Kolejnego dnia mieliśmy w planach wizytę w Kościerzynie, ale padał deszcz i zapowiadało się, że ten stan rzeczy potrwa w okolicy do 14:00. Machnęliśmy ręką na zwiedzanie i postanowiliśmy zrobić tylko zakupy w wędzarni u Mańka, w drodze powrotnej rozglądając się za grzybami.
Plan nam się ciut skomplikował, gdy zobaczyliśmy drogowskaz na muzeum szkoły polskiej w Płotowie koło Rekowa. W 2021 r. pocałowaliśmy klamkę z powodu Covida, innym razem też wszystko było zamknięte. Ty razem szczęście nam dopisało. Trafiliśmy wpierw do Zagrody Styp-Rekowskich w Płotówku Małym, poświęcone przedwojennym kaszubskim działaczom kultury polskiej na tych ziemiach, należących po I wojnie do Niemiec. Chodziło głównie o rodzinę Styp-Rekowskich, którzy mieli uzyskać szlachectwo po bitwie po Wiedniem. W tejże bitwie miał zginąć ich brat, pozostali członkowie rodziny udali się tam po ciało – stąd przydomek Styp. Jakieś 100 lat temu cała rodzina prężnie działała na polu krzewienia polskości, co nie było łatwe, ze względu na potężne szykany ze strony Niemiec zarówno w stosunku do rodziców (przymusowe obywatelstwo Niemiec, utrata pracy, więzienie pod pretekstem „obrazy Wodza”, itp.), jak i do dzieci. Zamykanie świeżo otwartych szkół pod byle pretekstem i zakazy nauczania nawet pod gołym niebem. W tej sytuacji, wypominanie jakiemukolwiek Kaszubowi przysłowiowego „dziadka w Wermachcie” jest zwyczajnym acz cynicznym świństwem.
Gorzej, że ciemny lud to kupuje.
W muzeum była również wzmianka o znanym działaczu – Bernardzie Werra. Mieliśmy okazję natknąć się w Zagrodzie na jego wnuka wraz z rodziną i przez chwilę porozmawiać o… Gruzji, bowiem pan Werra wybiera się tam z większą grupą na motorach.
Z Płotówka pokierowano nas do Płotowa do Muzeum Szkoły Polskiej. Byliśmy tam też kiedyś, ale dopiero tym razem, mieliśmy szansę wejść do środka, poinstruowani, że mieszkająca na górze i opiekująca się miejscem pani Brygida, była nauczycielka, jest w domu. W muzeum, była przedwojenna klasa z drewnianą tablicą, ławkami połączonymi z blatami mającymi otwór na kałamarz (W. i Erynia jeszcze takie pamiętają), wielką szczotą (liczydło), przedwojennymi mapami ściennymi Polski i Niemiec, a także katedrą/biurkiem nauczyciela z ręcznym dzwonkiem do ogłaszania przerw. Pozostałe salki były poświęcone ogólnej historii Kaszub i lokalnym działaczom Rodła – organizacji zrzeszającej Polaków w Niemczech. Zdecydowana większość z nich nie dożyła końca II wojny światowej, dokonawszy żywota głównie w obozach koncentracyjnych.
Z Płotowa dotarliśmy do Lipusza, gdzie w roku covidowym 2021., trafiliśmy na interesujące Muzeum Gospodarstwa Wiejskiego – oczywiście naówczas zamknięte. Tym razem zaparkowaliśmy pod gminnym ośrodkiem kultury, gdzie miła pani, na pytanie o muzeum, złapała za telefon i zadzwoniła do pana Huberta, kierownika, który właśnie oprowadzał po muzeum jakaś parę, z informacją, że za chwilę będzie miał kolejnych gości.
Muzeum znajduje się w neogotyckim, dawnym kościele ewangelickim z roku 1855. Został on postawiony na potrzeby mniejszości protestanckiej we wsi w większości zamieszkałej przez Kaszubów. Rzecz jasna, dostali przy tym potężną dotację od rządu niemieckiego. Dotacji takiej nie dostał, wybudowany w pobliżu i w podobnym czasie, również neogotycki, kościół katolicki. Zabroniono nawet wystawienia w nim lub przy nim dzwonnicy. Kościół katolicki działa do dziś, a ewangelicki działał do końca II wojny światowej, a konkretnie do nadejścia Armii Radzieckiej. Kto z Niemców miał szczęście, uciekł na zachód. Pozostałych Sowieci wywieźli na wschód. Budynek niszczał do lat 80′ dwudziestego wieku, kiedy władze wpadły na myśl, że można tu otworzyć ośrodek kultury, z biblioteką na piętrze i powierzchnią wystawienniczą na dole. Remont zaczęto w sąsiadującym budynku dawnej kotłowni ogrzewającej kościół, gdzie powstała poczta (działająca do dzisiaj) i mieszkania komunalne na górze (obecnie puste). W samym kościele, odbito mury z tynków prawie do zera, odnowiono drewniany strop i oszklono otwory okienne, wstawiono słupy ze zbrojonego betonu pod strop piętra i… potem plany padły i budynek przez kolejne 20 lat stał pusty, tyle że zabezpieczony. Na początku lat 2000 znalazło się dwóch zapaleńców: Marian Lemańczyk i Stanisław Lewny, którzy latami zbierali od ludzi z okolicznych wiosek „graty” zalegające mieszkańcom na strychach. Z tych „gratów” powstała całkiem ładna kolekcja dawnego sprzętu kowalskiego, stolarskiego, pszczelarskiego, rolniczego, gospodarstwa domowego, począwszy od mebli (łóżko, szafa, kredensy), przez maselnice, centryfugi, wagi różnego typu, lamp, żelazka na duszę, prawidła do butów, itp., skończywszy na naczyniach ze wzorem oczywiście kaszubskim. Każdy z tych sprzętów, pan Hubert był w stanie nazwać po kaszubsku. Zapytaliśmy, czy jest gdzieś strona internetowa gromadząca te nazwy starych sprzętów po kaszubsku. Otóż nie ma, a młodzież niestety nie garnie się do nauki. W. podpowiedział by załatwić rzecz w ramach szkolnego projektu z informatyki. W końcu umiejętność projektowania stron internetowych może być w życiu przydatna. Przynajmniej niektórym.
Przy tej samej ulicy, rzut beretem, znajduje się duży kościół katolicki wybudowany w tym samym czasie i stylu (neogotyckim). Przy kościele jest malutka wieżyczka z dzwonem, gdyż na porządną dzwonnicę nie pozwolili Niemcy. Za to dużo mniejszy kościół ewangelicki mógł się w swoim czasie porządną wieżą pochwalić. Wracając do świątyni katolickiej, koniecznie należy zobaczyć jej wnętrze. Większość świątyń jakie oglądamy ma dosztukowywane wyposażenie, bywa, że dowożone z dawnych niemieckich obiektów z ziem wyzyskanych (patrz: Lubiąż). Te, na ziemiach (wy-/od-)zyskanych bywają albo pustawe, albo dosztukowane bardziej współcześnie. Całość wygląda różnie… Dawno już nie widzieliśmy tak spójnego, oryginalnego wyposażenia, jak tutaj. Z jednej strony piękny drewniany strop i kolumny, do tego boczne ołtarze i konfesjonały w tym samym neogotyckim stylu, widać że projektowane pod to samo wnętrze. Na koniec zachowane w większości stare witraże. Cudeńko.
Kościół otaczał mały cmentarzyk, z bardziej lub mniej współczesnymi nagrobkami. Nas zainteresował rząd starych żelaznych (żeliwnych) krzyży postawionych prawie na końcu działki. Jak to nazwać, bo siłą rzeczy lapidarium to tu nie pasuje. Materiał nie ten.
Dalsza droga wypadła nam przez Zakłady Porcelany Stołowej „Lubiana”, a akurat mieliśmy potrzebę zakupu paru drobiazgów więc przy okazji… zrobiliśmy parę zdjęć bardzo interesującego wystroju wnętrza.
