Zachęcona pięknem mozaik i złoceń katedry w Cefalù, Erynia wyszukała kolejną katedrę z tego okresu i ruszyliśmy w trasę. Ponieważ Erynia wpadła również na drugi wyśmienity pomysł, by sfotografować wschód słońca (5:40), to byliśmy trochę niedospani i wyjechaliśmy do Monreale dosyć późno. Drogę wybraliśmy taką by nie płacić za autostradę, więc mieliśmy okazję pojeździć w ruchu włoskim. Na dodatek południowo-włoskim. Całe szczęście, że W. uwielbia horrory bo to miejscami był horror. Drogi zwężone przez parkujące po obu stronach samochody, których drzwi (kierowcy) mogą się otworzyć w każdej chwili, bez względu na to czy właśnie ktoś mija taki wóz. Niekiedy „na chwilę” zatrzymują się w drugiej linii kolejne samochody, jeszcze bardziej zwężając drogę. Samochody włączają się do ruchu zgodnie z zasadą „ja jadę, a ty masz mnie nie potrącić” – bez względu na to czy przodem, czy tyłem wyjeżdżają z posesji. Dla odmiany na jednym ze skrzyżowań, chyba równorzędnym – W. nie zauważył – wszystkie samochody wjeżdżały jednocześnie, skręcały w różne strony i też stosowały piękną zasadę: „ten kto bardziej zdecydowanie jedzie temu ustępują”. Zasada ta nie wyklucza jednak ostrożności i zwracania uwagi na innych użytkowników drogi – nawet pieszych, którzy nie są, jak w Gruzji, zwierzyną łowną. Na całe szczęście taka „frajda” z jazdy skończyła się przy wyjeździe z obwodnicy Palermo na drogę do Monreale. Ta część drogi, choć również wymagała podwyższonej uwagi – w końcu zawsze ktoś mógł postanowić zawrócić na dwukierunkowej jezdni z linią ciągłą rozdzielającą pasy ruchu, czy przechodzić na czerwonym świetle (dla pieszych). W efekcie tych wszelakich przyczyn na miejsce dojechaliśmy trochę po dwunastej. Na Parkingu Duomo (płatnym 3 €/h), niewiasta wręczyła nam mapkę miasta i reklamę restauracji (Trattoria Pizzeria Monreale), w której spożycie obiadu gwarantowało bezpłatne parkowanie. OK – czemu nie. Późny przyjazd miał jeszcze jeden zysk – ponieważ zbliżała się pora sjesty do katedry wpuszczano bez biletów. No to weszliśmy przez piękne zdobione odrzwia i do razu nas zatkało. W tej katedrze, złotą mozaiką pokryte było nie tylko prezbiterium, ale prawie cały kościół. Belki stropowe też swoje dostały. Nie dziwimy się, że i tę katedrę wpisano na listę UNESCO.
Chodziliśmy po niej zachwyceni aż do momentu, gdy obsługa zaczęła gasić światła. Oczywiście W. musiał popsuć nastrój uwagą, że każdy złoty płatek mozaiki okupiony jest ludzką krwią i łzami.
Ponieważ zachwyty nie zmniejszają (zazwyczaj) głodu to postanowiliśmy skorzystać z reklamowanej Trattorii i zamówiliśmy: Tagliatelle monrealese (Erynia) i bistecca al vitello (W.). Oczywiście należało się odpowiednio nawodnić i dosłodzić się cannoli (Erynia). Jedzenie było bardzo smaczne, ale deser jakoś długo się na stole nie pojawiał. W. poszedł spytać co się dzieje i po krótkiej, acz gwałtownej wymianie zdań (pomiędzy obsługą – W. się więcej nie odzywał), canolli się na stole pojawiło prawie rzucone, z „sorry” powiedzianym tonem rodem z baru mlecznego z filmów Bareji. Erynii co prawda cannoli smakowała, ale ocena restauracji jako całości spadła poniżej zelówek.
