Kolejne warsztaty winiarskie zaprowadziły nas znowu do Wrocławia. Według W. ciężka choroba sommelierów i sprzedawców każe im niestety promować tylko wina wytrawne i wytrawne z bąbelkami
[W.: „w większości nie nadających się do picia – bo wytrawne”]. I jest to nawet zrozumiałe – łatwiej stworzyć duży popyt na byle co, nadające się tylko jako dodatek do jedzenia (i to też nie zawsze), niż na słodki napój bogów, który wymaga i pracy, i gron odpowiednich, i umiejętności takowych też.
W. przetrwał nawet całkiem nieźle prelekcję i degustację, jedynie odrobinę kręcąc nosem („no dobra, aromaty win wytrawnych mogą być nawet interesujące” – nieuświadomionych informujemy, że to chyba największy komplement ze strony W., jaki jest w stanie z siebie wykrzesać w stosunku do win wytrawnych) i mając nadzieję na coś lepszego.
{Opis win z degustacji}
Ponieważ wstępnie umówiliśmy się na kolejną degustację w sobotę, a piątek przeznaczyliśmy na dojazd do Żagania, to po drodze W. zaordynował zwiedzanie największego w Polsce kompleksu klasztornego w Lubiążu.
Daleko z Wrocławia nie było, więc bez zbytniego pośpiechu stanęliśmy pod opactwem przed godziną 11. Godzina nie była w tym przypadku bez znaczenia, bo wnętrza zwiedzać można jedynie o pełnych godzinach. Poczekaliśmy do określonego czasu, by dowiedzieć się, że jest nas za mało i dla dwojga to oprowadzenia nie będzie. W. próbował się co prawda rozdwoić, ale zbyt się rozstroił by mu się to udało. Po drobnych namowach kasjer i przewodnik w jednej osobie, zgodził się na układ, że jeżeli poczekamy do 12. to może ktoś jeszcze przyjdzie. A nawet jak nikt więcej się nie pojawi, to i tak zostaniemy oprowadzeni po obiekcie.
Dobrze, godzina to nie tak dużo, szczególnie że przez około 15 minut, czekając na ewentualnych innych zwiedzających mieliśmy okazję pooglądać jadalnię opata oraz parę wystaw „zdjęciowych” związanych z regionem oraz historią żeglugi na Odrze. Niestety nikt nie przyszedł, mieliśmy więc czas powłóczyć się po okolicy opactwa i pooglądać ruiny zabudowań gospodarczych. Tam gdzie ludzie mieszkali – przy bramie i w paru innych punktach, to jeszcze jako tako to wyglądało, ale reszta… aż przykro mówić. Doceniamy starania Fundacji Lubiąż w zakresie renowacji budynku głównego opactwa, z zewnątrz widać świeżo odnowioną część fasady, ale śmietnisko w okolicy, co najwyżej oznaczone tabliczkami informującymi o niebezpieczeństwie, to już zupełnie inna sprawa. Widać, że gmina ma problemy z gospodarzem.
Oglądając opactwo z zewnątrz z niepokojem patrzyliśmy na chmury, już trochę kropiło na trasie, ale pogoda była w kratkę i w efekcie parę ostatnich minut przed 12. poczekaliśmy pod dachem. Razem z nami czekała jeszcze dwójka Niemców, więc gdy pojawił się kasjer mogliśmy swobodnie zapłacić (25zł/os.+5zł za fotografowanie) i już prawie ruszaliśmy w trasę gdy nagle okazało się, że kasa nie przyjmuje zapłaty kartą, tylko gotówką i tylko w złotówkach, a biedni Niemcy nie mieli polskiej waluty. Cóż było robić, W. zamienił się w cinkciarza i problem został rozwiązany.
Wszystkie wystawy w dolnej części opisane były w języku polskim i niemieckim, więc Niemcy mogli zapoznać się z informacjami podanymi w ich języku, gdy my tymczasem przeszliśmy raz jeszcze przez parter, w tym przez odrestaurowaną jadalnię opata. W porównaniu z pozostałymi salami ta była nawet przyzwoicie zaopatrzona w sztukaterie oraz malarstwo sufitowe. Ponoć stworzone było ono przez wybitnego malarza niemieckiego, nie wiadomo jednak czy był pijany, czy też restauratorom „coś nie wyszło”, ale części figuratywne fresków wyglądały odrobinę nie najlepiej. Część „przyrodnicza” przedstawiała się znacznie poprawniej.
