Szukaliśmy dalej nie licząc specjalnie na powodzenie – była niedziela. Ku naszemu zdumieniu, trafiliśmy na wiele otwartych sklepów, myjni, a nawet warsztatów. Udało nam się znaleźć jednego elektryka, który co prawda wzbraniał się przed wymianą, ale W. był bardzo stanowczy. Było śmiesznie, bo elektryk nie władał ani rosyjskim, ani angielskim. Do elektryka dołączył miejscowy policjant (na służbie!), który przejął się turystami z Polski. Odnieśliśmy wrażenie, że elektryk nie za bardzo wiedział jak się dostać do rozrusznika, ale tu wkroczył W. pamiętający jak to robił mechanik w Batumi i po prostu zdjął filtr powietrza. Robota jakoś poszła i wspólnymi siłami udało się wymienić starter (na stary) i samochód odpalił. Policjant, aczkolwiek niespecjalnie porozumiewał się obcymi językami, był bardzo uczynny. Pomógł W. znaleźć wodę do umycia rąk, a nawet trzymał szlauch gdy W. mył ręce — kochamy gruzińską policję, która nie wpieprza się gdzie nie powinna, a jest pomocna gdy potrzeba!
Dalej ruszyliśmy do Tbilisi z nadzieją, że rozrusznik wytrzyma (przyzwoicie wytrzymał do Polski). Pomału zaczęło nas ssać z głodu. Stanęliśmy przy jakiejś przydrożnej budce z paroma stoliczkami, gdzie również zatrzymywały się marszrutki i zjedliśmy najlepiej chyba przyprawiony kebab z jakim mieliśmy do czynienia. Ukontentowani kulinarnie pojechaliśmy dalej. Jeszcze przed Tbilisi, zobaczyliśmy tabliczkę ze strzałką i napisem „Jvari”. Skręciliśmy. To była dobra decyzja. Zdążyliśmy tuż przez zamknięciem tego tak pięknie położonego monasteru (na liście oczekujących UNESCO), z widokiem na Mcchetę. Święta Nino „wpłynęła” na władcę Miriana III by postawił w tym miejscu wysoki krzyż. Przy okazji wprowadziła do Gruzji Chrześcijaństwo z Konstantynopola. W efekcie Gruzja stała się państwem chrześcijańskim, a Nino świętą. A w miejscu postawionego krzyża wybudowano najpierw Małą, a później Dużą Świątynię Krzyża – Dżwari.
Podkład muzyczny „Rustavi Shen Xar Venaxi”
udostępniony przez Georgian folk music instruments