Początkowo w miarę wygodna droga przeszła w jednojezdniową drogę dwukierunkową z mijankami. Nie była nawet zbyt męcząca, chociaż trzeba było troszeczkę uważać, ale w końcu doprowadziła nas prawie pod bramę do pozostałości po starożytnym mieście. Po przejściu przez to co z bramy zostało weszliśmy prawie od razu na agorę. I było to właściwie jedyne miejsce w miarę odkrzaczone i zdatne do chodzenia. Pozostała część miasta nasunęła Erynii pomysł na wyśmienity plan horroru. Upiorne wrażenia potęgowały jeszcze pozostałości po pożarze lasu sprzed (chyba) kilku lat. Stojące kikuty drzew lub pnie leżące gdzie upadły wszystko poprzerastane wysoką trawą i krzakami – w tym kolczastymi – zniechęciło do dłuższych spacerów nawet wycieczkę, która przyjechała po nas, a wyjechała przed nami.

Dygresja:
Chodząc po agorze spotkaliśmy parę młodych ludzi (tak dwudziestoparoletnich), którzy zauważyli, że przyjechaliśmy wynajętym samochodem. W. zatkało gdy usłyszał, że „jak się jest młodym, to się kupuje wycieczki”. Ledwo wydukał, że według niego młodość jest szalona i zwariowana. No ale co on tam wie.
Może Turcy zechcą kiedyś to miasteczko odkopać, a może i częściowo odrestaurować, na razie postawili tabliczkę „Eksploatacja w celu zdobycia kosztowności jest zabroniona” (lub coś w tym typie) i zostawili stanowisko same sobie. Trzeba przy tym przyznać, że panorama rozpościerał się stamtąd urocza. I nie były to jedyne ładne widoczki tego dnia, bo W., wyznaczając tego dnia punkty trasy niespecjalnie zwracał uwagę na grubości linii na mapie i w efekcie mieliśmy piękny rajd po górskich drogach (asfaltowych, lecz wąskich i zakręciastych) z uroczymi acz czasami trochę przerażającymi widokami. Erynia była wprost zachwycona, chociaż miała świadomość, że wyszła mu ta trasa zupełnie przypadkowo (przestawił kolejność dwóch punktów «5 i 6» na mapie poniżej, a Mapy.cz zrobiły swoje – trasę pomiędzy punktami 3 i 5).
Przybliżona trasa przejazdu.Profil wysokościowy dostępny jest po otwarciu „Pokaż na Mapy.cz”