browser icon
Używasz niezabezpieczonej wersji przeglądarki internetowej . Należy zaktualizować przeglądarkę!
Korzystanie z przestarzałej przeglądarki sprawia, że komputer nie jest zabezpieczony. Proszę zaktualizować przeglądarkę lub zainstaluj nowszą przeglądarkę.

herbaciane okolice Batumi

do albumu zdjęć

pola i fabryki herbaty

Na pierwszy ogień poszło rzecz jasna Batumi. Nie mogliśmy sobie darować wizyty oraz noclegu u Daro i Iriny. Mieliśmy również ochotę na wizytę w polskim barze Reggae w Gonio – niestety zastaliśmy zastawione drzwi i żadnej kartki z informacją o godzinach otwarcia. Dopiero później, dowiedzieliśmy się od Anny z Oblicz Gruzji, że bar zaczyna działalność po południu i działa do wczesnych godzin rannych. Kiedyś ludzie muszą odsypiać… Po krótkim spacerku po plaży, wróciliśmy do Batumi. Tym razem zrealizowaliśmy pozostałe punkty programu: bankomat, karty do telefonu Geocell i wyczekiwaną od roku kolację w „Shumeruli”. Ku naszemu zdumieniu, w Geocell bez problemu dogadaliśmy się po angielsku. Co więcej, można już doładowywać konto przelewem z Polski (co najmniej na kwotę 1 lari co 4 miesiące), co zapobiegnie wygaśnięciu numeru. Będzie jak znalazł na kolejne wakacje… Oprócz tego zaproponowano nam pakiet z turystyczny z internetem za 30lari. W. skorzystał.
W Shumeruli z kolei objedliśmy się dziko: cudowne chinkali, badridżiani czyli bakłażany z sosem orzechowym baże i chaczapuri z serem sulguni zapiekane na szpadce (Naszampuri). Dzień zakończyła telefoniczna pogawędka informacyjno-zapoznawcza z Anną i Erynia padła jak sznyta po 21:00. W. – jak to W. – śpi kiedy musi, albo kiedy nie ma nic do roboty, a teraz musiał jeszcze skonfigurować internet, blokując wszystkie automatyczne upgrady.
Dzień zaczęliśmy leniwie późnym śniadaniem z Gospodyniami. Następnie One udały się do pracy, a my na poszukiwanie gruzińskiej herbaty. Wbrew pozorom nie było to „A la recherche du temps perdu” („W poszukiwaniu straconego czasu”). Pola herbaciane oglądaliśmy co prawda z daleka, ale fabryczka herbaciana w Chakvi jak najbardziej jest i działa, chociaż wirtualnie nie można tego stwierdzić z braku strony internetowej. Mieliśmy szczęście, bo przez 2 letnie miesiące była przerwa w produkcji i dopiero od wczoraj (01.09.) ruszyła produkcja. Mieliśmy również szczęście trafić na pochodzącego z Dagestanu Szamila Bułatowa, dyrektora fabryki. Nie dość że oprowadził nas po produkcji i sprezentował nam trzy dwukilogramowe cegiełki zielonej herbaty to jeszcze ze szczegółami opisał jak należy przygotować gruziński czaj (na modłę dagestańską).
A to sprawa nieprosta:

Najpierw „cegłę” należy podsuszyć w piekarniku – to się rozsypie. Nie przesadzać z temperaturą, powinna wynosić: 105÷120°C. Następnie 20÷30gram suchej zielonej herbaty zalać 1 litrem wody, podgrzać do wrzenia, pogotować 2÷3minut i odcedzić. Do wywaru dodać 600ml mleka, trochę masła i trochę soli – jak ktoś lubi to jeszcze szczyptę pieprzu – i pogotować 2 minuty. Tak przygotowana herbata daje mężczyznom siłę, a kobietom mleko gdy po porodzie im go brakuje.

