browser icon
Używasz niezabezpieczonej wersji przeglądarki internetowej . Należy zaktualizować przeglądarkę!
Korzystanie z przestarzałej przeglądarki sprawia, że komputer nie jest zabezpieczony. Proszę zaktualizować przeglądarkę lub zainstaluj nowszą przeglądarkę.

Serbia i Macedonia

4500 km po Bałkanach (1)
W drogę wyjechaliśmy, jak zwykle wieczorem, wybierając pośród wielu dróg, drogę przez Słowację, Węgry i Serbię. Nocą przejechaliśmy trasę aż do Serbii, tak że do samego Belgradu nie działo się nic godnego uwagi.
do albumu zdjęć

Serbia i Macedonia

Za to w stolicy wypatrzyliśmy mały targ tuż przy trasie — Rolnicze Targowisko „Dusanovac”. No może nie był on taki mały. Odruchowo skręciliśmy, parkowanie, wymiana 10 euro w pobliskim kantorze i idziemy „zaszaleć” owocowo-warzywnie (melony, brzoskwinie, ostre papryczki, sery). Przy targu rzuciła nam się w oczy mała knajpka w stylu rustykalno-spelunkowatym, „obsadzona” przez osobników płci męskiej w różnym wieku. Nie mogłam się oprzeć – weszliśmy tam. W środku, poza ciekawym wyglądem można było dostać tylko alkohole i soki. Ze względu na dalszą trasę poprzestaliśmy na sokach. W knajpie, swoimi zachwytami zwróciliśmy na siebie uwagę właściciela siedzącego przy jednym ze stoliczków. Podszedł, przedstawił się jako Bata Simić (Slobodan – Bata Simić) i zaczął opowiadać o swoim życiu. Zanim założył knajpę był kapitanem lotnictwa, służył w wojsku. Kilka lat spędził w ZSRR ucząc się latać na MIG-ach. Po przejściu do rezerwy chciał stworzyć miejsce, w którym mógłby się spotkać z przyjaciółmi z całego świata. I stworzył. Przy okazji miejsce to stało się w pewnym sensie muzeum jego rodziny. Tam każda rzecz na półce czy ścianie miała swoją historię.
Bata Simić wśród eksponatów

Bata Simić

Bata z wielkim zaangażowaniem i radością w oczach pokazał nam wszystko opisując eksponaty w stylu: „[…] To jest strój góralski dziadka […] ma 100 lat. Ta strzelba należała do pradziadka […] ma 150 lat. Pradziadek walczył nią w czasie wojny. Ten kilim zrobiła moja mama pod okiem babci. Ma 80 lat.” itd. itp. Następnie zabrał nas do sąsiadującej z knajpką piekarni (również należy do niego) gdzie z podobną ekspresją przedstawił nam swoich pracowników: „to jest mój najlepszy pracownik […] mistrz, ma złote ręce”. Pokazał nam piec (opalany drewnem) i obdarował bochenkami wyśmienitego chleba. Na koniec zabrał nas do kolejnego swojego sklepu. Tym razem spożywczego i przedstawił żonie. Podejrzewam, że gdyby nie to, że musieliśmy ruszać dalej, nie wyszlibyśmy stamtąd wcześniej niż po trzech dniach i niekoniecznie trzeźwi.
obrazki z drogi

obrazki z drogi

Dalej ruszyliśmy do Macedonii. Piękne trasy, zdjęcia tego nie oddają, i rzecz jasna serpentyny. Po drodze znów trafił się targ. Tam dla odmiany zaopatrzyliśmy się w winogrona. Olbrzymie, słodkie, z wyraźnym posmakiem miodu, a jakie soczyste! Pychota. A tu tymczasem zaczął zmrok zapadać i za kierownicę wziął się W. Do granicy Greckiej dojechaliśmy dosyć późno,
wodopój przy postoju

wodopój przy postoju

ale zdziwienie w nas wzbudziła szybkość odprawy celnej, i to na granicy unijnej. Praktycznie tylko pokazaliśmy paszporty i machnęli, żeby jechać. Mieliśmy nadzieję dojechać do samych Meteorów jednak W. nie dał rady i jakieś 30 kilometrów przed wynalazł miejsce do zaparkowania przy nowopowstającym „punkcie obsługi turystów” i przespaliśmy tam parę godzin.
poprzedni
następny

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.