Wspomnienia o bazarach [1]
Natchniona jednym z blogów Erynia zaczęła wspominać…
„Szaroburonijaki” listopad nadchodzi, nasza karoca wzięła zwolnienie lekarskie i, po kontaktach z Turcją, ratuje zdrowie kolejno u elektryka i mechanika, a ja myślami wracam w cieplejsze strony.
Targowiska i bazary to temat-rzeka. Niby to samo, ale każde miejsce wywołuje inne wspomnienia.
Na pierwszym miejscu stawiam mały, kameralny, tatarski targ w Starym Krymie, gdzie można było zaopatrzyć się w owoce, warzywa i w przyprawy bezpośrednio z samochodów lub z prowizorycznych straganów rozłożonych na klepisku. Przystojny Tatar poinformował nas, że sam komponował wszystkie mieszanki. Stamtąd przywiozłam między innymi cudowne suszone pomidory i enigmatycznie opisaną mieszankę „Мясной”. Zgodnie z nazwą, przyprawy znakomicie sprawdziły się przy robieniu gulaszu i innych przysmaków z mięsa.
Bardzo mile wspominam też ostatni z odwiedzanych przez nas bazar w Batumi, gdzie sprzedawczyni na naszych oczach przygotowywała mieszanki do poszczególnych potraw. Będzie można zrobić chinkali czy sos orzechowy do bakłażanów. Poza przyprawami, przywlekliśmy stamtąd kilogramy gruzińskiej mąki (w tym z białej kukurydzy do mczadi) oraz wędzone sulguni (smakowało jak parmezan), nie zapominając o owocach… Jak tu nie kochać Gruzji?
Odrębną kategorię stanowią całe dzielnice sklepików z wyrobami rzemieślniczymi jak w tureckim Safranbolu czy Alcaiceria w Grenadzie (opisu nie ma na blogu bo byłam tam służbowo sama, a W. postawił veto).
Ta ostatnia, opanowana przez nacje pochodzące z drugiej strony Morza Śródziemnego, jest warta przynajmniej rzucenia okiem. Z kolei Stara Čaršija w Skopje wryła nam się w pamięć sukniami ślubnymi. TAKICH nigdzie indziej nie widziałam! Na szczęście to chyba tylko lokalna moda…
Bałkańskie czy greckie bazary (jak Ochryda czy w Nei Pori) były dla nas źródłem świeżych owoców, serów, suszonej papryki czy ajwaru.
Na tym tle bardzo elegancka i stylowa wydaje się hala targowa w Budapeszcie. Jest piękna, wycacana i… dla turystów. Choć była świetnie zaopatrzona w sztandarowe węgierskie produkty (papryka we wszystkich odmianach, salami etc.) szybko stamtąd zwialiśmy. Nie nasze klimaty.
Za to równie czysty, piękny i wycacany bazar: English Market w Cork oczarował nas oboje – jest dla miejscowych.
Wyśmienicie czuliśmy się również na wiedeńskim targowisku pod chmurką, w okolicy budynku Secesji. Z artykułów spożywczych można tam było kupić wszystko: począwszy od kiszonej kapusty, skończywszy na durianie (niespecjalny). Poza tym zawsze można było ochłonąć przy kawie, lampce wina czy szklanicy piwa, posilając się w jednej z wielu małych knajpek nieopodal. Taka wiedeńska elegancja ze szczyptą egzotyki. Wszak C.K. blichtr zobowiązuje!
Za to marsylska la Plaine jest „multikulti” (w okolicach Marsylii byłam służbowo…). Dzielnica imigrantów jest pełna sklepików z produktami z krajów Maghrebu, a na targowisku sąsiadują ze sobą: sprzedawca kasztanów, dżalabiji, marsylskiego mydła, przypraw zarówno do bouillabaise jak i do tajine.
Trudno nie wspomnieć również o rolniczym targowisku „Dusanovac” w Belgradzie z Batą – gospodarzem piekarni, knajpki i sklepu. A jakie tam były sery, mięsa, owoce i warzywa…
Na koniec zostawiam chyba największe z opisanych: targowisko w Kiszyniowie. Ciągnie się przez kilka przecznic. Można tam kupić chyba wszystko, ponoć nawet kałacha, ale zapachy wydobywające się z części jatkowej odrzucają. W. (zdeklarowany mięsożerca) oświadczył, że gdyby miał zaopatrywać się w mięso tylko w tym miejscu, biegusiem przeszedłby na wegetarianizm. Tak tam śmierdziało.
Uwielbiam wszelkiego rodzaju targi, bazary, hale targowe. Jest coś naprawdę magicznego w podglądaniu tych wszystkich lokalnych bogactw. Pozdrawiam!
My też, szczególnie że jeżeli odfiltrować chińskie śmieci można tam poznać specyfikę regionu…
Szczęśliwego Nowego Roku
Dotarł, dotarł. Ale chyba był niedojrzały bo ani nas nie zabił zapachem ani nie powalił smakiem – był zwyczajnie mdły w smaku.
Osetyjski od Osetii – kaukaskiej republiki, od 2008 w całości kontrolowanej przez Rosję. http://sjp.pl/osetyjski
https://voxeurop.eu/wp-content/uploads/2020/05/Osetia-Polsky_0.jpg?1249635253
Jeżeli taka informacja znajduje się na stronie białostockiego MDK-u, to chyba zawiniła tu niewystarczająca znajomość języka polskiego przez trenera tancerzy. Ale zespół tańczy porywająco i to jest najważniejsze 🙂 .
Ciekawe są takie bazary, można na nich spotkać fajne produkty. Nie wiedziałam, że durian dotarł już do Europy. Słyszałam wiele zachwytów nad smakiem tego owocu, o ile ktoś “pokona” niechęć do zapachu. Faktycznie ten zapach taki nieprzyjemny?
PS.
Dzięki za zwrócenie uwagi na rodzaj tańca wykonywany przez zespół Lovzar. Informację zaczerpnęłam ze strony białostockiego MDK-u, w którym grupa ma zajęcia. I tam właśnie widniał taniec osiatyński. Cóż może tam się wkradł błąd. Postaram się sprawdzić informację.
Pozdrawiam!