skanseny
Kraina w Kratę
Podczas przeglądania Internetu Erynia wynalazła nadmorską ciekawostkę – „Krainę w Kratę”. Tak trafiliśmy na Swołowo, wieś będącą nieformalną stolicą Krainy w Kratę, a w nim do żywego skansenu (Muzeum Kultury Ludowej Pomorza w Swołowie; Oddział Muzeum Pomorza Środkowego w Słupsku). Skąd nazwa tej krainy? A stąd, że spora część poniemieckich zabudowań w tej okolicy jest szachulcowa, a z daleka wygląda to jak czarna … Kontynuuj czytanie
Grzyby, Chata, kręgi i zamek
Właściwie to nie mieliśmy zajmować się zwiedzaniem i zapełnianiem bloga, ale takim dziwnym trafem, będąc z naszym przyjacielem M. na krótkim urlopie w Parszczenicy, tak niezupełnie nam się to udało. Mieliśmy odwiedzić Parszczenicę by wyciszyć się jesiennie chodząc po lasach i, przy okazji, zbierając grzyby. I właściwie na początku naszego tu pobytu prawie się to nam udało. Poszliśmy do … Kontynuuj czytanie
Castello di Duino i Monte San Michele
„Co się odwlecze, to (Erynii) nie uciecze”. Erynia zaparła się na tyle, że nawet ulewa zrobiła sobie przerwę, tak że mogliśmy w spokoju kontemplować urokliwe Castello di Duino. A kontemplować było co: zamek wzniesiony w XIV w. na ruinach rzymskiego posterunku, położony w miejscu z przepięknymi widokami na morze, gościł przez wieki znamienite bądź znane persony, w tym: cesarzową Sissi … Kontynuuj czytanie
Skansen Pribylina
Dzień powrotu zawsze jest trudny do zaplanowania. Niby wiadomo ile jest czasu i jak dzień ma się skończyć, ale są i ograniczenia z tym związane – trzeba wrócić do domu. Mieliśmy do wyboru parę miejsc, ale albo były zbyt daleko, albo zbyt mało czasu by nam zajęły, wybraliśmy więc skansen: „Múzeum liptovskej dediny Pribylina”. Po szybkim i sutym śniadaniu, pakowaniu … Kontynuuj czytanie
Skansen i jaskinia
Ranek po ciężkiej nocy obżartuchów nie zachęcał do górskich tras. Co prawda nie lało, ale niebo było zaciągnięte równo i szaro. Co prawda śniadanie było smaczne i obfite, ale M. postanowił dopasować się do poziomu nieba i stwierdził, że w Internecie znalazł informację o zajętości wszystkich miejsc na zwiedzanie jaskini Brestowskiej, którą nam wcześniej zaproponował. Zaczął robić za Smerfa Marudę, … Kontynuuj czytanie
Huta, kościół i skansen z „vlakom”
M. zawsze z wielkim sentymentem opowiadał nam o Słowacji. O ile dla nas był to kraj z reguły tranzytowy, o tyle dla Niego zazwyczaj docelowy. Nie bez znaczenia pozostaje fakt, że M. mieszka zaledwie godzinę od granicy. Wpadliśmy ostatnio na pomysł wspólnego wypadu, gdzie M. miałby nam pokazać parę swoich ulubionych miejsc. Tym sposobem mieliśmy już zagospodarowany długi sierpniowy weekend. … Kontynuuj czytanie
Kot w skansenie i inne
Pogoda jak marzenie, trochę słońca, trochę niezbyt groźnych chmurek, aż wstyd byłoby nie skorzystać, szczególnie że przyjaciel W. z dawnej pracy zapraszał do siebie do Bystrej Podhalańskiej. Zaproponowaliśmy wspólny wypad koledze M., on w zamian podrzucił nam ciekawe miejsca do obejrzenia po drodze. Na pierwszy ogień (oby nie rzeczywisty!) poszedł Dwór w Stryszowie. Ma on co prawda udokumentowaną … Kontynuuj czytanie
Osiek nad Notecią
Kolejne dni spędzaliśmy głównie w lesie, dołączając do rzeszy rodaków przeczesujących runo w poszukiwaniu grzybów. Z kronikarskiego obowiązku meldujemy, że trafiały się maślaki, podgrzybki, prawdziwki, kanie i kozaki. Pomijając susz, to była kulinarna rozpusta przegryzana sylimarolem i przepijana winem! W dzień powrotu planowaliśmy dooglądać Nakło nad Notecią. Plany były piękne, ale po drodze trafił się skansen – Muzeum Kultury Ludowej – w pobliskim … Kontynuuj czytanie
Wariactwo urodzin
Erynia miała urodziny i W. o tym wiedział. Miał nawet trochę czasu by się do tego przygotować i wymyślił drobną niespodziewajkę. Parę dni wcześniej powiedział jej tylko by znalazła coś ciekawego do oglądania w okolicy Lipowej (pod Żywcem) bo na 15. zaprasza ją na obiad w tejże Lipowej. Erynia coś czuła, że to nie wszystko, i usiłowała wyciągnąć od niego coś … Kontynuuj czytanie
Quimperlé i okolice
Jak większość szanujących się bretońskich miast, Quimperlé posiada swoją legendę założycielską. Jakoby już w VI wieku, niejaki święty Gurthiern (a zarazem książę walijski) miał założyć pustelnię u zbiegu rzek Isole i Ellé. Pięć wieków później, w tym samym miejscu zdarzył się cud: Alainowi Canhiart diukowi Cornuailles objawił się złoty krzyż. Diuk tak się poczuł pokrzepiony na zdrowiu, że z wdzięczności nadał … Kontynuuj czytanie
Beskid Niski – słonecznie
