wykopaliska
Akwileja
Powroty zawsze są trudne, więc by trochę poprawić sobie samopoczucie poddaliśmy się sugestii przemiłego recepcjonisty z Villa Foscarini Cornaro, który usłyszawszy o (według Erynii) brzydkim archeologicznym zboczeniu W., natychmiast zaproponował Akwileję, miasto w sąsiednim regionie: Friuli-Wenecja Julijska. Sami nie wiemy, jakim cudem ta nazwa nic nam nie mówiła – a powinna, szczególnie W., bo już w IIw. p.n.e. utworzono tam kolonię rzymską Aquileia, a ślady osadnictwa … Kontynuuj czytanie
Targ i wybrzeże
Kolejny dzień zaczęliśmy, w niepełnym składzie, od targu w sąsiedniej wsi Carovigno, gdzie oprócz standardowych owoców, mniej standardowych serów oraz kiełbasy z dzika, W. wyczaił i zakupił prasę do owoców. Mamy dużo winogron w tym roku, więc się przyda… Po drodze do domu zajrzeliśmy, w Ostuni, do lokalnej enoteki sprzedającej miejscowe wina, oliwę i regionalne produkty. Po małej degustacji (raptem cztery wina) zubożeliśmy finansowo, za to wzbogaciliśmy się winnie. Po powrocie na kwaterę zgarnęliśmy … Kontynuuj czytanie
Kraków z Przewodniczką
Kolejne dni przeznaczyliśmy na Kraków ale, na pierwszy ogień, poszedł skansen w Wygiełzowie – leży po drodze do Krakowa (to był to już nasz „kolejny raz”). Właściwe zwiedzanie zaczęliśmy dopiero w Krakowie i to w sposób dla nas nietypowy – z przewodnikiem. Powodem takiego podejścia do zwiedzania była pochodząca z Gruzji Daro i nasza znajomość języka rosyjskiego – zbyt słaba, by móc oprowadzać Gruzinkę po tak bogatym w historię mieście jak Kraków. Mogliśmy mu … Kontynuuj czytanie
Edirne
Rankiem zerwaliśmy się z foteli stosunkowo późno, bo dopiero o 7:30. Tak, potwierdzamy: naszym wakacyjnym, samochodowym, pobudkowym standardem jest szósta rano. W sumie nie było się po co spieszyć. Nasz kolejny cel był niedaleko, a i tak wszystkie atrakcje otwierają się z reguły o 10:00 rano. Edirne (bo to był ten cel) kilkukrotnie już omijaliśmy, jadąc w głąb Turcji. Zawsze było: „może kiedyś, później”. Erynia zdecydowała, że „kiedyś” … Kontynuuj czytanie
Ani
Na ten dzień zaplanowaliśmy odwiedzenie Zabitego Miasta – dawnej stolicy Armenii: Ani. W. z opisów wnioskował, że na miejscu zastanie szczere pole na którym gdzieniegdzie niczym ostańce wychyną z trawy resztki zabudowań. Tymczasem potomkowie zabójców miasta zrobili sobie niezły biznes (8TRL za wejście, a jeszcze handel zimną wodą czy magnesami na lodówkę…) A co do samych ruin to słowem Ani nazwano wiochę przed częścią wyglądającą jak odrestaurowane mury z bramami. Żeby było … Kontynuuj czytanie
Şanlıurfa – miasto
Rankiem pyszne, proste, domowe śniadanie w ogrodzie: gorący, świeżo upieczony przez żonę właściciela chleb przypominający ormiański lawasz, domowe sery, masło, jajecznica na swojskich jajach, pomidory i ogórki z własnego ogródka, miód z własnej pasieki i tylko oliwki ze słoika ze sklepu, uff… Wegetarianie, i ci co jedzą tylko naturalne, mieli by radochę. Weganie pluli by na zabite „życie poczęte” – nam jajecznica smakowała! Pod koniec śniadania podeszła do nas grupka dzieci a dziewczynka, … Kontynuuj czytanie
Yazılıkaya i targ bydła
Po śniadaniu wyskoczyliśmy do centrum wsi, do Boğazköy Müzesi dooglądać artefakty wykopane w Hattuszy. Choć placówka była niewielka, miała przemyślaną ekspozycję, wzbogaconą o oryginalne sfinksy z Hattuszy a także gliniane pieczęcie i tabliczki z pismem klinowym. Tu nas lekko zatkało: byliśmy święcie przekonani, że wgłębienia na tabliczce będą spore, tak na pół centymetra. Tymczasem maksymalnie miały ze dwa milimetry. Jak ci Hetyci to pisali? Jak oni to czytali bez lupy? Opisy eksponatów … Kontynuuj czytanie