Sama fabryczka założona była ze sto lat temu i z początku nadzorowana przez chińskich specjalistów. Obecnie niestety wygląda na ruinę, plantacji jest mało. Zresztą nic dziwnego: uderzyły w nich rosyjskie sankcje bo wcześniej dostarczali towar masowo do szkół, szpitali i tiurm (sic!), a teraz Rosja nie bierze tego towaru (czyżby tiurmy zamknęli?). Z kolei Europa Zachodnia nie chce kupować ich herbat. Za to my popróbujemy. Szamil dał nam jeszcze namiary do producenta czarnej herbaty w Ozurgeti.
(przepraszamy za jakość zdjęć z fabryk herbaty, ale wykonywane one były „w biegu” przy dosyć nienajlepszym oświetleniu)
Po południu wyskoczyliśmy do Gonio i tym razem „bar wzięty”, a konkretnie otwarty i pełen ludzi, głównie z Polski. Właściciele mili i pozytywnie zakręceni na punkcie Gruzji. Po powrocie z plaży zostaliśmy zapędzeni do roboty – supra się szykowała. Na stole pojawiły się chinkali (w których mieliśmy skromny acz „znaczący” udział), badridżiani, mczadi, sałatka pomidorowa, papryka faszerowana sosem baże, a na koniec biała gotowana kukurydza. Wszystko podlane domowym kachetyjskim winem. Wina było dwa rodzaje: jedno młode jeszcze nieodstane, drugie trochę starsze, już odstane ze specyficznym posmakiem kvevri. Pić się dało chociaż Irinę odrobinę wykręcało.
W trakcie supry pojawiły się przyjaciółki gospodyń i pogaduszki ciągnęły się do późna w nocy. Jedna ze znajomych – Tea – pracuje w Ankarze i powiedziała, że nic się ostatnimi czasy w zasadach życia nie zmieniło, mamy nadzieję, że nadal tak pozostanie.
Następnego dnia rano, przy śniadaniu kontynuowaliśmy rozmowę na tematy gospodarcze i nie tylko – była ciekawa. Po śniadaniu postanowiliśmy (czyt.: W. postanowił) prowadzić dalej poszukiwania gruzińskich herbat – tym razem w Ozurgeti. A to już Guria. Co prawda niezbyt daleko od Batumi (około 40km), ale już inny region. I jak tylko przekroczyliśmy granicę regionów pojawiły się, wreszcie, herbaciane pola. Niektóre zadbane inne poprzerastane paprociami, ale były prawie wszędzie. W. był ukontentowany. Znalazł nawet parę nasion. W Ozurgeti „koniec języka za przewodnika” i trafiliśmy do fabryki herbaty ზვანის ჩაის ფაბრიკა (Zvanis Tea Factory) (nie potrafimy zlokalizować firmy, w internecie znikła nawet z wyszukiwarki firm (w 2017 r.)shps geoplant-ozurgeti. Poniżej umieszczamy lokalizację.).

fabryka herbaty w Ozurgeti

Pokierował nami napotkany Gruzin – sami byśmy pewnie nie trafili. Po przyjeździe na miejsce nasz przewodnik pogawędził z pracownikami, którzy zadzwonili po dyrektora. Dyrektor Murman Goczaleiliszwili (chyba dobrze zapisaliśmy) pojawił się w parę minut i oprowadził nas po zakładzie. Produkcja miała ruszyć po 14., więc tylko porozmawialiśmy na tematy herbaty i Polski. Tak się bowiem złożyło, że Murman stacjonował w Polsce będąc w radzieckim wojsku 1978 roku i nawet miał okazję spotkać Papieża. Wspominał też wspólną służbę z Rosjanami, Rumunami i Niemcami. A po zwiedzaniu fabryki i rozmowach poczęstował nas i zieloną, i czarną herbatą. Dobre były! Po wzajemnych uprzejmościach opuściliśmy, już zaprzyjaźnioną, fabrykę i ruszyliśmy w kierunku centrum miasta.
Ozurgeti

