2014
Z Dniem Kobiet W. miał problem bo Erynia kręciła nosem na wszystkie jego wymysły. W końcu jednak udało mu się wymyślić coś co było spełnieniem jej marzeń… trasę do Tarnowskich Gór.
Jakieś pół roku temu, Erynia zarzekała się na wszystkie świętości, że ta „lepsza” zachodnia Europa nie interesuje jej jako kierunek wakacyjno-urlopowy. Nigdy nie mów nigdy.
Tym razem to Erynię zaprosiła dawno nie widziana koleżanka K. z… Danii.
Oczywiście Erynia nie byłaby sobą gdyby nie wymyśliła czegoś „po drodze”. Padło na Lubekę.
Danię zaczęliśmy zwiedzać od Tønder, był to też początek kontaktów z duńskimi cenami.
Następnie rzuciliśmy okiem na Morze Wattowe, Rømø i Ribe.
Kolejne dni przeznaczyliśmy na kierunek wschodni odwiedzając miasto Andersena – Odense (po drodze i Fredericię) i północny – od Grenen do Aalborg.
Ponieważ zrezygnowaliśmy z odwiedzenia Kopenhagi pozostały nam do obejrzenia centralna i wschodnia część Danii „kontynentalnej”. Wyskoczyliśmy więc najpierw do Viborga a później skręciliśmy na zachód w kierunku Nissum Fjord. W kolejne dni dwa razy objechaliśmy Ringkøbing Fjord, raz w prawo raz w lewo.
Następnego dnia opuściliśmy Danię.
W. zarzekał się, że „never ever more” – a jak już zaczyna mówić po angielsku… Jedyne ciepłe miejsce to atmosfera domu K., po drogach nie da się jeździć, a jedzenie drogie.
Na początku czerwca wypadł nam wyjazd do Wrocławia. Postanowiliśmy „po drodze” obejrzeć parę ciekawych miejsc Opolszczyzny.
Dlaczego tym razem nas tam poniosło – nie wiadomo. Może dlatego, że sztuką samą w sobie jest odwiedzić dwie stolice w jeden dzień (bez użycia samolotu!). Chociaż właściwie to trzy, wszak Bratysława jest miastem, które w swej historii było stolicą dwóch różnych państw – Słowacji i Węgier. a może dlatego, że Erynia wymyśliła sobie po prostu odwiedzenie, w okolicach Święta Bożego Ciała, stolicy Słowacji – Bratysławy, a „przy okazji” i Wiednia.
Wracając zahaczyliśmy o Małe Karpaty.
W sierpniu, w ramach odwiedzania najbliższych okolic, wstąpiliśmy do najgłębszej udostępnionej do zwiedzania kopalni-muzeum, kopalni „Guido” w Zabrzu.
Po zeszłorocznej deklaracji miłosnej W., nie ulegało wątpliwości, gdzie spędzimy kolejne wakacje. Erynii udało się jedynie wymóc obejrzenie „przy okazji” Armenii.
No i została Transalpina – niezrealizowany cel sprzed kilku lat.
Ideą fix W. były herbaciane pola (i krzaki). Po parudniowych poszukiwaniach herbaty, traktem południowym wyruszyliśmy w kierunku Armenii, rozpoczynając zwiedzanie od ciekawych miejsc na jej północnym-zachodzie.
Parę dni spędziliśmy w Erywaniu, by w końcu ruszyć na południe. Po obejrzeniu monasteru w Tatew ruszyliśmy w okolicę Sewanu a następnie wróciliśmy na północ Armenii zwiedzając przy okazji obiekty z listy UNESCO, chociaż nie tylko. Po powrocie do Gruzji, wraz z Anną i Arturem, pokrążyliśmy po dolinie jeziora Calka (Chrami) oglądając megality, cerkwie, karawanseraje i pozostałości wymarłych kultur.
A następnie, po zjechaniu po wariackiej ścieżce do Wardzii, popałętaliśmy się trochę po gruzińskiej odnodze jedwabnego szlaku.
W Turcji samochód trochę skrócił nam zwiedzanie. Ale i tak spędziliśmy ciekawie czas w stolicy pontyjskich królów – Amasyi.
Przejechaliśmy prawie 8200 kilometrów, zrobiliśmy ponad 5000 zdjęć, wrażenia były bardzo różnorodne…
Z powodów rodzinnych wypadł nam wyjazd do Węgierskiej Górki. Zastanawialiśmy się nad kilkudniowym poszwendaniem się po okolicy ale i pogoda, i obowiązki nie sprzyjały więc w końcu jedynie rzuciliśmy okiem na Żywiec i Węgierską Górkę.
Jednym z lepszych środków terapeutycznych jest dla Erynii pobyt u Bratanków. Dlatego też gdy poczuła potrzebę odnowienia, uspokojenia i powrotu do siebie (Erynia powiedziała „Potrzebuję się zresetować.”) jasnym było, że padnie na Węgry. Drobna dyskusja wywiązała się jedynie w kwestii rejonu tego pięknego kraju, który mamy tym razem odwiedzić. Wygrała Baranya „bo tam nas jeszcze nie było” a i jest to region winiarski – co też miało swoje znaczenie! No i tak pod koniec roku tradycji stało się zadość – odwiedziliśmy Węgry.
Wyjazd ten charakteryzował się próbami zrównoważenia doznań estetycznych związanych z winem doznaniami związanymi z oglądaniem architektury.
Na pierwszy ogień poszły Szigetvár i Pécs (Pecz).
Kontynuacja opisu tego wyjazdu na stronie roku 2015.