Na przełomie roku mieliśmy przyjemność odwiedzić Pomorze Zachodnie. Wcześniejsze wrażenia można znaleźć na końcu opisu roku 2015.
W pierwszy dzień roku odwiedziliśmy nastrojowy, z powodu pogody, cmentarz centralny w Szczecinie, jedną z największych nekropolii Europy.W ostatni dzień na Pomorzu Zachodnim postanowiliśmy odwiedzić wyspę Uznam. Oczywiście W. musiał coś wymyślić – objazd zalewu dookoła, nie lubi wracać po swoich śladach.
Pomysł kolejnej majówki wpadł nam do głowy spontanicznie, po prostu oboje stęskniliśmy się za Ukrainą, a że to duży kraj, tradycyjnie postanowiliśmy pojechać tam, gdzie nas jeszcze nie widzieli – wzdłuż południowej jego granicy. Ponieważ „w pobliżu” Ukrainy jest Mołdawia, w której jeszcze parę miejsc pozostało nam do obejrzenia rzuciliśmy się do poszukiwania walut pozostałych nam z poprzedniej wycieczki. Gdy bezskutecznie przeszukaliśmy już mieszkanie powierzchownie W. zasugerował, dla najbardziej prawdopodobnego miejsca „ukrycia się”, metodę skuteczną: wynieść wszystko z gabinetu i wnieść z powrotem jedynie rzeczy mogące w nim się znaleźć. Gdy już wszystko zostało wyniesione W. z dzikim błyskiem w oku stwierdził „jak już jest pusto to można by go pomalować”. Po drobnej dyskusji „wybrany został” kolor zielony, a przy okazji pomalowana została również łazienka – żeby nie zmarnować farby!
Po wniesieniu potrzebnych sprzętów do gabinetu (i wyrzuceniu pozostałych do śmieci) okazało się, że walut tu nie było… Przeszukaliśmy jeszcze parę innych miejsc dokładniej (i równie bezskutecznie) i ruszyliśmy w drogę – w końcu wszędzie są bankomaty!
I tak to odwiedziliśmy pogranicze dawnych: Polski, Węgier i Rumunii.
Jest tam wiele różnych, małych i interesujących regionów.
Zaczęliśmy od stolicy Zakarpacia Użhorodu(Użgorodu/Ungwaru)
by, po zwiedzeniu Mukaczewa oraz paru zakarpackich zamków,
powłóczyć się po trzech regionach:
Pokuciu, Huculszczyźnie i Bukowinie
– jej ukraińskiej części.
Zajrzeliśmy też do Jaskini Kryształowej.
Po tym pięknym wstępie zabraliśmy się za danie główne, jedne z największych twierdz pierwszej Rzeczpospolitej:
Kamieniec Podolski oraz Chocim.
W drodze powrotnej Erynia nie potrafiła sobie odmówić Rumunii. Na trasie znalazło się jedno z miast Siedmiogrodu – Bystrzyca. A w jej pobliżu wioski z ciekawą zabudową.
Oczywiście powrót z południowego wschodu nie mógł się odbyć bez odwiedzenia Tokaju – w najszerszym, regionalnym tego słowa znaczeniu. Tym razem oprócz ulubionych naszych winnic zwiedziliśmy jeszcze, słynne z wielu ciekawych zabytków, miasto Sárospatak.
Na kierunek kolejnego wyjazdu wpływ miał zarówno stan naszego zdrowia jak i chęć obejrzenia rejonu świętokrzyskiego. Byliśmy już tam w 2010 r., ale rejon ten jest znacznie bogatszy niż mogliśmy zobaczyć w parę dni. Tym razem trasę zaczęliśmy od Ćmielowa i Świętego Krzyża. Następnie odwiedziliśmy Zalipie i Nowy Korczyn.
Co nie oznacza, że nie korzystaliśmy z leczniczych zabiegów w Solcu-Zdroju. A po zabiegach zwiedzaliśmy okolicę począwszy od Szydłowa i Pałacu Kurozwęki,
by w ostatnim dniu wybrać się na dłuższą wycieczkę aż pod Pińczów.
Parę wolnych dni na początku lata postanowiliśmy (Erynia!) spędzić na Kaszubach. Przy okazji W. załapał się na drobny remont.
W dawnych czasach mówiono:
Kto nie pracuje ten nie je
więc po dobrej pracy należało się dobre jedzenie. I było dobre!
Dnia następnego skończyła się sielanka a zaczęło się zwiedzanie. Na pierwszy ogień poszły miasta i zamki krzyżackie: Chojnice i Człuchów.
A następnie Drogą Kaszubską przejechaliśmy przez Szwajcarię Kaszubską oglądając nie tylko panoramy z punktów widokowych.
Po zeszłorocznej wyprawie na ciepłą wyspę zastanawialiśmy się co wymyślimy na rok następny. W. myślał krótko, Erynia, lekko zaskoczona zgodziła się na: La Palmę.
Opis trasy zacznijmy od zakwaterowania, stolicy i okolic Los Cancajos,
by móc przejść do właściwego zwiedzania wyspy.
Najpierw trasą przez szczyt kaldery,
następnie „pospacerować” 😉 , a później
pójść na wino i sól.
Nie można zapomnieć również o miejscach świętych i pływaniu by móc w spokoju pooglądać miasta na zachodnim wybrzeżu.
Ale, ale – trzeba pamiętać również o kulturze i miejscowych targowiskach.
Aby nie było, dla wyrównania, zajrzeliśmy do kaldery, a następnie poszukaliśmy lawy – takiej trochę nowszej. Kolejnym celem była historia w regionie Garafía.
A na koniec, zbiorczo, rzuciliśmy się na muzea, a było ich parę.
Już po powrocie postanowiliśmy podzielić się informacjami, które mogą przydać się naszym bliskim, znajomym i jeszcze nie znajomym.
Po drobnym odpoczynku i paru innych zmianach w naszym życiu turystycznym odwiedziliśmy jarmark na Nikiszowcu.
Jak zwykle pod koniec roku odwiedziliśmy Wrocław, a przy okazji zwiedziliśmy dwa nowe, ciekawe miejsca: