fortyfikacje
San Miniato
Ostatnim punktem trasy było malutkie miasteczko San Miniato, mające sporą historię i słynące z białych trufli, znajdowanych na pobliskich wzgórzach. Zanim tam jednak wjechaliśmy, W. zatrzymał się w Calenzano, 1,5km przed miastem, na parkingu z piękną panoramą. Po drugiej stronie ulicy znajdował się Bar Alimentari Giannoni, z paroma stoliczkami, co dawało nadzieję na możliwość spożycia. Tradycyjnie bowiem przegapiliśmy porę początku sjesty, a w San Gimignano jeść nie chcieliśmy. Weszliśmy … Kontynuuj czytanie
Monteriggioni i San Gimignano
Przyszedł czas na pożegnanie ze Sieną. Zanim wszakże dotarliśmy do Florencji, Erynia nie byłaby sobą, gdyby nie wymyśliła czegoś po drodze. Na pierwszy rzut poszło malutkie, ale w całości obwarowane Monteriggioni. Miejscowość, została ufortyfikowana w całości na początku XIIIw. i miała pełnić głównie funkcję obronną: Sieny przed Florencją. Czyniła to skutecznie przez kolejnych 300 lat, a została zdobyta przez Florencję dopiero w XVw., na skutek zdrady komendanta. Przy wjeździe do starego miasta znajdują się dwa parkingi, co … Kontynuuj czytanie
Val D’Orcia i Pienza
Ostatni dzień w okolicy Sieny przeznaczyliśmy na „widoczki”. Erynia, używając jako „wzorca do widoczków”, otrzymanej w Montepulciano mapki, uzupełniła planowane wcześniej Pienzę i San Quirco D’Orcia o parę (kilkanaście) przystanków na podziwianie widoczków doliny rzeki D’Orcia (wpisanej na listę światowego dziedzictwa UNESCO) oraz o Castelluccio. To ostatnie w rzeczywistości było pierwsze i zupełnie nietrafione. Zameczek, z którego można by ewentualnie popatrzeć na okolicę był w remoncie a niższe partie drogi i murów pokazywały mniej lub … Kontynuuj czytanie
Etruskowie i okolica
Erynii coś świtało, że Toskania ma wiele wspólnego z Etruskami, czyli z tymi, co poprzedzali Rzymian, a następnie zostali przez nich wchłonięci. Nie do końca wiadomo skąd się wzięli – mogli być lokalnym szczepem, mogli też przybyć z Azji Mniejszej, wcześniej trochę korsarząc po morzu śródziemnym. Opinie naukowców są podzielone. W. te niejasności nie przeszkadzały, za to na tę informację natychmiast zapaliła mu się lampka niedoszłego archeologa … Kontynuuj czytanie
Kłodzko
Przyszedł w końcu czas na Kłodzko. Byliśmy już tutaj co prawda parę lat temu, ale niewiele wtedy zobaczyliśmy, będąc praktycznie tylko przejazdem. Tym razem mieliśmy trochę więcej czasu. Chcieliśmy zacząć od kirkutu ale z jednej strony trudno było się do niego dostać a z drugiej ponoć był zamknięty, więc poszukiwania porzuciliśmy na rzecz głównych atrakcji Kłodzka: Rynku, Twierdzy i podziemi. Udało nam się w miarę łatwo zaparkować prawie pod centrum … Kontynuuj czytanie
Jawor, browar i ruiny
Po takiej dawce zamków przyszedł w końcu czas na sacrum – Kościół Pokoju w Jaworze. Byliśmy już tam jakiś czas temu, ale przez te lata renowacja została znacząco posunięta i powtórne jego zwiedzenie uznaliśmy za warte grzechu, szczególnie że M. jeszcze tego cuda nie widział. I warto było! Odrestaurowano już prawie całe wnętrze, a właściwie prawie wszystko co widać z centrum. Wygląda na to, że prace restauracyjne trwają jeszcze na balkonach. … Kontynuuj czytanie
Kamieniołom i trzy zamki
Erynia nie może usiedzieć na czterech literach więc cóż było robić, zaproponowaliśmy M. wyskok na Dolny Śląsk, który mu się marzył już od jakiegoś czasu i po zorganizowaniu paru miejsc noclegowych ruszyliśmy w drogę. Trasa niby prosta, łatwa i przyjemna, ale znowu dopadło nas fatum A4 i pod Strzelcami Opolskimi zatrzymał nas korek. Staliśmy w nim chwil kilka aż ktoś zaczął nawracać i autostradą, pod prąd, dojechaliśmy do najbliższego zjazdu gdzie piękna … Kontynuuj czytanie