Hattusza (Hattuşa)
Po przejechaniu 900km dotarliśmy do do Hattuszy – starożytnej stolicy Hetytów – tak, tych z którymi wojował faraon Ramzes II. To był (przed)ostatni z pomysłów Erynii, które W. „upchnął” w trasę. A miejsca trochę było bo pierwszy zarezerwowany nocleg mieliśmy dopiero z 26 na 27 sierpnia. Coś trzeba było zrobić z tym „dodatkowym” urlopem. Na miejsce dotarliśmy około 14. i od razu natrafiliśmy na Abdullacha Kekilli (Kurda pełniącego funkcję Muhtara – tureckiego … Kontynuuj czytanie
Region Garafía
Na przedostatni dzień zwiedzania wyspy, Erynia przewidziała jej północny zachód. Nawigacja wyznaczyła trasę „przez góry” więc przejechaliśmy drogą z dnia pierwszego, opuszczając jedynie wjazd na szczyt kaldery de Taburiente, ale i tak zahaczyliśmy o 2300m n.p.m. Pierwszym punktem trasy była Informacja Turystyczna w Las Tricias. I to znowu był wyśmienity wybór. Zostaliśmy w nim „zaopiekowani” i „dopieszczeni” zarówno ciepłem obsługi jak i ilością informacji przekazanych nam, gdy spytaliśmy, jak zwykle, „Co … Kontynuuj czytanie
Okolice Solca – powodzenia i niepowodzenia
Następnego dnia ustawiliśmy ostatnie zabiegi tak wcześnie by po zabiegach móc pojechać na zwiedzanie okolicy. Tym razem trasę wymyślał W., Erynia jedynie zażyczyła sobie serów z Farmy Jaga. No to poszło. Najpierw były Bejsce z kościołem, w którym „niejacy” Firleje ufundowali piękną kaplicę. Kaplica była akurat w renowacji ale grupa konserwatorów zwróciła nam uwagę na trzynastowieczne freski właśnie odrestaurowane i zabezpieczone. W Bejscach jest jeszcze drugie ciekawe miejsce – … Kontynuuj czytanie
Klify i jaskinie
Jak zazwyczaj wyruszyliśmy świtkiem koło południa, tym razem obejrzeć klify Dingli – to już drugie o podobnej nazwie – poprzednie były w Irlandii – ale te były jakoś mało widokowe. Do miejscowości Dingli dotarliśmy autobusem i dalej ruszyliśmy już piechotą w skwarze, w kierunku wody (najbliższej). Nie było daleko, w końcu na Malcie nigdzie nie jest daleko, a do morza w szczególności, ale i tak mieliśmy czas zapoznać się z urokami spacerku w słońcu pomiędzy … Kontynuuj czytanie
Brunary i Karpacka Troja
Kolejny wyjazd „przez Wysową”. Erynia miała większe plany i dlatego zaordynowała wzięcie dwóch dni urlopu by móc odwiedzić Zamość i Roztocze. Oczywiście, od samego początku, nie moglo się obejść bez nieprzewidzianych postojów. Tym razem padło na Cerkiew pw.Św.Michała Archanioła w Brunarach (360°). Trzeba się było zatrzymać i obejrzeć, szczególnie że była otwarta a nawet gdyby nie, to podany był telefon do przewodnika. Po odstawieniu Mamy Erynii do sanatorium i zrzuceniu bambetli … Kontynuuj czytanie
Kaszubski Leonardo da Vinci i Biskupin
Dzień następny zaczął się od wielkiego sprzątania by dom zostawić w stanie nie gorszym niż go zastaliśmy. By wyjechać w miarę wcześnie, wstaliśmy świtem dzikim – jak dla nas, bo słońce już hulało po niebie. A plany mieliśmy na ten dzień szerokie, a wliczając w to powrót do domu to i dłuuuugie. Na początek przejechaliśmy przez Swornegacie by uzupełnić zapasy obrazków na szkle malowanych. Drugim miejscem były Brusy-Jaglie z interesującymi: Chatą Kaszubską i zagrodą twórcy ludowego, … Kontynuuj czytanie
Parszczenica, Swornegacie i Wdzydze
