrzec. W ogóle, wszystkie odwiedzone tego dnia jeziorka wyglądały dosyć smętnie – jakby tęskniły za wodą. Wszędzie maksymalny poziom wody obserwowany na przybrzeżnych skałach był co najmniej kilka, jeżeli nie kilkanaście merów wyższy od aktualnego.
Nie wiemy czy to efekt ciepłego lata, czy też bezśnieżnych zim, ale to nie jest najlepiej dla środowiska, które te jeziorka zasilają w wodę. Ostatnie z jeziorek – Zielone – wyglądało jakby było rezerwuarem wody dla potrzeb gospodarki. I tu już zaczyna być niebezpiecznie.
Stećci i jeziorka
Wpisany pod 2025, Bałkany, Chorwacja, cmentarze, fortyfikacje, wykopaliska
Brak komentarzy do Stećci i jeziorka
Brak komentarzy do Stećci i jeziorka
Szukaj
Kategorie
Lata
…komentarze.
Galeria albumów
ogólne…
RODO
Przydasie
-
Nasze miejsca:
- Bura (Bora) i powrót
- Stećci i jeziorka
- Wykopaliska i twierdze
- Split
- Brela
- Trogir
- Trasa do Breli
- Powrót ze Słowacji
- Bankomat i degustacja
- Malá Tŕňa i Veľká Tŕňa
- Forza d’Agro i powrót
- Sant’Alesio i Savoca
- Taormina i Castelmola
- Syrakuzy
- Wokoło Etny
- Wąwóz Alcantara
- Pępek, bikini i kwatera
- Caccamo
- Jaskinia i statek
- „P. Depresja”
- Monreale i Corleone
- Cefalù – historyczne
- Cefalù – hotel i spacer
- Droga na Sycylię
- Sery polskie i szwajcarskie
- Dworek i nostalgia
- Birsztany
- Rumszyszki (Rumšiškės)
- Augustów
- Prusowie
- Wiadukty, Trójstyk i Puńsk
- Supraśl
- Toszek
- Muzeum w Bóbrce
- Lesko
- Synagoga i skansen
- Dworek, muzeum i piwo
- Żydowski Lublin
- Stare Miasto w Lublinie
- Lublin – zamek
- Lublin wieczorem
- Alvernia Planet
- Muzeum pożarnictwa w Alwerni
- Wilamowice i Stara Wieś
- Muzeum Wilamowskie
- Alanya
- Altınbeşik i dwie wioski
- W górach Taurus
- Perge i Antalya
- Aspendos i Sillyon
- Side
- Wielkie żarcie
- Sanktuaria i kolej
- Dwa kościerskie muzea
- Płotowo i Lipusz
- Kozie sery i lenistwo
- Do Parszczenicy
- Brno – kości i piwo
- Špilberk
- Brno – muzeum i katedra
starsze w archiwum


