Szwajcarię Kaszubską – 100 km w jedną, 100 km w drugą – drobiazg, nawet ładnie dało się ustawić trasę jadąc najpierw najdalej na północ do Garcza, a następnie Drogą Kaszubską na południe. Oczywiście „po drodze”, w Węsiorach nad jeziorem Długim, odwiedziliśmy tajemnicze kręgi kamienne oraz kurhany przypisywane Gotom, ale któż to wie?!? W. nie czuł przy kamieniach żadnych energii (jak by je tutaj przyniesiono z innego miejsca), ale w miejscu zwanym chramem aż chciało się wirować w tańcu. A zaraz za chramem były najlepsze jagody na całych Kaszubach – i to najlepiej świadczy o magii tego miejsca. W. nie sprawdzał wszystkich kamieni, szczególnie, że proszono o nie wchodzenie na kurhany – a tam na ich szczytach także umiejscowione były menhiry. W. to zupełnie nie pasowało – na szczycie kurhanu nie powinno być pionowo ustawionego kamienia! – no, ale może W. się nie zna.
Po dotarciu do Garcza rozpoczęła się właściwa część trasy bardzo często przerywanej postojami. Głównie to Erynia „musiała” uwiecznić pięknie ocienioną starymi drzewami drogę (zanim nie dorwie się do niej Hołek, albo „dobra zmiana” pod postacią troszczącego się o środowisko ministra, i nie każe jej zniszczyć).
Pierwszym zaplanowanym miejscem dłuższego postoju było Muzeum Ceramiki Kaszubskiej Neclów – od ponad 100 lat zajmujący się garncarstwem w Chmielnie, a wcześniej przez siedem pokoleń w Kościerzynie. Do dzisiaj kultywowane są tu tradycje ręcznego wyrabiania ceramiki na kole garncarskim i ręcznego zdobienia jej starymi rodzinno-kaszubskimi wzorami przy użyciu ceramicznego pisaka z gęsim piórem. Nawet znak „fabryczny” jest złożeniem kiści bzu z rybią łuską. Jest to kolejne odwiedzone przez nas „żywe muzeum”, czyli miejsce które żyje, w którym spotyka się zarówno historię jak i współczesność manufaktury. A w tym akurat tworzenie ceramiki pokazywał autentyczny uczeń, który przy okazji pokazu produkcji na kole garncarskim „ćwiczy” swoje umiejętności. Na koniec z właścicielem ucięliśmy sobie krótką pogawędkę o Marginei i jej czarnej ceramice, i ruszyliśmy dalej.
Dojeżdżając do Ręboszewa W. gwałtownie skręcił w lewo i zanim Erynia zdążyła zaprotestować, rzężąc silnikiem na jedynce podjechał pod wiatrak na górze Sobótce. Mieliśmy zaplanowany ten punkt widokowy, ale według przewodnika trzeba była nań podejść! – no nic, za późno było na protesty i zajęliśmy się oglądaniem widoków zewnętrznych – jeziora i lasy – oraz wewnętrznych – młyna. O ile te pierwsze „wyglądały” na autentyczne o tyle młyn miał z autentycznością wspólne jedynie skrzydła i trochę mechanizmów na pięterku. W. ubawił najbardziej zestaw napisów wiodących na szczyt wiatraka: „punkt widokowy” i „toaleta”. Toaleta była płatna, punkt widokowy nie.
Parę kilometrów dalej zatrzymaliśmy się przy pomniku i punkcie widokowym na Złotej Górze. Pomnik „taki sobie”, punkt widokowy także, szczególnie, że widok zdominowała zadaszona scena amfiteatru. Była ona stylowa, w formie odwróconej do góry dnem łodzi i przez to jak najbardziej pasująca do miejsca, ale przez to nie było widać ani jeziora, ani lasów, ani… tylko dach. Praktycznie poza nim na niczym innym nie można było skupić wzroku, więc odwróciliśmy się do niego tyłem i skupiliśmy się na oferowanych przy parkingu kaszubskich owocach – odmiana kaszubska truskawek jest wyśmienita. W Ostrzycy już się Erynia nie dała zaskoczyć i na Jastrzębią Górę W. nie pojechał tylko musiał podreptać „per pedes” – dobrze mu to zrobiło chociaż całą drogę marudził, że zabrała mu frajdę wjechania po wariackiej ścieżce. Na argumenty Erynii, że nie powinien cały czas siedzieć za kółkiem, a trochę się poruszać odparł, że chętnie nawet dwa razy wejdzie na tę górkę na nogach jeżeli choć raz będzie mógł wjechać. Erynia była jednak nieubłagana i jedyne co mógł zrobić to nawrócić na tej drodze zahaczając hakiem holowniczym o kamienie – drogi nie uszkodził!
