Sinop i rzekł: „Tam muszą być piękne widoki”. I były. Według legendy miasto to założyły Amazonki, a nazwę nadano mu na cześć ich królowej Sinope. Żródła mówią, że początkowo była to osada Hetytów, a później, w VII w. p.n.e., już miasto założyli Grecy z Miletu. Potem już poszło łatwo, miejsce było dobrze wybrane. My do miasta wjechaliśmy o tak wczesnej porze, że jeszcze załapaliśmy się na śniadanie w restauracji w porcie. Syci i opici herbatą (czujny kelner hojnie ją dolewał), poszliśmy na rekonesans. Informacja Turystyczna (IT) w porcie była zamknięta. Ludzie w mieście raczej nie mówią w językach obcych – przykra odmiana po Gruzji – ale z pomocą celników daliśmy radę. Erynia pomyliła się przekładając waluty i dziwiła się dlaczego ma takie wysokie nominały i dlaczego do toalet wpuszczają ją za darmo, nie mając wydać. Okazało się, że próbowała płacić forintami, Na pierwszy ogień poszło muzeum etnograficzne, niestety zamknięte „bo poniedziałek”. Ale po sąsiedzku był mały meczet (Kefevî Camii) z pięknym starym cmentarzykiem, potem kolejne meczety, stary piękny budynek, który okazał się komisariatem policji (zgodnie z mapą miał być w tym miejscu zamek), po którymś z kolei meczecie – największym w mieście Alaüddin (Alaeddin-Ulu Cami) Camisi – doszliśmy w końcu do IT w centrum, gdzie zobaczyliśmy… „zachustczoną” niewiastę przy krosnach. Trochę zgłupieliśmy na ten widok. Pani odeszła od krosien i przyzwoitym angielskim zapewniła nas, że dobrze trafiliśmy. Dostaliśmy plan miasta, informację co możemy zobaczyć i ruszyliśmy na podbój miasta. Na pierwszy ogień poszło stare więzienie, obecnie muzeum (3D). Robi wrażenie, zwłaszcza że umieszczone było wewnątrz umocnień istniejących w tym miejscu od 4000 lat. W sposób udokumentowany twierdza istniała tu od 1214 r. Ciekawe były również łaźnie tureckie, gdzie wpuszczono nas „pooglądać”, chcąc namówić na kabinę prywatną z masażem. Z braku czasu nie skorzystaliśmy. Porozumiewaliśmy się przez Google Translatora z języka angielskiego na turecki bo w lokalizacji tureckiej nie ma on w swych opcjach języka polskiego. Napojeni herbatą poszliśmy oglądać kolejne widoki na port z murów. Po zejściu z murów w tureckim „fastfoodzie” zjedliśmy köfte – smaczne lecz nie powalające. Za to parę metrów dalej w cukiernio-lodziarni objedliśmy się pysznymi, robionymi w starej maszynie lodami. Erynia zrozumiała, dlaczego W. pamiętając z dzieciństwa tamten smak, prawie nie rusza lodów w Polsce. A wybraliśmy z każdego smaku „po trochę” – trudno to było nazwać gałkami, bo ekspedientka nakładała szpatułką, a następnie ważyła – lody były „na wagę”. (na cenę nie patrzyliśmy – stosunek jakości do ceny był zbyt korzystny!)
Pojedzeni, niechętnie opuszczając miasto powoli wróciliśmy do samochodu i ruszyliśmy w dalszą trasę.
Droga w zasadzie przypominała tę do Amasyi – serpentynki, a właściwie wyłącznie zakręty, prawie bez odcinków prostych – z tym że był dzień, świeciło słońce, prawie nie jeździły inne samochody, a na dodatek jechaliśmy brzegiem morza. Ale i tutaj dochodził element generujący adrenalinę: drogi miały szerokość dwóch samochodów osobowych, bez poboczy i barierek, czasami z odcinkami „droga w naprawie”, a jechaliśmy po zboczach gór to zjeżdżając na poziom morza to „wspinając się” na wysokość do 250 m przy nachyleniach około 10%. Spotkaliśmy co prawda parę ciężarówek, ale jak na 320 kilometrów zakrętów to dało się wytrzymać. Widoki za to były przecudne. Oglądała je głównie Erynia – o ile akurat nie miała zamkniętych oczu – W. raczej wpatrywał się w drogę większość trasy jadąc z prędkością 30-40 km na godzinę, głównie na drugim i trzecim biegu, co normalnie mu się nie zdarza. Dobre humory nam przeszły, gdy zapadł zmrok. Nadal było wąsko, sporo robót drogowych, co kilka kilometrów ostrzeżenia o niebezpieczeństwie na drodze – w nocy zaczynało się robić naprawdę niemiło. Nie chcąc kusić licha postanowiliśmy zatrzymać się w pierwszej większej mieścinie. Padło na Cide. Przy wlocie do centrum, dostrzegliśmy pensjonat Huzur, gdzie wynajęliśmy pokój z łazienką (i Wi-Fi) za 60TRY. (uwaga: wyszukiwarka pokazuje niewłaściwe umiejscowienie hotelu, myśmy mieszkali [tutaj]). Po sąsiedzku, w restauracji BEDO-1 wcięliśmy po kebabie i szaszłyku baranim z dodatkami – były wyśmienite (po 15TRY), zrobiliśmy jeszcze drobne zakupy i poszliśmy spać. Przejechaliśmy tego dnia, po zwariowanych serpentynach, 250km, zostało jeszcze 70!
