znalezieniu miejsca parkingowego mieliśmy okazję jedynie pooglądać architekturę z zewnątrz i zjeść coś w Highway 66. Stek po amerykańsku był najtańszym „przyzwoitym” (w mniemaniu W.) daniem w mieście, a i tak kosztował 79DDK(44zł). Doszliśmy do wniosku, że Duńczycy nie chcą by obcy zachwycali się ich potrawami dlatego stosują ceny zaporowe na rodzime jedzenie – W. doprowadzał Erynię do białej gorączki pokazując jej ceny w sklepach i na potykaczach. Z bardziej obiektywnych źródeł dowiedzieliśmy się, że duńskie związki zawodowe wywalczyły potężne stawki godzinowe dla pracowników, co też może mieć przełożenie na ceny krajowych produktów. Dla Polaka Dania może być krajem do zarabiania pieniędzy, ale nie do ich wydawania (gdy zarabia się w okolicy średniej krajowej w Polsce). Po poszwendaniu się po uliczkach Aalborga postanowiliśmy wrócić do Skjern.
W drodze powrotnej W. uzgodnił z Erynią co można zapamiętać z Danii:
- przepisy ruchu drogowego prowadzące do zachowań niebezpiecznych dla życia lub kieszeni,
- brak bilbordów i reklam przy drogach,
- wszechobecny smród gnojówki na polach
- droga żywność.
No dobra, jeszcze krzesła Wegnera, cudne wydmy i plaże, wszechobecne wiatraki, rzepakowe pola, malownicze miasteczka. Reszta jest na dalszych miejscach.
Wracając do Aalborga, to dość duże (jak na Danię) portowe miasto z bardziej współczesną architekturą, ale i ta niewielka starówka, którą przeszliśmy, miała swój urok. Z drugiej strony, to pierwsze miasto w którym poczuliśmy się „swojsko” – mury i witryny gdzieniegdzie zalepione reklamami, brudne trotuary, dużo śmieci na chodnikach i trawnikach – Duńczycy namiętnie robią pikniki w parkach, na zielonej trawce. Pomysł zaiste chwalebny (sami korzystaliśmy), ale wypadałoby czasem po sobie posprzątać.
Wracając do Aalborga, to dość duże (jak na Danię) portowe miasto z bardziej współczesną architekturą, ale i ta niewielka starówka, którą przeszliśmy, miała swój urok. Z drugiej strony, to pierwsze miasto w którym poczuliśmy się „swojsko” – mury i witryny gdzieniegdzie zalepione reklamami, brudne trotuary, dużo śmieci na chodnikach i trawnikach – Duńczycy namiętnie robią pikniki w parkach, na zielonej trawce. Pomysł zaiste chwalebny (sami korzystaliśmy), ale wypadałoby czasem po sobie posprzątać.