Następnie po przejechaniu Nieba, Kolana i Piekła (kolejne trzy wsie) dotarliśmy pod Wieżycę, gdzie mieliśmy okazję spotkać się z przepięknym (dotychczas typowo góralskim) „braniem pieniędzy za nic”. Już na dole trzeba było zapłacić za parking, a po przejściu 500 m przez las zapłacić za wejście na wieżę z której nie było nic widać – oprócz lasów z góry i gdzieś daleko na horyzoncie pól. W. odpuścił sobie tę opłatę zaś Erynia potraktowała ją jako opłatę za fitness.
Kolejnym punktem trasy – tym razem nie planowanym – był dom rodziny Wybickich (tych od Mazurka Dąbrowskiego) chociaż rodzina sprzedała dwór i wyprowadziła się z niego 7 lat przed narodzinami Józefa Wybickiego. Ważne jednak, że Wybiccy tu żyli i obecny właściciel Leszek Zakrzewski, z zawodu konserwator zabytków, potrafił to wykorzystać restaurując zdewastowany przez komunę dworek i tworząc perełkę z możliwością zamieszkania w pokojach gościnnych. Niestety perełka ma trochę rys powstałych głównie z niewystarczającego zaangażowania ogrodnika, ale nie ma ideałów na tym świecie. Co prawda w dworku jest również herbaciarnia, ale tym razem z niej nie skorzystaliśmy, chcąc zdążyć przed zamknięciem Gołubieńskiego Ogrodu Botanicznego. I tutaj trzeba przyznać, że zaskoczył on nas pozytywnie. Na dość niewielkim areale nagromadzono bardzo dużo gatunków roślin pogrupowanych według wielu ekosystemów. Żadne z nas nie jest biologiem, ale byliśmy oczarowani tym miejscem nie mniej niż ogrodem botanicznym w Batumi. W. ośmielił się nawet twierdzić, że ogród ten sprawia wrażenie jak by było w nim więcej odmian roślin niż w Batumi. Gdy podzielił się tą myślą z właścicielem Ogrodu ten stwierdził, że jego znajomy który odwiedził Gruzję odniósł podobne wrażenie.
Już pod koniec zwiedzania na horyzoncie pojawiły się ciemne chmury i zaczęło silnie wiać, kupiliśmy więc jedynie krzew gorejący Mojżesza i peonię drzewiastą i ruszyliśmy do Parszczenicy przedzierając się przez zasłonę deszczu. Zasłona nie przesłoniła nam jednak restauracji Jaś Kowalski w Bytowie, na którą Erynia ostrzyła sobie kły nie tylko z głodu, ale i z pamięci dobrego jadła. Tym razem jednak mieliśmy pecha – a właściwie kelner i kucharz mieli zły dzień. Już na wstępie nie dogadaliśmy się w sprawie juków słowiańskich – pamiętaliśmy, że były dobre i Erynia koniecznie chciała je zjeść. Niestety kelner coś źle zrozumiał i okazało się że można je zamówić gdy zamówiliśmy coś innego (bo juków nie było w karcie). A zamówiliśmy tatara tradycyjnego – który był wprost wyśmienity, rosół i barszcz – bardzo dobre, roladę z kurczaka – wyśmienita, z fasolką szparagową – pech kucharza i clou programu: ruskie pierogi pokryte duszoną cebulą z burakami – W. aż rzuciło. Ponoć poprzedni kucharz wymyślił takie danie i tak już zostało. Uzgodniliśmy, że już zawsze będziemy pytać z czego składa się danie zwane „ruskimi pierogami”, bo czegoś takiego W. nie podjął się nawet spróbować. Pierogi zjadła Erynia bo czuła, że potrzebuje buraków, a barszczyk nie ukontentował jej w tej kwestii w pełni. Mimo tych przebojów trzeba przyznać, że kelner zachował najwyższy profesjonalizm i z przyjemnością uzgodniliśmy nasze zdania, a nawet w ramach rekompensaty otrzymaliśmy kawę gratis. Przydała się ona bo deser w postaci sufletu czekoladowego z lodami był wyśmienity w smaku, niemniej jednak po tak obfitej uczcie, bez kawy byśmy chyba go nie dojedli. A tak objedzeni i opici mogliśmy z przyjemnością opuścić podwoje Klubu obiecując sobie, że „jeszcze tu wrócimy”.
Na sobotę Erynia zaplanowała Droga Kaszubska
8 odpowiedzi na Droga Kaszubska
Dodaj komentarz Anuluj pisanie odpowiedzi
Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.
Szukaj
Kategorie
Lata
…komentarze.
