browser icon
Używasz niezabezpieczonej wersji przeglądarki internetowej . Należy zaktualizować przeglądarkę!
Korzystanie z przestarzałej przeglądarki sprawia, że komputer nie jest zabezpieczony. Proszę zaktualizować przeglądarkę lub zainstaluj nowszą przeglądarkę.

Vannes

do albumu zdjęć

Vannes

Zaczęło się od problemów parkingowych. Parking wskazany przez GPS w porcie, w pobliżu IT, był zastawiony białymi namiotami w stanie montażu. Nic to, zignorowaliśmy dalsze komendy automatu, kierując się na drogowskazy i wyczucie. To nas zawiodło ciut na ubocze, na darmowy parking Saint Joseph. Udało się tam trafić na ostatnie wolne miejsce. Po krótkim spacerku ponownie wylądowaliśmy w porcie, gdzie przypomnieliśmy sobie, że przecież to dzisiaj zaczyna się la Semaine du Golfe – Tydzień Zatoki – w czasie którego ponad tysiąc łódek, stateczków i jachtów pływać sobie będzie, od portu do portu, po wodach zatoki Morbihan. Na razie keje były pełne, a na wodzie pusto (10 rano) – tak zwana parada powitalna miała być dopiero o 20:30. Raczej nie dotrwamy. Patrząc na tempo prac, przewidywaliśmy, że powinni ledwo zdążyć na Wielką Paradę planowaną w sobotę o 15:30 (niestety, nas już tu nie będzie). W międzyczasie, w IT (Office de Tourisme) zaopatrzyliśmy się w mapkę miasta i w informację, że poza starym miastem (Intra-muros) nie ma nic ciekawego. Rozbrajające podejście. Może to pogoda tak podziałała na panią, bo było pochmurnie i wiał rzecz jasna wiatr. No nic, zatem przez bramę przy porcie (Porte Saint Vincent) weszliśmy w głąb starówki i zostaliśmy wchłonięci przez urocze i kolorowe acz koślawe domki z muru pruskiego (maisons à pans-de-bois). Nie do końca jesteśmy pewni czy mur pruski to adekwatna nazwa, gdyż konstrukcje jednak się różnią. Tutejsze mury mają więcej gęsto powstawianych pionowych belek, co więcej malowane są we wszystkie możliwe kolory. Daje to bajkowe efekty.
Ratusz w Vannes

Ratusz w Vannes


Za murami, w dawnej fosie, na chwilę przycupnęliśmy w pięknie utrzymanym ogrodzie publicznym (jardin des remparts). Zachwyciło nas też wnętrze ratusza, gdzie dopiero było widać, że Vannes to było nie byle jakie miasto. Zresztą czego innego się spodziewać po stolicy celtyckiego plemienia Wenetów, walczącego z Juliuszem Cezarem, o czym ten ostatni wspomniał w swoich pamiętnikach „O wojnie galijskiej”? Jakieś 150 lat po Juliuszu Cezarze, miasto musiało być na tyle znaczące, że zostało również wymienione w Geografii Ptolomeusza, choć pod łacińską nazwą Darioritum. W sumie nic dziwnego, w końcu Rzymianie podbili Galię w całości, wbrew sugestiom duetu Sempé i Goscinny. Z kolei pierwszym biskupem diecezji Vannes w V wieku n.e. był Patern – jeden z siedmiu wspaniałych założycieli Bretanii.
Na koniec spaceru wróciliśmy do portu, gdzie prace postępowały, postępowały, postępowały – raczej w żółwim tempie. Zobaczyliśmy ledwie zaczątki dwóch wiosek tematycznych: weneckiej i norweskiej. Włosi zdążyli już puścić na wodę kilka gondol i powiesić kilka flag, poza tym gadali, żywiołowo gestykulując. Z kolei Skandynawowie zdążyli postawić drewnianą konstrukcję o kształcie dwuspadowego szałasu, na którą wspinała się kobieta. Mężczyźni fotografowali jej wysiłki. Jeden z Norwegów wyjmował coś z wora, zaciągał się z lubością i rzucał tym o asfalt. Po zalatującym rybim zapaszku domyśliliśmy się, że chodzi o suszoną rybę. Odnotować: nie jeść norweskiej ryby suszonej (W. – dobra, dobra!). Ryba ta lądowała następnie na drewnianej suszarce, umieszczana tam rzecz jasna przez dziewczynę. Dziś prawdziwych Wikingów już nie ma!
do albumu zdjęć

Port Blanc
Île-aux-Moines

Następnym punktem programu był Port Blanc, z którego odchodzą stateczki na Ile aux Moines. Zanim jednak tam popłynęliśmy, poobserwowaliśmy z pirsu mniejsze i większe jednostki zacumowane w porcie. Część z nich nawet pływała, niestety nie za wiele na żaglach. Po paru chwilach weszliśmy na statek (10,5€ za bilet tam i z powrotem dla dwóch osób) i po kilku minutach byliśmy już na wyspie. W biurze IT dostaliśmy mapkę z planem miasteczka i szlaków całej wyspy, rzuciliśmy na nią okiem i przez kilka godzin włóczyliśmy się wśród ukwieconych domków. Te ostatnie dla odmiany były otynkowane zapewne by więcej ciepła zatrzymać. Doszliśmy jeszcze do menhirów i pomału wróciliśmy do portu. Tu oboje pożałowaliśmy, zakazu lekarskiego nałożonego na Erynię, a uniemożliwiającego jej jazdę na rowerze. Po lewej stronie od IT była wypożyczalnia rowerów po 3,5€ za godzinę. Ale mus, to mus. W Port Blanc poobserwowaliśmy jeszcze statki, ale jako że robiło się coraz głośniej i coraz tłoczniej, pomału się ewakuowaliśmy.
 

Podkład muzyczny
An Ghoath Aeneas, O'Korrigan, Morgan Magan
udostępniony przez Micamac – osobiście

poprzedni
następny

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.