Wychodząc z cerkwi W. przypomniał sobie o wczoraj dostrzeżonym bazarze, więc poszliśmy zobaczyć co tam było ciekawego. Dla nas niewiele, toteż szybko bazar opuściliśmy i po przejściu przez ulicę znaleźliśmy się pod zamkiem, gdzie przywitała nas kopia lwa spod Cmentarza Orląt Lwowskich – tutaj bezpieczna.
Sam zamek ma bardzo bogatą historię, rozpoczynającą się od XII-wiecznej konstrukcji drewnianej, by niedługo potem wzbogacić się o donżon, który stoi do dzisiaj. Na tej kanwie dalsze etapy budowy były już murowane, a musiały być na odpowiednim poziomie bo leżąc na drodze z Krakowa do Wilna zamek był często odwiedzany przez świty kolejnych królów, a nawet wychowywali się tutaj synowie Kazimierza Jagiellończyka. Tutaj też podpisano Unię Lubelską. Później zamek zaczął się sypać, aż w końcu, w XIX w. przebudowano go na więzienie. I tutaj zaczęła się historia więzienna, najpierw carska, później Polska, a następnie jako katowni hitlerowskiej i Radziecko-UB-ckiej. Ci działali podobnie, a czasami nawet katowali tych samych ludzi. Po 1956 r. zabudowania stały się Muzeum. I tak jest już do dzisiaj.
Wnętrza zamkowe i prezentowane w nich ekspozycje mile nas zaskoczyły. Ceny nie były specjalnie wygórowane więc zdecydowaliśmy się na pełny zakres doznań (40 zł/osobę) i wystawę poświęconą Tamarze Łempickiej (20 zł/osobę). I opłaciło się. Od pierwszej wystawy przeglądowej – archeologia i historia dawna – poprzez wystawy: ikon z cerkwi nie istniejących już na tych ziemiach akcji rewindykacyjno-likwidacyjnej, rzeźb kościelnych, monet i mebli po galerię obrazów portretowych i historycznych – w tym Unii Lubelskiej Jana Matejki – nie mogliśmy opanować oczarowania profesjonalizmem prowadzenia ekspozycji.

Dygresja:
Niestety skrajne niechlujstwo językowe, tłumaczone przez językoznawców i publicystów, omijaniem hiperpoprawności, zebrało swoje żniwo również w tak zacnej placówce kulturalnej. W zafoliowanym opisie osób znajdujących się na obrazie Jana Matejki zamiast „książę” napisane było „książe” – i nie była to literówka, bo powtarzało się to przy wszystkich nazwiskach książąt.
Wstyd Państwo muzealnicy – dzieci to czytają!
Szczególnym pięknem olśniła nas malowana kaplica św. Trójcy z malowidłami w stylu rusko-bizantyńskim, przypominająca nam rumuńskie malowane klasztory. Trochę rozczarował nas jedynie donżon, w którym umieszczono wystawę dokumentująca okres, w którym zamek był więzieniem i katownią, najpierw hitlerowską, a później UB polskiego, działającej pod nadzorem radzieckim. I rozczarowaniem nie była sama ekspozycja, która, jak w całym Muzeum była na wysokim poziomie, ale brak tłumaczenia tekstów opisujących martyrologię, na co najmniej trzy języki – niemiecki, rosyjski i ewentualnie angielski.
Opuściliśmy muzeum zamkowe zachwyceni, i głodni, i spragnieni. Zachwytu nie zamierzaliśmy się pozbywać, a na pozostałe znaleźliśmy wyśmienite lekarstwo U Szewca. Jest to co prawda „pub irlandzki”, ale nazwa pochodzi od dawnego właściciela domu, a i napoje, i potrawy podają tam wyśmienite. By nie było tak idealnie, W. po wejściu na starówkę najpierw poprowadził nas jednak do kościoła dominikanów, gdzie mogliśmy się jeszcze dobić widokiem wnętrz kościelnych i tak przygotowani zasiąść do uczty. Sadysta!
Lublin jest bardzo ciekawym miastem, mam stamtąd tylko miłe wspomnienia; byłam tam krótko, więc chętnie tam wrócę. Moje zwiedzanie także zaczęłam od Zamku, prawosławna katedra nie zmieściła się w programie.
Też chcielibyśmy powtórzyć Katedrę, bo na pierwszy rzut oka wyglądała pięknie.
Zapraszamy – warto Lublin odwiedzić.
Bardzo piękny ten Lublin widziany Waszymi oczami! Miło sobie przypomnieć.