megality
Megality nad Łupawą
Erynia, tak jakoś, bez Kaszub czuje się niespełniona i tutaj najlepiej jej się wypoczywa. Zgodnie więc z tradycją, udaliśmy do Parszczenicy. Tym razem w maksymalnym andrychowsko-chrzanowsko-łódzkim składzie, czyli kolegi M., nas, Ani i Artura z Oblicz Gruzji oraz kolegi R. (sortowane względem opisu zbiorczego). Rzecz jasna, nie obyło się bez spacerów w lesie i odkrywania nowych miejsc, zakupów rybno-wędliniarskich U Mańka w Nowej … Kontynuuj czytanie
Grzyby, Chata, kręgi i zamek
Właściwie to nie mieliśmy zajmować się zwiedzaniem i zapełnianiem bloga, ale takim dziwnym trafem, będąc z naszym przyjacielem M. na krótkim urlopie w Parszczenicy, tak niezupełnie nam się to udało. Mieliśmy odwiedzić Parszczenicę by wyciszyć się jesiennie chodząc po lasach i, przy okazji, zbierając grzyby. I właściwie na początku naszego tu pobytu prawie się to nam udało. Poszliśmy do … Kontynuuj czytanie
Kujawskie megality
Powrót z Kaszub, nie wyglądał początkowo na zbyt miły. Chmury tylko czasami i na krótko odsłaniały słońce, a znacznie częściej rosiły ziemię deszczem mniej lub bardziej rzęsistym. Postanowiliśmy jednak ulec sugestiom A. i A. i odbić odrobinę w bok od trasy, by obejrzeć Megality Kujawskie w okolicach Wietrzychowic. Wstępnie decydowaliśmy, że jak nam będzie dane, to i deszcz padać nie będzie, a jak „siły … Kontynuuj czytanie
Równonoc w kręgach
Dzień równonocy wiosennej należało spędzić w odpowiednim miejscu. A. i A. zaordynowali wycieczkę do kamiennych kręgów gockich. Już kiedyś tam byliśmy, ale dobrze by było zobaczyć to miejsce w zimowej odsłonie. Po drodze rzuciła nam się w oczy Rynna Sulęczyńska i krótka osiemsetmetrowa ścieżka dydaktyczna biegnie wzdłuż przełomowego odcinka Słupi, na zachód od Sulęczyna. Fragment rzeki był o tyle ciekawy, że wyglądał … Kontynuuj czytanie
Kościół i kurhan
Po krótkim acz przyjemnym wypoczynku przyszło nam wracać do domu. Aby nie marnować czasu W. przeznaczył na ten dzień, odstający od pozostałych, kościół w Leśnie z najwyższą drewnianą dzwonnicą w Polsce. Niestety, w dzień ten, niebo płakało. Łzy nie były rzęsiste lecz wystarczające by utrudnić nam zwiedzanie. Poza tym był poniedziałek, więc i kościoły odpoczywały po niedzielnej ciężkiej pracy. Na … Kontynuuj czytanie
Jachty, bazylika i Josselin
Na chwilę wstąpiliśmy do Carnac bo Erynia podczas poprzedniej wizyty zoczyła antykwariat i po dłuższym namyśle postanowiła jednak kupić parę książek – namysł nie dotyczył sprawy „Czy kupić?”, ale „Gdzie to w domu postawić?”. Miłość do literatury zwyciężyła „się gdzieś upcha”. Po drobnych zakupach pojechaliśmy dalej mijając Trinité z powodu braku miejsc parkingowych, a i miasteczko, po porcie Le Bono, wydawało … Kontynuuj czytanie
Auray i Le Bono
Wreszcie udało nam się dotrzeć do Auray, najbliższego kwaterze większego i również średniowiecznego miasteczka. Po drodze stanęliśmy na chwilę przy Bar Mont Salut. Ktoś miał świetny pomysł na rzeźby z korzeni starych drzew. Wyśmienita wyobraźnia i dużo pracy, ale efekty wspaniałe. W samym Auray wylądowaliśmy na darmowym parkingu le Loch, jakieś pięć minut na piechotę od placu przy … Kontynuuj czytanie
Suscinio
Plan był inny, ale W. jak zwykle zboczył z trasy gdy zobaczył Dolmen de Mané-Kerioned. Wedle informacji na tablicy, miały sobie liczyć 3,5 tys. lat, ale ciekawe jak to liczyli? W każdym razie, „stoły” pięknie odsłonięte, można się było pod nimi przespacerować (lekko w kucki). Głównym punktem programu był jednak zamek diuków Bretanii – le château Suscinio. Obiekt miał za … Kontynuuj czytanie
Vannes
Zaczęło się od problemów parkingowych. Parking wskazany przez GPS w porcie, w pobliżu IT, był zastawiony białymi namiotami w stanie montażu. Nic to, zignorowaliśmy dalsze komendy automatu, kierując się na drogowskazy i wyczucie. To nas zawiodło ciut na ubocze, na darmowy parking Saint Joseph. Udało się tam trafić na ostatnie wolne miejsce. Po krótkim spacerku ponownie wylądowaliśmy w porcie, gdzie … Kontynuuj czytanie
Carnac: miasto i kamienie
Carnac – miasto. Carnac kojarzyło nam się dotychczas jedynie z menhirami. Pewnie nie tylko nam i niejeden turysta zapewne na menhirach poprzestanie. Tymczasem warto było zajrzeć do samego miasta i tradycyjnie pozachwycać się architekturą domków, skorzystać z targowiska (trafiliśmy w niedzielę), zajrzeć obowiązkowo do muzeum prehistorycznego, w którym obejrzeć można, zebrane przy megalitach, artefakty od neolitu aż po epokę gallo-romańską. Takich ilości … Kontynuuj czytanie