Jako że zbliżała się 16:00, pojechaliśmy do wędzarni U Mańka, nie wiedząc czy będzie jeszcze otwarta. Była. Obkupiliśmy się nieprzyzwoicie: dwa wielkie pstrągi, kawał metki (dla W.), pasztetowej dla Erynii, polędwicę i inne kiełbasy dla nas obojga.
Wracaliśmy drogami gruntowymi wśród lasów, gdzie W. wypatrzył kanie. 30 kań, dla ścisłości. Byłoby więcej, ale Erynia postawiła stanowcze veto. Przy zbieraniu wyżej wzmiankowanych W. wypatrzył w trawie modliszkę. Dotychczas widywał je raczej w rajach leżących bardziej na południe od Polski. Czyżby północna granica ich występowania przesunęła się wraz ze zmianami klimatycznymi?
Wieczór spędziliśmy w wiadomy sposób, szczególnie, że Erynia zebrała z posesji „zaległe” prawdziwki, którym pozwoliliśmy urosnąć.
Wiadomy sposób to: czyszczenie i suszenie grzybów, podjadanie najpierw metki/pasztetowej, a później kań. I popijanie dobrego win – Disznókő Tokaji Kësõi Szüret/Late Harvest 2017
—
PS. Wejście do wszystkich muzeów było bezpłatne.
Szukaj
Kategorie
Lata
…komentarze.
- Erynia - Kozie sery i lenistwo
- w. - Kozie sery i lenistwo
- Pudelek - Kozie sery i lenistwo
- W. - Trzy winnice i wioska
- Mariusz Maślanka - Trzy winnice i wioska
- Erynia - Brno – spacer
- Asia - Brno – spacer
- W. - Do Brna
- Erynia - Do Brna
- Pudelek - Do Brna
- w. - Wisząca kładka i Zamek
- Pudelek - Wisząca kładka i Zamek
Galeria albumów
ogólne…
RODO
Przydasie
-
Nasze miejsca:
- Sanktuaria i kolej
- Dwa kościerskie muzea
- Płotowo i Lipusz
- Kozie sery i lenistwo
- Do Parszczenicy
- Brno – kości i piwo
- Špilberk
- Brno – muzeum i katedra
- Brno – spacer
- Do Brna
- Urodzinowa niespodzianka
- Winiarnia Begala
- Winiarnia Hornik
- Wisząca kładka i Zamek
- Winiarnia Macik
- Malá Tŕňa II
- Będzin – miasto i Żydzi
- Będzin – nerka i pałac
- Będzin – kirkut i zamek
- Dolní Kounice [2] i Veveří
- Dolní Kounice [1]
- Velké Pavlovice [3]
- Velké Pavlovice [2]
- Velké Pavlovice [1]
- Safranbolu i Hadrianopolis
- Divriği
- Karahan Tepe i Göbekli Tepe
- Herbata i Dara
- Most w Malabadi i Zerzevan Kalesi
- Koty i Ahtamar
- Van – muzeum i twierdza
- Pałac Ishaka Paszy i wodospad
- Śniadanie z kotem… i Kars
- Ardahan, Kars i Katerina
- Przez Goderdzi do Turcji
- Dom rodzinny i winiarnia
- Most i wodospad Machunceti
- Bazar, plaża i ogród botaniczny
- Park dendrologiczny
- Sameba
- W Batumi… deszcz
- Batumi po latach
- Poranek u Daro
- „Przejście/a” graniczne
- Do Sarpi, po latach
- Marina i dwa muzea
- Fort i muzeum fotografii
- Monte i dwa ogrody
- Klasztor i ciastka
- Muzeum i kościół São Pedro
- Blandy’s Wine Lodge
- Spacer… i owocki
- Spacer po Funchal
- Madera sanatoryjnie
- Galeria, osły, Kalawasos i Tochni
- Opactwo i Zamek
- Kirenia
- Salamina i Famagusta
- Larnaka
- Port w Amathous i Limassol
starsze w archiwum