Krapkowice i Rogów Opolski
Erynia potrzebowała obuwia wakacyjnego, wygodnego i z podeszwą antypoślizgową. Udało nam się znaleźć firmę produkującą takowe w Krapkowicach. Należało tam tylko pojechać. Same buty to jednak dla nas trochę za mało. Trzeba było naleźć coś więcej, coś ciekawego do zobaczenia. No to i znaleźliśmy. Ponieważ jednak do oglądania trzeba pogody, chociaż przyzwoitej, to planowany wcześniej wyjazd możliwym stał się dopiero w połowie lutego. Buty kupiliśmy. Po zakupach mogliśmy … Kontynuuj czytanie
Oleśnica
W końcu dotarliśmy do Oleśnicy, miasta co najmniej z trzynastego wieku (sądząc po pierwszej wzmiance), choć na pierwszy rzut oka tego nie widać – w krajobrazie dominują bloki. Stan ten zawdzięczamy głównie (choć nie tylko) sołdatom Armii Czerwonej, którzy w 1945 roku, nadmiernie świętując 1 i 9 maja, podpalali całe pierzeje kamienic zdobytego miasta. Zniszczenia sięgnęły nawet 80% zabudowy. Wracając do wcześniejszych czasów, miasto należało pierwotnie do Piastów oleśnickich. Po bezpotomnej śmierci … Kontynuuj czytanie
Kuźnia, zamek i pałace
Poranek spędziliśmy w kuźni, podziwiając olbrzymie, wciąż działające palenisko, przez komin którego św.Mikołaj, wraz z worem prezentów, wszedłby bez najmniejszych problemów. Poza paleniskiem, w kuźni zachowało się jeszcze tyle wyposażenia (kowadło, sztance, etc.), że można tu urządzać warsztaty kowalskie, co zresztą miewało już miejsce. Przez 300 lat (od 1751r.) przewinęło się tu wiele rodzin, w tym rodzina Hauptmannów, do której należał Gerhart Hauptmann – niemiecki dramaturg i powieściopisarz, laureat … Kontynuuj czytanie
Okolice Wlenia
Mieszkając w gminie Wleń, wypadało chociaż rzucić okiem na tutejsze atrakcje. Zanim jednak dotarliśmy do Wlenia, w samej Przeździedzy mieliśmy okazję obejrzenia pałacu. Został on kupiony przez mieszkańca Niemiec, który co prawda nie wie (do końca) co chciałby z nim zrobić, ale chce być właścicielem pałacu – i akurat to jedno mu się udaje. W samym Wleniu zaczęliśmy od okolicy Góry Zamkowej, gdzie przemiły Belg (poznaliśmy Pana) zakupił … Kontynuuj czytanie
Targowisko pod Wieżą
Z jednej strony Erynia nie może usiedzieć w domu, gdy jest trochę więcej wolnych od pracy dni, z drugiej ma zdolność do wynajdowania ciekawych miejsc. Tym razem znalazła okolice Jeleniej Góry i, jako kwaterę, Kuźnię nad Bobrem znajdującą się w w trzystuletnim domu przysłupowym, we wsi Przeździedza, w krajobrazowym parku Doliny Bobru. Wyjeżdżając w piątek po pracy dotarliśmy na miejsce około 20., nie mieliśmy więc wiele możliwości oglądania posesji, ale W. wprost … Kontynuuj czytanie
Szerencs, Eger i Jozsef Simon
W. znalazł w internecie informację, że w Szerencs oprócz bramy i kościoła zaprojektowanego przez Imre Makowecza, które obejrzeliśmy już kiedyś, jest i zamek Rakoczego, postanowił więc go odwiedzić. Zamek obejrzeć mogliśmy jedynie powierzchownie, choć dało się przejść przez dziedziniec zamkowo-hotelowy a nawet obejrzeć minimuzeum składające się z paru sal, pokazujące drobny zarys dawnej poczty, oraz całkiem przyzwoity urywek ze zbiorów pocztówek. Cały zbiór składa się z około miliona kartek … Kontynuuj czytanie
Tengerszem i Sárospatak
