browser icon
Używasz niezabezpieczonej wersji przeglądarki internetowej . Należy zaktualizować przeglądarkę!
Korzystanie z przestarzałej przeglądarki sprawia, że komputer nie jest zabezpieczony. Proszę zaktualizować przeglądarkę lub zainstaluj nowszą przeglądarkę.

Nei Pori, Tempi, Dion i Xanti


do albumu zdjęć

targ w Nei Pori

Coby dochować tradycji, nie mogliśmy sobie odpuścić greckiego targu. Po uzgodnieniu z rezydentką terminu w jakim targ się odbywa wybraliśmy się do Nei Pori. W. nie lubi jeździć „głównymi” drogami więc mieliśmy okazję wyhamowywać gwałtownie przed stadem kóz przechodzących przez drogę, a również pogadać z pszczelarzem przy przydrożnej pasiece. W końcu dotarliśmy na targ. Było na nim „prawie” wszystko: ubrania, ryby, owoce, przyprawy, jubilerka, oliwa, oliwki, słodycze…, a nawet króliczki. Zrobiliśmy drobne zakupy składające się z owoców, oliwy, szałwii, oregano oraz greckich słodyczy. I nie była to baklawa, lecz o coś podobnego do galaretek. Piszemy „coś podobnego”, bo nie zgadzała nam się konsystencja – niby galaretka, a się ciągnie. Smaki też interesujące: orzechowy, różany, z bergamotki… i nawet nie za słodkie. Całość pokrojona na kawałki i obtoczona w orzechach, cukrze czy płatkach kokosowych. Dobre to było, choć nie dało się tego zjeść dużo naraz. W drodze powrotnej zahaczyliśmy o dolinę Tempi, oddzielającą masyw Olimpu od masywu Ossy, gdzie znajduje się wykuty w skale Olimpu kościółek świętej Paraskewy (Agia Paraskevi) – patronki zmysłu wzroku i niewidomych oraz źródełko ponoć uzdrawiające chore oczy. Jako że Erynia od wielu lat jest „czworooka” W. zawlókł ją do źródełka prawie na siłę. A Ona i tak wolała zadbać o młodość i urodę przy źródle Afrodyty znajdującym się nieopodal. Samo wejście do doliny obstawione jest straganami ze wszelkimi rodzaju dewocjonaliami i amuletami
zupka

zupka

(tak zwanymi oczyma proroka), przy czym w Grecji nie jest niczym dziwnym, że pogańskie amulety leżą sobie na stoliku tuż obok ikon. Po powrocie do domu W. zajął się „zupką”. Przepis na zupkę jest prosty. Bierze się arbuza lub melona, kroi na pół i wyjmuje pestki. Miąższ kroi się w kosteczkę i po wymieszaniu z innymi owocami, orzechami i czym tam chcemy, wsypuje się do łupiny, Gdy owoców jest dużo, a melon(arbuz) jest za mały, można to zrobić na talerzu. Mamy więc dwie „miski” z owocami, każdą zalewamy winkiem słodkim i odstawiamy na godzinę lub parę. Potem pozostaje już tylko jeść – można popijać winkiem, później lepiej nie prowadzić.
do albumu zdjęć

wykopaliska w Dion


Pewnego dnia W. zaczął psioczyć, że jesteśmy w Grecji, a nawet nie zobaczyliśmy żadnych starożytności. Jako że na Peloponez mieliśmy daleko, Erynia zajrzała do przewodnika by poszukać nieco bliżej. I tak trafiliśmy na wykopaliska do Dion, wegług mitologii miejsca narodzin Muz, wspominanego ponoć w Iliadzie. Wieki temu było tam spore miasto i sanktuaria Zeusa, Demeter i Izydy, w których bywali Filip II Macedoński i Aleksander Wielki. Starożytne miasto zostało zniszczone trzęsieniami ziemi. Wykopaliska są prowadzone od lat 30-tych ubiegłego wieku, z nieco większym rozmachem od lat 70-tych. Wszystkie artefakty są przenoszone do muzeum archeologicznego w centrum miasteczka, a w miejscu znaleziska umieszcza się kopię. W muzeum, oprócz samej ekspozycji znajduje się klasa lekcyjna gdzie są prowadzone zajęcia historii starożytnej i sztuki dla uczniów w różnym wieku. Niestety tylko po grecku. Współczesne miasto również korzysta z okazji, przy muzeum archeologicznym znajduje się masa restauracji, pensjonaty, sklepy z pamiątkami, a nawet centrum mozaiki, gdzie również można pobierać nauki. Nie będziemy się więcej rozpisywać, powiemy tylko tyle, że jak już dotarliśmy na miejsce, W. (niespełniony archeolog) wyrwał Erynii aparat z ręki i z obłędem w oczach zaczął obfotografowywać wszystko co mu wpadło w obiektyw.
W końcu musieliśmy opuścić Grecję. Na koniec postanowiliśmy zobaczyć Xanti.
do albumu zdjęć

Xanti

Miasto zamieszkałe przez mniejszość muzułmańską: Turków i bułgarskich Pomaków, według przewodnika ma nietypową (jak na Grecję) architekturę, a mieszkanki ponoć mają zwyczaj chadzać na co dzień w strojach regionalnych. Postanowiliśmy skonfrontować opisy przewodnika z rzeczywistością. Wjechaliśmy do miasta i… architektura zupełnie normalna, apartamentowce. Kobiety też ubrane normalnie. Zajrzeliśmy do hotelu, recepcjonista bardzo uprzejmie podał nam mapę miasta na której zaznaczył drogę do „old town”. Dotarliśmy tam i… znowu apartamentowce. No dobra, co któryś budynek to kamienica w stanie nie nadającym się do zamieszkania. Zastanawia czy to nie sprawka deweloperów, czekają aż się budynek rozsypie, a następnie stawiają apartamentowce. Spacerując wśród apartamentowców, wypatrzyliśmy minaret. Postanowiliśmy tam zajrzeć. I tak trafiliśmy do dzielnicy muzułmańskiej. Architektura faktycznie się zmieniła. Budynki niższe, ale zdecydowanie sympatyczniejsze w odbiorze. Im wyżej, tym bardziej malownicze acz zamieszkane rudery, za to z antenami satelitarnymi. Zdecydowanie ciekawsza okolica. Stroje regionalne i owszem były, ale wydaje się, że są one również „regionalne” w wielu miastach Europy zachodniej: długa spódnica, bluzka zakrywająca ramiona, chusta zasłaniająca głowę. I wierz tu człowieku przewodnikom!
 
poprzedni
następny

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.