Po jedzeniu udaliśmy się na drobny spacer po okolicy, ponieważ jednak W. zaplanował na ten dzień jeszcze dwa interesujące (go) miejsca to nie zagłębialiśmy się już w inne atrakcje „biletowane”, tylko ruszyliśmy w interior do miasteczka o dźwięcznej nazwie Corleone. Co prawda opinie internetowe o samym miasteczku nie były zbyt pochlebne, to jednak zachęcały opisem trasy i rozpościerającymi się z niej widokami. Ne wiemy z której strony dojeżdżały do miasteczka osoby opiniujące, ale chyba nie trasą z Monreale, którą wyznaczyła nasza nawigacja. Widoki na interior były co prawda piękne, ale raczej mało prawdopodobne by ktoś – oprócz W. – zachwycał się drogami po górkach i wsiach, czasami bardzo wąskimi, a czasami, dla odmiany, z uskokami asfaltu, nawet do 40 cm, ustawionymi w dowolnie wybraną stronę – wzdłuż osi jezdni, w poprzek, a jak się trafiło to pod dowolnym kątem. Zabawa była przednia, ale w końcu każda zabawa się kończy to i ta się skończyła gdy dojechaliśmy do centrum Corleone. Fakt, jest to miasto wyglądające na w miarę nowe w porównaniu do okolicznych „staroci”, z pięknym parkiem w centrum i, przede wszystkim, czyste. W samym centrum jest starówka, z której (zaobserwowane podczas jazdy) ładnie odnowiono kilka uliczek, a nawet zrobiona jest trasa pod turystów. Czystość w miasteczku była zastanawiająca, bo po drodze widzieliśmy śmieci nie tylko „przydrożne”, ale i typu: „ogólny chlew w okolicy”. Wyglądało to na efekt strajku śmieciarzy, a w Corleone – czysto. Ponoć mieszkańcy miasta wstydzą się „tradycji” mafijnej, ale W. wyczuł jej pozostałości w tym jak ludzie się do siebie odnosili, a nawet jak odnosili się do nas. Pozostały widać w nich najlepsze tradycje familijne. (Jest to zdanie W. mającego romantyczną wizję mafii. Erynia jest raczej sceptyczna.)
Samo miasteczko okazało się niedocenione przez Internetowych blogerów do tego stopnia, że Erynia zasugerowała by przyjechać tu jeszcze raz i bliżej mu się przyjrzeć przy dłuższych odwiedzinach, bo niestety pora zaczynała się robić późna, a serpentyn mieliśmy jeszcze dużo przed sobą. Z tego też powodu W. zrezygnował ostatniego punktu programu licząc na to, że „co się odwlecze to nie uciecze”.
Monreale i Corleone
Wpisany pod 2025, świątynie, Sycylia, Włochy, zbytki i zabytki
Brak komentarzy do Monreale i Corleone
Brak komentarzy do Monreale i Corleone
Szukaj
Kategorie
Lata
…komentarze.
Galeria albumów
ogólne…
RODO
Przydasie
-
Nasze miejsca:
- Bura (Bora) i powrót
- Stećci i jeziorka
- Wykopaliska i twierdze
- Split
- Brela
- Trogir
- Trasa do Breli
- Powrót ze Słowacji
- Bankomat i degustacja
- Malá Tŕňa i Veľká Tŕňa
- Forza d’Agro i powrót
- Sant’Alesio i Savoca
- Taormina i Castelmola
- Syrakuzy
- Wokoło Etny
- Wąwóz Alcantara
- Pępek, bikini i kwatera
- Caccamo
- Jaskinia i statek
- „P. Depresja”
- Monreale i Corleone
- Cefalù – historyczne
- Cefalù – hotel i spacer
- Droga na Sycylię
- Sery polskie i szwajcarskie
- Dworek i nostalgia
- Birsztany
- Rumszyszki (Rumšiškės)
- Augustów
- Prusowie
- Wiadukty, Trójstyk i Puńsk
- Supraśl
- Toszek
- Muzeum w Bóbrce
- Lesko
- Synagoga i skansen
- Dworek, muzeum i piwo
- Żydowski Lublin
- Stare Miasto w Lublinie
- Lublin – zamek
- Lublin wieczorem
- Alvernia Planet
- Muzeum pożarnictwa w Alwerni
- Wilamowice i Stara Wieś
- Muzeum Wilamowskie
- Alanya
- Altınbeşik i dwie wioski
- W górach Taurus
- Perge i Antalya
- Aspendos i Sillyon
- Side
- Wielkie żarcie
- Sanktuaria i kolej
- Dwa kościerskie muzea
- Płotowo i Lipusz
- Kozie sery i lenistwo
- Do Parszczenicy
- Brno – kości i piwo
- Špilberk
- Brno – muzeum i katedra
starsze w archiwum

