Ranek po ciężkiej nocy obżartuchów nie zachęcał do górskich tras. Co prawda nie lało, ale niebo było zaciągnięte równo i szaro. Co prawda śniadanie było smaczne i obfite, ale M. postanowił dopasować się do poziomu nieba i stwierdził, że w Internecie znalazł informację o zajętości wszystkich miejsc na zwiedzanie jaskini Brestowskiej, którą nam wcześniej zaproponował. Zaczął robić za Smerfa Marudę, że nie ma po co tam jechać. Nie z W. takie numery. Jak ten się zaprze to… dojechaliśmy pod jaskinię, gdzie przewodnicy potwierdzili informacje o zajętości wszystkich miejsc. Dodali jednak, że jak przyjdziemy później to może coś się zwolni.
No to przeszliśmy na drugą stronę drogi do skansenu wsi orawskiej. I tutaj także należy się Słowakom głęboki ukłon, bo może nie we wszystkich zagrodach, ale przy paru były i kury, i kozły, i kozy, i gęsi. O zapachach wsi i gnoju też nie można zapomnieć – zapomnieli o tym Francuzi w sterylnym skansenie w Kerhinet. Skansen jest dosyć duży i można powiedzieć, że pokazuje całokształt wsi z kościołem i przykościelną kostnicą, centralną drogą i placem przy którym mieściły się domy bogatszych włościan i domami części rzemieślniczej, i biedniejszej na obrzeżach wsi. Z ciekawostek gdzie indziej nie widzianych można opisać kilkumetrowy magiel napędzany kieratem, z przełączaniem obrotów lewo-prawo, oraz mała szkoła wiejska z tablicą, paroma ławkami i… łóżkiem. Obok były jeszcze dwie izby, ale trudno je było nazwać komfortowym mieszkaniem nauczyciela. Ot taka sama chata jak biednego chłopa, przy czym biedny chłop w pomieszczeniu „lekcyjnym” trzymał inwentarz żywy (dwu- lub cztero-nożny), a nauczyciel uczniów i (wieczorem) własną rodzinę. Część skansenu przeznaczona jest również na usługi wszelakie – głównie pamiątkarskie – ale można tam było i zjeść w karczmie (druga karczma była na zewnątrz skansenu). Nie skorzystaliśmy z żadnej z karczm, bo M. zraził się do tamtejszej karczmy podczas poprzednie tu wizyty, a poza tym nie byliśmy jeszcze aż tak głodni po sutym śniadaniu.
Opuściwszy skansen, mimo pory wcześniejszej niż sugerowana nam przez przewodników jaskiniowych, W. postanowił spytać się czy coś się zwolniło, i okazało się, że i owszem, możemy zejść do jaskini za 15 minut. W., marudząc, włożył pełne buty i poszliśmy za przewodnikiem do jaskini. Cały spacer po jaskini to kilkaset metrów (w sumie w obie strony), z ciekawym opisem przewodnika, który dbał o turystów przekazując im podstawowe wiadomości o jaskiniach i szczegóły tej jaskini. Usiłowaliśmy coś zrozumieć bo mówił szybko i po słowacku – no w końcu byliśmy na Słowacji – ale niespecjalnie nam się udawało.
Jaskinia ma co prawda ścieżkę turystyczną z przejściami i schodkami ze stali nierdzewnej, nie ma za to oświetlenia, więc wszyscy zostali zaopatrzeni w kaski z lampkami. Przydał się i lampki, i kaski bo miejscami bywało wąsko i nisko. Sama jaskinia jest dosyć słabo „wyposażona” w nacieki skalne, a i część pięknych stalaktytów została jakiś czas temu zniszczona przez wandali. Przez jaskinię płynie strumień, którego szum kojąco wpływał na samopoczucie gdy zasugerowano nam zgaszenie czołówek, by poczuć nastrój jaskini.
Po spacerku podziemnym podjechaliśmy parę kilometrów dalej na parking pod wyciągiem do Doliny Salatyńskiej (Salatínska dolina). Był to raczej rekonesans bo szczyt był w chmurach i nie było wielkiego sensu oglądać chmur od środka. Po obejrzeniu parkingu wróciliśmy więc do kwatery by po chwili pomaszerować do znanej nam już restauracji – tym razem na gulasz (z nazwy węgierski, z ostrości… nie), strudle z jabłkami – bardzo dobre – i Kofolę (lub piwo) co kto woli!
Po objedzie W. doszedł do wniosku, że ma popołudnie lenia, a Erynia, pełna werwy, poszła rzucić okiem i obiektywem na Habovkę w okolicy kwatery. Jak już wcześniej zauważyliśmy wioska jest wprost usiana pięknymi drewnianymi domami. pięknie jest też położona, widziana z wielu miejsc kapliczka św. Marii Magdaleny.
Skansen i jaskinia
Szukaj
Kategorie
Lata
…komentarze.
- Erynia - Alvernia Planet
- Alicja - Alvernia Planet
- w. - Wilamowice i Stara Wieś
- Pudelek - Wilamowice i Stara Wieś
- Erynia - Muzeum pożarnictwa w Alwerni
- Krystyna - Muzeum pożarnictwa w Alwerni
- w. - Wilamowice i Stara Wieś
- Alicja - Wilamowice i Stara Wieś
- w. - Muzeum Wilamowskie
- Pudelek - Muzeum Wilamowskie
- Erynia - Muzeum Wilamowskie
- w. - Muzeum Wilamowskie
Galeria albumów
ogólne…
RODO
Przydasie
-
Nasze miejsca:
- Alvernia Planet
- Muzeum pożarnictwa w Alwerni
- Wilamowice i Stara Wieś
- Muzeum Wilamowskie
- Alanya
- Altınbeşik i dwie wioski
- W górach Taurus
- Perge i Antalya
- Aspendos i Sillyon
- Side
- Wielkie żarcie
- Sanktuaria i kolej
- Dwa kościerskie muzea
- Płotowo i Lipusz
- Kozie sery i lenistwo
- Do Parszczenicy
- Brno – kości i piwo
- Špilberk
- Brno – muzeum i katedra
- Brno – spacer
- Do Brna
- Urodzinowa niespodzianka
- Winiarnia Begala
- Winiarnia Hornik
- Wisząca kładka i Zamek
- Winiarnia Macik
- Malá Tŕňa II
- Będzin – miasto i Żydzi
- Będzin – nerka i pałac
- Będzin – kirkut i zamek
- Dolní Kounice [2] i Veveří
- Dolní Kounice [1]
- Velké Pavlovice [3]
- Velké Pavlovice [2]
- Velké Pavlovice [1]
- Safranbolu i Hadrianopolis
- Divriği
- Karahan Tepe i Göbekli Tepe
- Herbata i Dara
- Most w Malabadi i Zerzevan Kalesi
- Koty i Ahtamar
- Van – muzeum i twierdza
- Pałac Ishaka Paszy i wodospad
- Śniadanie z kotem… i Kars
- Ardahan, Kars i Katerina
- Przez Goderdzi do Turcji
- Dom rodzinny i winiarnia
- Most i wodospad Machunceti
- Bazar, plaża i ogród botaniczny
- Park dendrologiczny
- Sameba
- W Batumi… deszcz
- Batumi po latach
- Poranek u Daro
- „Przejście/a” graniczne
- Do Sarpi, po latach
- Marina i dwa muzea
- Fort i muzeum fotografii
- Monte i dwa ogrody
- Klasztor i ciastka
starsze w archiwum