Rok 2013 rozpoczął nam się wycieczkowo z opóźnieniem. Była to „wina” remontu samochodu po poprzednich wakacjach. Gdy samochód wrócił od mechanika postanowiliśmy go wypróbować przedłużając długi majowy weekend o cały tydzień i… wybraliśmy się na Węgry.
Pierwszych pięć dni spędziliśmy w Budapeszcie.
Spełniło się jedno z marzeń Erynii.
Wracając odwiedziliśmy: Esztergom/Ostrzyhom, Visegrád/Wyszegrad,
Szentendre/Sentendre, Pałac Cesarzowej Sisi w Gödöllő,
pałac Schossbergerga w Tura i Tokaj, a na koniec jaskinię w Aggtelek.
{2000zdj/1200km}
A potem nastąpiła przerwa „ortopedyczna”. Erynia mniej lub bardziej świadomie postanowiła nawiązać bliższe kontakty z polską służbą zdrowia. Szerszy opis wyskoków (i padów) Erynii można znaleźć w opisie trasy po Słowackim Spiszu.
A na Spiszu obejrzeliśmy parę ciekawych miejsc.
Po tej rozgrzewce przyszedł czas na wakacje.
Już sam pomysł samochodowego wyjazdu do Gruzji był wariacki, ale „czego się nie robi dla Miłości…”.
Postanowiliśmy dojechać jak najszybciej do Gruzji, a zwiedzanie Turcji zostawić sobie na drogę powrotną. Tak też uczyniliśmy jadąc praktycznie bez noclegów aż do Batumi. Następnie przejechaliśmy zachodnią część Gruzji (Megrelię i Swanetię). {zachodnią jeżeli nie uwzględniać tych terenów Gruzji na których Misiek położył swoją brudną łapę}
Po „zachodzie” pojechaliśmy na wschód, przez Kutaisi do Tbilisi,
…i dalej na północ Gruzińską Drogą Wojenną przez Mcchetę,
a później do Signagi – miasta zakochanych.
Wracając wstąpiliśmy pod granicę azerską i do stolicy Tamar. Następnie wróciliśmy do Batumi – na suprę.
No i tak spełniło się drugie marzenie Erynii – Gruzja.
Powrotną trasę zaplanowaliśmy z uwzględnieniem zwiedzania paru miejsc w Turcji północnej:
a także paru miast w Rumuni i oczywiście… okolic Tokaju.
Przejechaliśmy trochę ponad 8000 kilometrów, zrobiliśmy prawie 3900 zdjęć, wrażeń nie zliczymy…
Na zakończenie roku, „zupełnie niechcący”, wypadła nam trasa do królewskiego Krakowa.
…i tak skończył się kolejny, wspólny rok.