Rankiem kontynuowaliśmy podróż. Drogi były nadal zakręciaste, ale w świetle dziennym jechało się o wiele przyjemniej, robiąc co kawałek przerwy na obfotografowanie kolejnej malowniczej zatoczki. Po drodze zatrzymaliśmy się by obejrzeć warsztat szkutniczy (W. zauważył go w ostatniej chwili i wyhamował). W warsztacie zostaliśmy poczęstowani, oczywiście!… herbatą. Mieliśmy również okazję porozmawiać, gdyż jeden ze szkutników władał angielskim. W tym warsztacie, wszystkie jednostki (łodzie, stateczki, jachty) są robione wyłącznie z drewna. Dopiero wierzchnia warstwa kadłuba pokrywana jest żywicą, na podkładzie z maty szklanej, i malowana.
Dalsza droga była bardzo przyjemna, nowiutką dwupasmową drogą wdłuż brzegu morza (według GPS jechaliśmy po morzu), a na dodatek się rozpogodziło. Kolejny punkt trasy wymyślił W. Oglądając kiedyś mapę Turcji, wskazał na Sinop i trasa nadmorska
Wpisany pod 2013, fortyfikacje, muzea, świątynie, Turcja, wybrzeża
2 komentarze do Sinop i trasa nadmorska
2 komentarze do Sinop i trasa nadmorska
2 odpowiedzi na Sinop i trasa nadmorska
Dodaj komentarz Anuluj pisanie odpowiedzi
Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.
Szukaj
Kategorie
Lata
…komentarze.
- Erynia - Kozie sery i lenistwo
- w. - Kozie sery i lenistwo
- Pudelek - Kozie sery i lenistwo
- W. - Trzy winnice i wioska
- Mariusz Maślanka - Trzy winnice i wioska
- Erynia - Brno – spacer
- Asia - Brno – spacer
- W. - Do Brna
- Erynia - Do Brna
- Pudelek - Do Brna
- w. - Wisząca kładka i Zamek
- Pudelek - Wisząca kładka i Zamek
Galeria albumów
ogólne…
RODO
Przydasie
-
Nasze miejsca:
- Sanktuaria i kolej
- Dwa kościerskie muzea
- Płotowo i Lipusz
- Kozie sery i lenistwo
- Do Parszczenicy
- Brno – kości i piwo
- Špilberk
- Brno – muzeum i katedra
- Brno – spacer
- Do Brna
- Urodzinowa niespodzianka
- Winiarnia Begala
- Winiarnia Hornik
- Wisząca kładka i Zamek
- Winiarnia Macik
- Malá Tŕňa II
- Będzin – miasto i Żydzi
- Będzin – nerka i pałac
- Będzin – kirkut i zamek
- Dolní Kounice [2] i Veveří
- Dolní Kounice [1]
- Velké Pavlovice [3]
- Velké Pavlovice [2]
- Velké Pavlovice [1]
- Safranbolu i Hadrianopolis
- Divriği
- Karahan Tepe i Göbekli Tepe
- Herbata i Dara
- Most w Malabadi i Zerzevan Kalesi
- Koty i Ahtamar
- Van – muzeum i twierdza
- Pałac Ishaka Paszy i wodospad
- Śniadanie z kotem… i Kars
- Ardahan, Kars i Katerina
- Przez Goderdzi do Turcji
- Dom rodzinny i winiarnia
- Most i wodospad Machunceti
- Bazar, plaża i ogród botaniczny
- Park dendrologiczny
- Sameba
- W Batumi… deszcz
- Batumi po latach
- Poranek u Daro
- „Przejście/a” graniczne
- Do Sarpi, po latach
- Marina i dwa muzea
- Fort i muzeum fotografii
- Monte i dwa ogrody
- Klasztor i ciastka
- Muzeum i kościół São Pedro
- Blandy’s Wine Lodge
- Spacer… i owocki
- Spacer po Funchal
- Madera sanatoryjnie
- Galeria, osły, Kalawasos i Tochni
- Opactwo i Zamek
- Kirenia
- Salamina i Famagusta
- Larnaka
- Port w Amathous i Limassol
starsze w archiwum
Cichalu,
Wysłałam Ci odpowiedź na e-maila.
Erynio-Ewo
Zainfekowany przez Ciebie, też chciałbym zrobić taką trasę. Wdzięczny będę za parę informacji. Czy jechać samochodem? Lwią część drogi znam sprzed pół wieku. Może wynajmować na miejscu? Jakie były (ca) koszty transportu? Lepiej maj, czerwiec a może kwiecień? Pytam, bo nie wiem czy emerycka kieszeń zdzierży.
Dziękuję
Janusz Cichalewski