Ponad rok temu znajomy zaprosił nas do swoich letnich włości w Parszczenicy. Gdzie to jest? Otóż, po drugiej stronie Polski, w Zaborskim Parku Krajobrazowym. Jako że tam nas jeszcze nie widzieli to… Erynia nie mogła odpuścić. Planowo mieliśmy tam jechać we troje ale Erynię zmogła paskudna angina. W końcu W. pojechał tam sam z Gospodarzem, i choć zaproszenie nadal obowiązywało, sprawa na jakiś czas ucichła. Tego roku, pod koniec czerwca, Erynia … Kontynuuj czytanie
trasa historycznie nadmorska
Ranek przyniósł otrzeźwienie. Z jednej strony Erynia wycierając (sobie!) nogi po kąpieli przestawiła sobie(!) kręgosłup a z drugiej odwiedziliśmy raz jeszcze winiarnie Murfatlar, by uzupełnić zapasy o wina czerwone i wytrawne których mamy niedobory przy naszym systemie żywieniowym a tutejsze wina są dobre i tanie! Po tym krótkim i bolesnym postoju – tym razem nie dla kieszeni lecz dla Eryniego kręgosłupa ruszyliśmy w kierunku Tulczy. „W kierunku” to dobrze powiedziane. … Kontynuuj czytanie
od Butrintu do Llogarasë
Od spotkanych w muzeum etnograficznym w Gjirokastrze Polaków dowiedzieliśmy się o Blue Eye – ciekawostce geologiczno-hydrologicznej. 22km przed Sarandą jest źródło, z którego wypływa rzeka o szerokości – od razu! – paru metrów. „Otwór” o średnicy kilku i głębokości kilkudziesięciu metrów ma kolor błękitny, stąd jego nazwa. Wokół tłumy ludzi (duży odsetek Włochów), woda ma około 9°C, więc co najwyżej moczą nogi (my też). Jakieś baro-restauracje i płatny wjazd … Kontynuuj czytanie
Sewastopol, Eupatoria i Tarchankut
Będąc na Krymie nie mogliśmy podarować sobie obejrzenia Chersonezu Taurydzkiego. W skrócie: to największe greckie ruiny na Krymie (tak, tak – nudy na pudy) leżące nad brzegiem morza w granicach administracyjnych Sewastopola. Całość wygląda dość podobnie do wykopalisk Dionu, tylko zamiast Olimpu, z każdego miejsca widać sobór św.Włodzimierza. Bo to w tym właśnie miejscu, w roku 988, kniaź Włodzimierz miał przyjąć chrzest, a następnie poślubić Annę – siostrę cesarza Bizancjum Bazylego … Kontynuuj czytanie
Stary Krym i Kercz
Efektem „głupich pomysłów” jest dosyć często ich nieprzygotowanie logistyczne. Tak było i tym razem – W. nie zapakował namiotu i śpiworów – więc, musieliśmy wrócić na noc do Rybaczie. Następnego dnia, już z pełnym ekwipunkiem, pojechaliśmy, z powrotem, na półwysep Kercz. Postanowiliśmy ominąć trasę nadbrzeżną i w Sudaku skręciliśmy na północ. W efekcie przy naszej drodze znalazła się historycznie pierwsza stolica Krymu. Postanowiliśmy więc ją odwiedzić. Przy głównej drodze przywitał … Kontynuuj czytanie
Symferopol, Rybaczie i Sudak
Pierwszym postojem na Krymie był Symferopol – stolica Autonomicznej Republiki Krymu. Do tego miasta przyciągnęły nas 2 rzeczy: rezerwat archeologiczny Neapol Scytyjski oraz „staryj gorod” – dawna dzielnica tatarska, miejsce do której lepiej po zmroku się nie zbliżać. Co prawda, niektórzy mieszkańcy odradzali nam wizytę nawet w dzień, ale ciągotki archeologiczno-spelunkowate przeważyły… Obejrzeliśmy meczet i pobieżnie najbliższe mu uliczki. Ich stan był, delikatnie rzecz ujmując, … Kontynuuj czytanie
Nei Pori, Tempi, Dion i Xanti
Coby dochować tradycji, nie mogliśmy sobie odpuścić greckiego targu. Po uzgodnieniu z rezydentką terminu w jakim targ się odbywa wybraliśmy się do Nei Pori. W. nie lubi jeździć „głównymi” drogami więc mieliśmy okazję wyhamowywać gwałtownie przed stadem kóz przechodzących przez drogę, a również pogadać z pszczelarzem przy przydrożnej pasiece. W końcu dotarliśmy na targ. Było na nim „prawie” wszystko: ubrania, ryby, owoce, przyprawy, jubilerka, oliwa, oliwki, słodycze…, a nawet króliczki. Zrobiliśmy … Kontynuuj czytanie