Na południe, do Erdeven
Nadszedł czas na zmianę lokalizacji. Po zdaniu kluczy pojechaliśmy na południe. Pierwszym przystankiem był Port de Bélon, słynący z hodowli ostryg. Praktycznie co kawałek można napotkać coś pomiędzy sklepem, a restauracją, w której można skosztować ostryg z muscadetem lub dań rybnych. Można też było kupić skorupiaki na wynos. My skorzystaliśmy z pierwszej opcji – plates (płaskie) numer 3, do tego spożywane … Kontynuuj czytanie
Punkt Raz, miasteczka dwa
Wypadło nam obijać się tego dnia o punkty widokowe. Trochę przez przypadek wstąpiliśmy do Pors Loubous, ale i tak urocze widoki tylko pobudziły smak na kolejny Pointe du Raz en cap Sizun – prawie najdalej wysunięty na zachód kontynentalny punkt Bretanii. To „nie prawie” leży trochę bardziej na północ w okolicy Pointe de Corsen – parę metrów różnicy, a jednak. A jednak … Kontynuuj czytanie
Pays Bigouden: menhiry, kaplice i latarnia
Wyszło na to, że dzień ten spędzimy pod przewodem naszej francuskiej rodziny oddając się w pełni (no prawie w pełni) w ich ręce. W efekcie mieliśmy przyjemność zwiedzenia rejonu Pays Bigouden. Uzbierało się parę ciekawych miejsc: Menhir Lehan – stoi samotnie w polu (na podmokłej łące) otoczony wodą. W pobliżu jest plaża i chroniona wydma, a na łące obok rośnie sobie koper … Kontynuuj czytanie
Droga Kaszubska
Na sobotę Erynia zaplanowała Szwajcarię Kaszubską – 100 km w jedną, 100 km w drugą – drobiazg, nawet ładnie dało się ustawić trasę jadąc najpierw najdalej na północ do Garcza, a następnie Drogą Kaszubską na południe. Oczywiście „po drodze”, w Węsiorach nad jeziorem Długim, odwiedziliśmy tajemnicze kręgi kamienne oraz kurhany przypisywane Gotom, ale któż to wie?!? W. nie czuł przy kamieniach … Kontynuuj czytanie
Okolice Solca – powodzenia i niepowodzenia
Następnego dnia ustawiliśmy ostatnie zabiegi tak wcześnie by po zabiegach móc pojechać na zwiedzanie okolicy. Tym razem trasę wymyślał W., Erynia jedynie zażyczyła sobie serów z Farmy Jaga. No to poszło. Najpierw były Bejsce z kościołem, w którym „niejacy” Firleje ufundowali piękną kaplicę. Kaplica była akurat w renowacji, ale grupa konserwatorów zwróciła nam uwagę na trzynastowieczne freski właśnie odrestaurowane … Kontynuuj czytanie
Kłusaki, megality i saliny
W. zaszalał nastawiając budzik na 5:55, dzięki czemu już o 10:05 udało nam się dotrzeć na Gozo. Na pierwszy ogień miała pójść kolejna świątynia megalityczna – Ġgantija. W tym celu mieliśmy podjechać do Rabatu (Victorii), by stamtąd złapać coś do Xagħry. Plan uległ zmianie po pięciu minutach jazdy, w chwili gdy W. przycisnął stop, bo zauważył drogowskaz na … Kontynuuj czytanie
Megality Malty
W kierunku błękitnej groty zamierzaliśmy jechać z przesiadką przy lotnisku. Jednak po dotarciu na lotnisko plan lekko się zmodyfikował, bo spóźniliśmy się kilka minut na 201. Kolejny za godzinę. Tu wkroczył W., który wyczaił inny przystanek w pobliżu, skąd odjeżdża 71 do Żurrieq. Stamtąd miałoby być circa 1 km do Blue Grotto. W zasadzie wszystko się zgadzało, „oprócz żony … Kontynuuj czytanie
Dolna Kartlia nietypowo
Schody zaczęły się już w Tbilisi. Niezapowiedziani, nie znaleźliśmy noclegu w centrum, Na dodatek, chyba inna właścicielka hostelu Zaira doprowadziła Erynię do szału, w bardzo niesympatyczny sposób zabraniając nawet na chwilę zaparkować samochód pod hostelem, byśmy mogli poszukać czegoś w pobliżu. Guesthouse w porządku, właścicielka już NIE – o ile poprzednim razem polecaliśmy ten hostel to teraz… W. utargował pół godziny, … Kontynuuj czytanie
…na południe i nad Sewan
Tym razem wstaliśmy wcześniej, gdyż śniadanie zamówiliśmy na siódmą. Do wyboru była jajecznica, parówki, makaron z sosem i kotlet z ziemniakami. Do tego pomidory, ogórki, oliwki, ser, pieczywo i herbata. Bardzo ciekawy zestaw jak na śniadanie. Erynia poprzestała na jajecznicy, a W. na kotlecie bez ziemniaków. Rzeczywistość jak zwykle różniła się nieco od zamówienia, gdyż kotlet okazał się mielonym, a jajecznica … Kontynuuj czytanie
od Bunratty po Kinsale i Cork
Nie samą wodą człowiek żyje, zanurzyć się trzeba i w historii. Znowu W. i jego archeologiczne ciągotki. Usłyszał od G., że w Irlandii jest sporo kamieni, mniej lub bardziej megalitycznych. Poszukaliśmy w przewodniku, i pojechaliśmy w kierunku Limerick. W. chciał się zobaczyć grób gigantów, był taki w przewodniku, ale z żaden sposób nie można było tego zlokalizować. W końcu pojechaliśmy przez Adare – urocze miasteczko z bardzo … Kontynuuj czytanie