browser icon
Używasz niezabezpieczonej wersji przeglądarki internetowej . Należy zaktualizować przeglądarkę!
Korzystanie z przestarzałej przeglądarki sprawia, że komputer nie jest zabezpieczony. Proszę zaktualizować przeglądarkę lub zainstaluj nowszą przeglądarkę.

Sanktuaria i kolej

Deszcz nie był zbyt pracowity więc mogliśmy dotrzeć do,
kościół Zmartwychwstania Pańskiego

kościół Zmartwychwstania Pańskiego

przerobionego ze zboru ewangelickiego, kościoła pod wezwaniem Zmartwychwstania Pańskiego w miarę susi. Dziwnym trafem kościół był otwarty więc mogliśmy go obejrzeć nie tylko z zewnątrz, a trzeba przyznać, że był on ciekawy nie tylko ze względu na wyposażenie, ale i centralne ustawienie neogotyckich kolumn praktycznie w osi kościoła. Ewangelikom to pewnie nie przeszkadzało – w ich kościołach nie ma ołtarzy, dziwnie jednak wygląda ten układ w kościele katolickim z ołtarzem w tej samej osi co kolumny. Po obejrzeniu przeróbki kościelnej, przyszedł czas na Sanktuaria.
do albumu zdjęć

Pierwsze Sanktuarium


Pierwsze – Matki Bożej Kościerskiej Królowej Rodzin – było po drodze do parkingu i co dziwne, było otwarte – cuda i dziwy w tym mieście, kościoły są otwarte! Wystrój wnętrza kościoła odpowiadał jego randze i przyciągał wzrok barokowymi zdobieniami. Srebrzyście ubrana cudowna ikona (obraz) nie rzucała się w oczy – no chyba, że szukało się krat.
do albumu zdjęć

Drugie Sanktuarium


Z drugim sanktuarium – Matki Bożej Bolesnej – sprawa nie była taka prosta. Trzeba było zrobić drobny spacerek, okrążyć budynek szkolny i, zgodnie z informacjami pozyskanymi w muzeum, popatrzyć przez kraty na jego wnętrze. Informacje muzealne w zderzeniu z W. jakoś się nie sprawdziły, bo W., przechodząc koło szkoły „musiał” zaczepić przechodzącą akurat tamtędy zakonnicę pytaniem o to sanktuarium – jakby mapy nie miał. Urok osobisty W. zadziałał nawet na zakonnicę, która nie tylko wskazała mu kaplicę, ale i wróciła z nami, i ją otwarła. Dzięki temu mieliśmy możliwość zarówno wejścia da kaplicy, jak i wysłuchania opowieści o peregrynacjach cudownej piety. Powstała ona przypuszczalnie w XV w. wyrzeźbiona w wapieniu pochodzącym z okolic Pragi czeskiej. Czy wyrzeźbiono ją w Czechach czy gdzieś indziej – nie wiadomo, za to przypuszczalnie z zakonem krzyżackim, dotarła na Kaszuby i tutaj pałętała się po miejscach wielu by w końcu z kolejnymi przenosinami zakonu żeńskiego, dotrzeć do budowanej w Kościerzynie szkoły polskiej. Początkowo rzeźba stała w budynku szkoły, aż, na przełomie wieków postanowiono wybudować dla niej oddzielną kaplicę, w której też już w paru różnych miejscach miała swoje leże.
do albumu zdjęć

Muzeum Kolejnictwa


Po miłej rozmowie z siostrą zakonną, ruszyliśmy do samochodu, by w miarę wcześnie dotrzeć do kolejnego muzeum – Muzeum Kolejnictwa. Bilet mieliśmy już kupiony – można było w kupić bilet łączony w Informacji Turystycznej – więc po wymianie uśmiechów z kasjerką, mogliśmy już wejść na teren skansenu-muzeum. Byliśmy jedynymi jego gośćmi, toteż pałętaliśmy się po nim w sposób niczym nieskrępowany (no dobrze, przestrzegaliśmy zasad kultury muzealnej). Z dużą przyjemnością stwierdziliśmy, że znaczna liczba lokomotyw wyprodukowana została w Fabloku w Chrzanowie. W tym Fabloku pracował dziadek Erynii na tokarce a mama w księgowości. Niestety ciśnienie Erynii podniósł widok stanu, w jakim wiele z nich się znajdowało, aż poszła z tym do Pani przy kasie muzeum. A tam otrzymała odpowiedź, że właścicielami tych „obiektów” muzealnych jest PKP Cargo i nic z nimi zrobić nie można bez zgody właścicieli, a ci to raczej pieniędzy nie dadzą (po kontaktach z PIS wygląda na to, że spółka pada).
Z innej beczki, raczej trudno wymagać, by skansen za swoje pieniądze remontował cudze obiekty. Generalnie problemem są pieniądze, choćby na utrzymanie muzeum i podstawowe renowacje/remonty, a tych jest zawsze mało.
do albumu zdjęć

Złomowisko

Widać to choćby po cmentarzysku, znajdującym się już poza terenem muzeum. Wskazała nam je Pani kasjerka, ale wybrał się na nie tylko W. Erynia może chodzić po zwykłych, ludzkich cmentarzach, cmentarzysko kolejowe nie wzbudzało w niej chęci jego zobaczenia. Nie chciała podnosić sobie zbytnio ciśnienia.
(W.: nic to, podniesie się jej ciśnienie przy przebieraniu zdjęć!)
Z ostatniego z kościerskich muzeów – Muzeum Starych Samochodów – zrezygnowaliśmy (tym razem), bo zaczynało się robić późno, a chcieliśmy jeszcze przed powrotem do domu odwiedzić i Wędzarnię U Mańka, i Kaszubską Kozę. Zdążyliśmy obkupić się w obu. Zdążyliśmy nawet, już w Parszczenicy, przy ostatnim świetle wieczornym zebrać kilka prawdziwków…

PS. Wieczorem, wcinając pajdy dobrze wypieczonego (według W.) chleba, kupionego w jednej z kościerskich piekarni, doszliśmy do wniosku, że my tam jeszcze będziemy wracać – i dooglądać, i na zakupy (chleba!).
do albumu zdjęć

grzybowe ostatki



PSS. Kolejnych dni nie ma co opisywać. Zeszły nam na dosuszaniu grzybów już wcześniej wysuszonych i suszeniu nowo zebranych, podjadaniu serów i pstrąga, oraz słodkim lenistwie. No niezupełnie lenistwie: W. uzupełnił zużyte przez nas drwa, tnąc bale drewniane na mniejsze kawałki. Potem już tylko sprzątanie i powrót do domu z torbami suszonych grzybów.
 
 
poprzedni

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.