- w. - Wisząca kładka i Zamek
- Pudelek - Wisząca kładka i Zamek
- w. - Zamki i kamienie
- MI - Zamki i kamienie
- MI - Zamki i kamienie
- W. - Będzin – kirkut i zamek
- Pudelek - Będzin – kirkut i zamek
- w. - Orle Gniazda: Olsztyn
- w. - Zamki i kamienie
- MI - Zamki i kamienie
- MI - Orle Gniazda: Olsztyn
- W. - Będzin – kirkut i zamek
Galeria albumów
ogólne…
RODO
Przydasie
-
Nasze miejsca:
- Brno – spacer
- Do Brna
- Urodzinowa niespodzianka
- Winiarnia Begala
- Winiarnia Hornik
- Wisząca kładka i Zamek
- Winiarnia Macik
- Malá Tŕňa II
- Będzin – miasto i Żydzi
- Będzin – nerka i pałac
- Będzin – kirkut i zamek
- Dolní Kounice [2] i Veveří
- Dolní Kounice [1]
- Velké Pavlovice [3]
- Velké Pavlovice [2]
- Velké Pavlovice [1]
- Safranbolu i Hadrianopolis
- Divriği
- Karahan Tepe i Göbekli Tepe
- Herbata i Dara
- Most w Malabadi i Zerzevan Kalesi
- Koty i Ahtamar
- Van – muzeum i twierdza
- Pałac Ishaka Paszy i wodospad
- Śniadanie z kotem… i Kars
- Ardahan, Kars i Katerina
- Przez Goderdzi do Turcji
- Dom rodzinny i winiarnia
- Most i wodospad Machunceti
- Bazar, plaża i ogród botaniczny
- Park dendrologiczny
- Sameba
- W Batumi… deszcz
- Batumi po latach
- Poranek u Daro
- „Przejście/a” graniczne
- Do Sarpi, po latach
- Marina i dwa muzea
- Fort i muzeum fotografii
- Monte i dwa ogrody
- Klasztor i ciastka
- Muzeum i kościół São Pedro
- Blandy’s Wine Lodge
- Spacer… i owocki
- Spacer po Funchal
- Madera sanatoryjnie
- Galeria, osły, Kalawasos i Tochni
- Opactwo i Zamek
- Kirenia
- Salamina i Famagusta
- Larnaka
- Port w Amathous i Limassol
- Nikozja
- Muzeum Morskie i morze
- Wina, azbest i monastery
- Mizoginistyczne monastery
- Choirokoitia i wioski górskie
- Wrak, jaskinie i Maa
- Dzień lenia i kwiat
- Tenta, Kolossi i Apollo
starsze w archiwum
Ten klawisz nie działa, bo za dużo tytoniowych okruszków pod niego wpadło 🙂 Pyra zawsze miała taki problem z klawiaturami.
zawsze mówiłem, że palenie szkodzi. 😉
Kaszuby są rozległą krainą i przy kolejnym pobycie w Parszczenicach znajdziecie jeszcze wiele ciekawych miejsc do zwiedzania. Niedaleko Sikorzyna / w kierunku południowo – wschodnim” leży Będomin/ na mapach podawany także jako Bendomin/, miejsce urodzenia Józefa Wybickiego , obecnie Muzeum Hymnu Narodowego. Polecam odwiedzenie także tego miejsca, bo dwór i stary drzewostan są tego warte. Wiele z odwiedzanych przez Was miejsc już widziałam, ale jeszcze sporo mi pozostało. Kaszuby bardzo ładnie prezentują się na zdjęciach, zwłaszcza letnią porą. Bytowską restaurację zanotowałam w pamięci.
Dziękujemy za ciekawy adres – chyba ten:
https://goo.gl/maps/HKkuz8hJnpB2
Niewątpliwie tam dotrzemy (jak Erynia zmusi mnie do jazdy na Kaszuby)
😉
Krystyno,
zanotuj jeszcze „Drewutnię” w Olpuchu. Kuchnia zdecydowanie warta grzechu!
Zgadzam się z opinią, że pierogi ruskie z burakami już ruskimi nie są. Nawet jeżeli te buraki można zdjąć z takiego pieroga i oddać przyjacielowi. 🙂
Pyra zawsze komentowała Wasze wpisy tutaj, na Waszym blogu.
Dziękuję za poparcie, dla mnie szczególnie ważne bo pierogi ruskie są moją ulubioną potrawą.
Mnie też brakuje Pyry. Za żadne skarby nie przyznam tego oficjalnie, ale mam przekonanie, że siedzi sobie wygodnie na jakiejś chmurce, podczytuje wpisy, nawet komentuje, tyle że na niebieskim laptopie klawisz „wyślij” diabli wzięli… 🙁