Po obejrzeniu parteru wstąpiliśmy na piętro do sali książęcej, która prezentowała się znacznie lepiej, zarówno pod względem wystroju jak i jakości prac konserwatorskich. Jest tam także makieta z wizją przywrócenia obiektu do stanu jaki mu się należy choćby z powodu ogromu historycznego i architektonicznego. Kubaturą opactwo dwu i pół-krotnie przewyższa Wawel (według słów oprowadzającego) i jest jednym z największych tego typu obiektów w Europie. No i co z tego, jeżeli fundacja dostaje od Państwa jakąś smętną jałmużnę – bo kwoty rzędu 300 tyś. zł rocznie inaczej nazwać nie można. W efekcie kolejny punkt zwiedzania – kościół klasztorny – wygląda jak szaro-bure byle co. Całe wyposażenie wnętrza było albo rozkradzione, albo rozdysponowane po muzeach wrocławskich i warszawskich, albo zdekompletowane i szczątkowo umieszczone w innych kościołach. Stalle Anielskie, które były perełką tego kościoła, można sobie co najwyżej pooglądać na zdjęciach, a w miejscach obrazów wisi na ścianach radosna twórczość artystów-pasjonatów. Kaplice boczne oraz biblioteka, z powodu prac konserwatorskich, były niedostępne i pewnie będą niedostępne nadal bo z powodu braku środków prace przerwano parę lat temu – rusztowania nadal stoją.
Po przejściu krużgankami wokół wewnętrznego podwórca mogliśmy jeszcze obejrzeć refektarz klasztorny – kolejną perełkę restauratorską. Co prawda podłogi nie były oryginalne – drewno nie przetrwało – ale zarówno ściany jak i sufity wzbudziły w nas niekłamany zachwyt. I to już był właściwie koniec zwiedzania Opactwa.
Ponieważ zbliżała się pora obiadowa wstąpiliśmy do Karczmy Cysterskiej na wyśmienite koryto pierogów – mieszanych.
Opactwo Lubiąż
Wpisany pod 2022, Dolny Śląsk, monastery, Polska, świątynie, wina, zbytki i zabytki
2 komentarze do Opactwo Lubiąż
2 komentarze do Opactwo Lubiąż
2 odpowiedzi na Opactwo Lubiąż
Dodaj komentarz Anuluj pisanie odpowiedzi
Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.
Szukaj
Kategorie
Lata
…komentarze.
- Erynia - Kozie sery i lenistwo
- w. - Kozie sery i lenistwo
- Pudelek - Kozie sery i lenistwo
- W. - Trzy winnice i wioska
- Mariusz Maślanka - Trzy winnice i wioska
- Erynia - Brno – spacer
- Asia - Brno – spacer
- W. - Do Brna
- Erynia - Do Brna
- Pudelek - Do Brna
- w. - Wisząca kładka i Zamek
- Pudelek - Wisząca kładka i Zamek
Galeria albumów
ogólne…
RODO
Przydasie
-
Nasze miejsca:
- Sanktuaria i kolej
- Dwa kościerskie muzea
- Płotowo i Lipusz
- Kozie sery i lenistwo
- Do Parszczenicy
- Brno – kości i piwo
- Špilberk
- Brno – muzeum i katedra
- Brno – spacer
- Do Brna
- Urodzinowa niespodzianka
- Winiarnia Begala
- Winiarnia Hornik
- Wisząca kładka i Zamek
- Winiarnia Macik
- Malá Tŕňa II
- Będzin – miasto i Żydzi
- Będzin – nerka i pałac
- Będzin – kirkut i zamek
- Dolní Kounice [2] i Veveří
- Dolní Kounice [1]
- Velké Pavlovice [3]
- Velké Pavlovice [2]
- Velké Pavlovice [1]
- Safranbolu i Hadrianopolis
- Divriği
- Karahan Tepe i Göbekli Tepe
- Herbata i Dara
- Most w Malabadi i Zerzevan Kalesi
- Koty i Ahtamar
- Van – muzeum i twierdza
- Pałac Ishaka Paszy i wodospad
- Śniadanie z kotem… i Kars
- Ardahan, Kars i Katerina
- Przez Goderdzi do Turcji
- Dom rodzinny i winiarnia
- Most i wodospad Machunceti
- Bazar, plaża i ogród botaniczny
- Park dendrologiczny
- Sameba
- W Batumi… deszcz
- Batumi po latach
- Poranek u Daro
- „Przejście/a” graniczne
- Do Sarpi, po latach
- Marina i dwa muzea
- Fort i muzeum fotografii
- Monte i dwa ogrody
- Klasztor i ciastka
- Muzeum i kościół São Pedro
- Blandy’s Wine Lodge
- Spacer… i owocki
- Spacer po Funchal
- Madera sanatoryjnie
- Galeria, osły, Kalawasos i Tochni
- Opactwo i Zamek
- Kirenia
- Salamina i Famagusta
- Larnaka
- Port w Amathous i Limassol
starsze w archiwum
W Lubiążu jeszcze nie byłem i… ten wpis nie do końca mnie przekonał, czy chcę go odwiedzić 😉
Mimo wszystko warto, choćby tylko po to by zobaczyć wielkość kompleksu i chociaż trochę wspomóc jego restaurację. 😉