W kolejnym dniu zmieniliśmy kierunek na wschodni. Już parę lat temu W. wyczaił, na mapie, ciekawe (według niego) jeziorko w lesie, które miał ochotę zobaczyć. A że nadarzyła się okazja… (sam ją stworzył) to i pojechaliśmy. Po krótkiej jeździe asfaltem dojazdowa trasa drogą gruntową uszczęśliwiła go bez reszty. I po co było myć samochód przed wyjazdem? Od miejsca postojowego do samego jeziorka, zwanego ponoć przez Węgrów Morskim Okiem, prowadził już pieszy szlak … Kontynuuj czytanie
Eger i Lajos Gál
Tym razem pojechaliśmy na Węgry we troje z M., kolegą W. Kwatera u Hanny Szobái w Tarcalu otwarła się przed nami mimo późnej pory (22:00) gwarantując właściwie wszystko, z łazienkami, klimatyzacją (w jednym pokoju) i wspólną kuchnią, a nawet więcej, ale o tym przekonaliśmy się rano – ruch samochodowy za oknami budził nas przed piątą nawet w niedzielę. Jako że mieliśmy na Węgrzech spędzić prawie tydzień, a okolice Tokaju już wizytowaliśmy wielokrotnie, obopólnie zgodziliśmy … Kontynuuj czytanie
Zamek w Malborku
Jak wiadomo, rok bez Kaszub to rok stracony. Gdy więc tylko nadarzyła się okazja dłuższego weekendu, a gościnny Gospodarz przekazał nam klucze, ruszyliśmy w wiadomym kierunku. Tym razem postanowiliśmy zobaczyć miejsca niedooglądane poprzednim razem. Na pierwszy ogień poszedł zamek w Malborku, którego, w październiku, pocałowaliśmy klamkę. W. ustawił GPSa na bliskie zamku parkingi, i już pierwszy okazał się pusty i bezpłatny, a gdzie na dodatek trafiło nam się przy nim stoisko … Kontynuuj czytanie
Fougères i do domu
Kilka chwil trwała dyskusja czy by nie zostać na Wielkiej Paradzie Tygodnia Zatoki Morbihan. Wygrał argument o wcześniejszym wyjeździe – w końcu mieliśmy do przejechania dwa tysiące kilometrów. W. nie byłby sobą żeby czegoś nie wymyślił w zamian. Początkowo Erynia coś mruczała, ale to w końcu W. trzymał kierownicę i zatrzymał się w Fougères. Udało mu się tam nawet znaleźć zupełnie pusty parking w zaułku przy Rue de Savigny. Świetne miejsce w pobliżu zamku i kościoła … Kontynuuj czytanie
Jachty, bazylika i Josselin
Na chwilę wstąpiliśmy do Carnac bo Erynia podczas poprzedniej wizyty zoczyła antykwariat i po dłuższym namyśle postanowiła jednak kupić parę książek – namysł nie dotyczył sprawy „Czy kupić?”” ale „Gdzie to w domu postawić?”. Miłość do literatury zwyciężyła „się gdzieś upcha”. Po drobnych zakupach pojechaliśmy dalej mijając Trinité z powodu braku miejsc parkingowych, a i miasteczko, po porcie Le Bono, wydawało się takie sobie. Przejeżdżając, jednokierunkową drogą, przez cypel … Kontynuuj czytanie
Suscinio
Plan był inny, ale W. jak zwykle zboczył z trasy gdy zobaczył Dolmen de Mané-Kerioned. Wedle informacji na tablicy, miały sobie liczyć 3,5 tysiąca lat, ale ciekawe jak to liczyli? W każdym razie, „stoły” pięknie odsłonięte, można się było pod nimi przespacerować (lekko w kucki). Głównym punktem programu był jednak zamek diuków Bretanii – le château Suscinio. Obiekt miał za sobą kawał pięknej historii. Jego początki sięgają … Kontynuuj czytanie
Kerhinet i Saliny Guérande
W okolicach były saliny – trzeba więc było je obejrzeć. Wielkie, powierzchniowo, zagłębie solne rozciąga się w pobliżu Guérande. Na mapie i z lotu ptaka (w przewodnikach) wyglądają barwnie, z bliska widać dlaczego. Ale zanim dojechaliśmy do salin zatrzymaliśmy się najpierw w (niby)historycznej wiosce (Kerhinet Historic Village). Wioska ta jest cukierkowym obrazkiem pokazującym dzieciom fałszywy obraz dawnej wsi. Dla nas za słodki, szczególnie że oboje znamy wsie i z wyglądu, … Kontynuuj czytanie