Kolejnym punktem trasy był ponoć najmniejszy w Bretanii porcik Merrien gdzie, oprócz zamkniętej ostrygarni, zobaczyliśmy stanowiska karabinowe z II wojny światowej. Zeszliśmy też na skałki pełne ostryg i innych skorupiaków, poprzestając na podziwianiu, a bez krwiożerczo-spożywczych zamiarów. Sam port to była długa wąska zatoka w której stacjonowały same jachty lub motorówki. Zabudowania portowe były nijakie. Dużo lepiej prezentowały się okoliczne domki, których obejrzeć niestety nie zdążyliśmy bo czas już się było zakwaterować. W Erdeven kwatera okazała się trochę gorsza i dużo mniejsza niż poprzednia. Wyposażenie było gorsze lub gorszej jakości, jedynie ogródek był znacząco bardziej interesujący. Fakt – była tańsza. Tuż obok domku przechodzi ścieżka wiodąca do megalitów przy polach, a później w lesie i dalej aż do Alignements de Kerzérho. Spędziliśmy wśród nich sporą część popołudnia. Oprócz nas „kontentował się” menhirami, trochę bardziej „naukowo”, „spirytualista”. Musi wyczuwszy sceptycyzm W., wysłał złe fluidy, dzięki którym trzasnął filtr polaryzacyjny w aparacie W. Przypomniały nam się Bałkany… Inna grupka „wierzących” trzymała się w kole za ręce, i zaproponowała nam dołączenie do swojego grona. Szczerze woleliśmy wygłaskać dogo-podobnego (acz mniejszego psa) o pięknym złocistobrązowym ubarwieniu, należącego do jednej z uczestniczek. Poza tym W. woli indywidualne kontakty z kamulcami. Oczywiście musiał gadać „głupoty” jak by już tutaj kiedyś bywał, ale Erynia przeszła nad tym do porządku dziennego. W drodze powrotnej trafiliśmy znów na „spirytualistę”, i tym razem usiłowaliśmy odgadnąć rodzaj i przeznaczenie dziwnego przyrządu chałupniczo sporządzonego z kryształów – kwarc i hematyt(?) – drucików miedzianych poskręcanych nad magnesem, bateryjki i świecącej na niebiesko diody. Pan z grubsza objaśnił, że miałby on mierzyć przepływy, a nawet „skręcanie się” energii, po czym zapytał czy jesteśmy z Rosji… Cóż, ostatnio nagminnie o to jesteśmy pytani (włączając w to tekst „wy gawaritje pa ruski” wymawiane z francuskim akcentem). W. z szerokim uśmiechem odparł (a Erynia z jeszcze szerszym przetłumaczyła), że jeśli jeszcze raz ktoś nas spyta czy jesteśmy z Rosji, to (w niczym nie ubliżając Rosjanom) niewątpliwie energia tego miejsca mierzalnie wzrośnie, a nawet zacznie się skręcać. Tym razem aparaty pozostały całe…
Podkład muzyczny: „Micamac Concerts Andro”
udostępniony przez Micamac – osobiście