słowackie ceramiki i wina
Po błękicie przyszła pora na Pezinok. Miał tam być zamek z Narodowym Salonem Win. I owszem był zamek, a w podwórzu, zamknięta (od 22.06. do 24.06) jakaś winiarnia. Całość wyglądająca jak za czasów Gomółki gdy zamki przejmowały PGRy. „Przelatujący” po podwórcu ludzie też jakby nieskorzy do kontaktów. Zniechęceni ruszyliśmy dalej do Modrej – pooglądać słowackie ceramiki. I znowu efekt słowackiej niedzieli – wszystko zamknięte. Na szczęście Hotel Majolika był otwarty – jak to hotel – a przy hotelu (na bazie środków państwowych, a może i Unijnych – do końca nie zrozumieliśmy) utrzymywane jest muzeum majoliki. Recepcjonistka oprowadziła nas i opowiedziała o historii tego miejsca. Kolejnym punktem trasy miał być Hrad Červený Kameň, ale W. zoczył nagle po lewej stronie trasy jakiś futurystyczny budynek i reklamę z butelką i napisem Elesko Wine Park. Zadecydował, skręcając kierownicą, „jak już tu jesteśmy to trzeba spróbować win słowackich”. Dotychczas nie mieliśmy o nich najlepszego mniemania więc tak trochę ryzykował, ale ryzyko się opłaciło. Trafiliśmy na naprawdę wyśmienitą winiarnię i równie dobre wina. Bo winiarnia to nie tylko napój, ale i obsługa, która potrafi o winie mówić i o winie słuchać. A w Elesko potrafiono zadbać i o jedno, i o drugie. Bardzo miły i kompetentny, choć młody wiekiem, sommelier dopieścił nas i pod względem opisu win, i kulturalną obsługą. W zamian podrzuciliśmy mu parę ciekawostek z innych odwiedzanych przez nas winiarni. Degustacja win (głównie Erynia) była tak ciekawa, że umknęła nam pozostała część oferty – Zoya Muzeum i Restauracja.
{Opis win z degustacji}
Nie powiemy ile żeśmy wydali na wina, ale te kilka butelek warte były swojej ceny. Przed odpaleniem silnika W. przetestował się, tak na wszelki wypadek, alkomatem (wreszcie się przydał). Wynik 0.00 pozwolił mu jechać dalej. Za parę kilometrów nastąpił jednak kolejny nieplanowany przystanek. Tym razem była to Dubová, Hlavná 95/2 (skrzyżowanie z Družstevná). Oczywiście – co pasuje do wina? Sery! I tutaj właśnie, w małym starym niebieskim domku były sery kozie. Właściciel przyznał się do posiadania 100 kóz, do serów już się przyznawać nie musiał – kupiliśmy. Trochę inny był adres na etykiecie sera: Marek Jakubec; Zámocká 33, ale w końcu czy każdy musi mieszkać w firmie. Wina swojej produkcji oferował także, ale wyczerpaliśmy już (niestety) budżet na alkohole. Patrząc po stronie internetowej firma/farma/winiarnia wygląda całkiem całkiem. Ktoś tu miał dobrego nosa (i nogę na hamulcu). Trzeba się będzie zastanowić nad dłuższymi odwiedzinami Małych Karpat.
Mimo nieplanowanych postojów w końcu dotarliśmy do Grodu Czerwonego Kamienia. Znajomi opowiadali Erynii, że słowackie zamki dobrze wyglądają z zewnątrz i z daleka. Z bliska widać, że są „jak nowe”. I tutaj opinia ta też się potwierdziła. Za to przy zamku znajdowała się ekspozycja (i sprzedaż) win słowackich z Małych Karpat. Wina były może mniej markowe niż w Elesko, może i tańsze, ale także potwierdziły konieczność zmiany naszego spojrzenia na słowackie wina. Przy okazji nóż się w kieszeni otwiera na „nasze” władze, które nie chcą (nie potrafią? są przekupione?) umożliwić łatwego i szybkiego rozwoju małych firm winiarskich i tych produkujących cydr w Polsce. A może wprost przeciwnie – nikt im nie dał „w łapę” więc co się będą wysilać… „rząd się sam wyżywi”. Po degustacjach i zwiedzaniach nadszedł czas powrotu.
Wpisany pod 2014, fortyfikacje, muzea, sery, Słowacja, świątynie, wina
Brak komentarzy do słowackie ceramiki i wina
Brak komentarzy do słowackie ceramiki i wina