Śniadanie przeszło nasze oczekiwania, wprost wyśmienite, na poziomie wielkopolskim, a dalej to już było szaleństwo. W. w swej złośliwości przeszedł samego siebie. Erynia co prawda zasugerowała wcześniej by wybrał kilka cerkiewek na Szlaku Architektury Drewnianej, ale nie spodziewała się jedenastu punków nie licząc tego „po drodze”. Tym razem mieliśmy wiele szczęścia bo była akurat niedziela i wiele z kościołów … Kontynuuj czytanie
Słowacja etnograficznie
Wszystko co dobre, musi się kiedyś skończyć. Nastała niedziela, a zarazem dzień powrotu. Powrót jednak można sobie przedłużyć. Dzięki drogowej pomyłce W. sprzed kilku dni, dysponowaliśmy słowacką winietą i mogliśmy sobie pozwolić na zmianę trasy. Na pierwszy przystanek wybraliśmy niedooglądany kościół pod wezwaniem Ducha Świętego w Żehrze. Cóż, nadal nie dooglądaliśmy. Co prawda brama była otwarta, zewnętrzne drzwi … Kontynuuj czytanie
Przed Majówką
Na dłuuuugi weekend majowy przyjechała do nas Daro, nasza przyjaciółka z Gruzji. Postanowiliśmy jej pokazać jak najwięcej się da w ciągu tych kilku wolnych dni. Wiemy, że nawet południa Polski nie da się pokazać pobieżnie w tak krótkim czasie, ale spróbowaliśmy. Pierwszego dnia pobytu Daro w Polsce przeszliśmy się tylko po Chrzanowie, bo brak wiz do Unii Europejskiej dla Gruzinów spowodował „dłuższą odprawę” na lotnisku. Następny dzień … Kontynuuj czytanie
Wschód i północ Madery
Z samego rana odwiedziliśmy wypożyczalnię by wynająć samochód. Aby nie przesadzać z ceną, zaplanowaliśmy Opla z klasy A. Po uzgodnieniu cen i innych warunków, pan zaoferował nam „coś z klasy B za tę samą cenę, bo klasa, a »się wypożyczyła«” – pojazdem okazał się Fiat Panda (a miał to być samochód!). Cóż, jak się nie ma co się lubi… Szczęśliwie pogoda … Kontynuuj czytanie
Kapadocja – balony i nie tylko
W. poczuł się jak w normalny dzień roboczy, no może niezupełnie, bo w dzień roboczy po pobudce przed piątą jest śniadanie – a tutaj, o prawie gołym pysku trzeba było Erynię wywieźć na punkt widokowy z którego miało być widać startujące przed świtem balony (wschód słońca 6:04, opóźniony trochę przez góry). Z lotu balonem zrezygnowaliśmy nie tylko z powodów finansowych, ale widoku … Kontynuuj czytanie
Mezőkövesd
Żeby nie było, że na Węgrzech to my tylko pijemy wino i łapiemy promile, ruszyliśmy w trasę. Tym razem skusił nas Mezőkövesd, miasto zamieszkałe niegdyś przez jedną z mniejszości narodowych – lud Matyó, słynący z pięknie haftowanych strojów (i damskich, i męskich). Charakterystycznym motywem haftów jest tak zwana róża Matyó. A z haftami związana jest legenda.Zanim jednak dotarliśmy do Mezőkövesd, nasz wzrok … Kontynuuj czytanie
Czaszki, papier i bursztynowa komnata
W ostatni dzień weekendu postanowiliśmy pozwiedzać polską stronę Ziemi Kłodzkiej. Zaczęliśmy od Kaplicy Czaszek w Czermnej. W. uparł się by pokazać ją Erynii, więc tym razem Ona ustąpiła. Już z daleka widać było parking wypełniony samochodami i autokarami. Przeczucie nas nie myliło: przed kaplicą był tłum turystów, czekających na swoją kolej zwiedzania, rzecz jasna z bilecikiem w ręku. W końcu kaplica ma … Kontynuuj czytanie
Użhorod
Pomysł kolejnej majówki wpadł nam do głowy spontanicznie, po prostu oboje stęskniliśmy się za Ukrainą, a że to duży kraj, tradycyjnie postanowiliśmy pojechać tam, gdzie nas jeszcze nie widzieli – wzdłuż południowej jego granicy. Ze względu na kierunek wyznaczyliśmy trasę przez Słowację. Niby koniec kwietnia, ale przez całą drogę padał deszcz, na wysokości powyżej 300 m przechodzący … Kontynuuj czytanie
Wolin i Międzyzdroje
Poniedziałek przeznaczyliśmy na dojazd i zakwaterowanie. W., pomny opinii znajomego, postanowił, że pojedziemy przez Niemcy i w pięć godzin udało nam się dojechać z Wrocławia przez obwodnicę Berlina do Domu św.Józefa w Szczecinie. Trochę daleko od centrum, ale cicho, w miarę tanio i z restauracją. Czego nam więcej trzeba? Na początek zjedliśmy ruskie pierogi i poszliśmy obejrzeć pobliski kościół – W. zarobił w oczach recepcjonistki. … Kontynuuj czytanie
Zamość i Zagroda Guciów
Erynia po prawie roku bez używania samochodu bardzo szybko „wdrożyła” się w jego prowadzenie i zaczęła szaleć, delikatnie przy tym wyzywając przymulających kierowców. Właściwie oprócz częstych pozytywnych reakcji na teksty W. w stylu „czy wiesz, że przekraczasz dopuszczalną prędkość o…” czy „hamuj wcześniej bo pocałujesz w d… tę dziewczynę przed sobą” tylko raz spróbowała się zmieścić na centymetry pomiędzy … Kontynuuj czytanie