Ozurgeti

Miasto, będące stolicą regionu Guria, robiło miejscami przygnębiające wrażenie. Wielki teatr i mała uboga cerkiew, przeszklona, nowoczesna i prawie pusta kawiarnia, a obok zrujnowany hotel miejski, piękny posterunek policji i odrapane budynki wokół centrum. W. zastanawiał się czy tak wyglądają wszystkie miasta przez które przeszła Rosja?!, ale to jeszcze nie był koniec przygnębiających refleksji. Po rzuceniu okiem na centrum Ozurgeti W. zadzwonił pod numer podany nam przez Szamila. Fuksiarz – po około pół godziny pojawił się Timur – właściciel fabryczki herbaty i biznesmen inwestor. Droga do jego firmy była tak „gruzińska”, że od połowy przesiedliśmy się do jego wozu. W. chętnie by pojechał dalej, ale przekonał go argument o kurzu w którym musiałby jechać. Droga wiodła wśród pól i osad wyglądających jak po wojnie – opuszczone domy bez szyb, a te w których mieszkali ludzie też trzymały się „na słowo honoru”. A widać było przy tym, że domy te były (kiedyś) urokliwe w formie. W końcu, po około 20 km dojechaliśmy do „małej fabryczki”. Timur kupił ją wraz z plantacją herbaty dwa lata temu i właściwie jeszcze ją remontuje. Za to produkcja idzie, może i nieśpiesznie, ale z nastawieniem na jakość. Nie do końca wszystko zrozumieliśmy i nie do końca zdaje nam się, że powinniśmy pisać o wszystkim co zrozumieliśmy, bo stosunki gospodarcze panujące w Gruzji mogłyby źle wpłynąć na biznes. A byłoby co popsuć! (urzędnicy to potrafią) My skupimy się więc na opisie technologii produkcji herbaty. Aż dziwne jak jest prosta. Po zbiorze liści – maszynowo lub ręcznie (ta jest droższa bo kobiety otrzymują około 5$ dziennie) liście są rolowane kolejno w kilku maszynach. Później w specjalnym bębnie poddawane są fermentacji (ok.0,5h) i suszeniu (ok.1,5h), a następnie sortowaniu na sitach. Cały proces trwa około 3h na partię. Mieliśmy okazję pooglądać różne „sorty” herbaty. Najtańsza to „ta dla Liptona” (2$/kg), a najdroższa dla odbiorców w Jordanii/Azerbejdżanu (50$/kg). Timur chciałby wejść również na polski rynek (już na nim był kiedyś) i poszukuje godnego zaufania człowieka w Polsce – obiecaliśmy spróbować mu pomóc takiego znaleźć. Wbrew pozorom, gruzińska herbata jest obecna na polskim rynku. Ponoć gorszy sort jest u nas mieszany z herbatą z Indii – o porównywalnej (lub gorszej) jakości za to droższą. Rzecz jasna całość przedstawiana jest jako „made in India”. Rozmowa przeciągnęła się do wieczora – przy dobrej, świeżo parzonej herbacie „najlepszego sorta”. Na drogę dostaliśmy też trochę tej herbaty. Erynia przez połowę drogi powrotnej powtarzała „ty to jesteś fuksiarz”. Drugie pół już nie było takie fuksiaste – zaczął mżyć deszczyk i nie dało się zrobić nocnych zdjęć Batumi – a Batumi jest nocą bardzo kolorowe.
A poniżej dwa nasze filmy z dwóch firm produkujących gruzińską herbatę:
 
.

produkcja gruzińskich herbat


 

Podkład muzyczny „Nanuliabesadze - Batums katkatas”
udostępniony przez Georgian folk music instruments

poprzedni
następny

7 odpowiedzi na herbaciane okolice Batumi

  1. Marcin

    Hej! Dziękuję za odwiedziny u mnie 🙂 ja sobie przywiozlem z Gruzji dwie paczki herbaty gurieli 🙂

  2. W.

    odpowiadamy zbiorczo:
    … i będzie więcej. Już przygotowujemy następne: i opisy, i zdjęcia, ale jest z tym trochę roboty 😉

  3. cichal

    Po przeczytaniu Ewa powiedziała “jedziemy do Gruzji” Byłem tam pół wieku temu, ale tylko na wybrzeżu. Czekamy na zdjęcia. Dziękujemy.
    Ewa&Janusz

  4. bajarka

    Ja także przywiozłam sobie kilka rodzajów gruzińskiej herbaty, może nie tyle sobie, bo nie jestem jej amatorką, ile na prezenty. Czekam na zdjęcia, pozdrawiam.

  5. Jaruta

    Ewo, Witku – ja chcę więcej!
    Pozdrawiam
    Jaruta

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.