Droga przez Rumunię i Węgry była leniwa, na granicy też prawie dwie godziny nudy, za to odrobinę adrenaliny dała nam jazda w deszczu po autostradzie węgierskiej, gdzie uprzejmy TIRowiec dając znaki światłami awaryjnymi zasugerował nam rezygnację z wyprzedzania, ponieważ pół lewego pasa zajmował rozbity ledwie co samochód osobowy. Reszta trasy przebiegła spokojne, choć Erynia coś mruczała o ciepełku miejscowym. W każdym razie około 17. zameldowaliśmy się w Ratce, na znanej już nam kwaterze. Dzięki problemom komunikacyjno-językowym (my po angielsku, właścicielka po niemiecku) kwaterowanie trochę trwało, tak że znaleźliśmy czas jedynie na przetestowanie restauracji Oroszlanos w Tallyi. Było bardzo smacznie (ach te strudle!) chociaż Ukraina i Rumunia przyzwyczaiły nas do niższych cen.
Dzień kolejny przeznaczyliśmy na „ochlej” (ups! – degustację win).
Zaczęliśmy od Patriciusa gdzie wina degustowała Erynia – W. z racji obowiązków „kierowniczych” mógł jedynie wąchać i oblizywać (się smakiem).
{Opis win z degustacji}
W efekcie po degustacji, w towarzystwie naszego ulubionego asystenta Adama Geri, Erynia miała 0,9‰ , a W. w okolicach 0,0‰. Degustacja jak zwykle zajęła nam około dwóch godzin, ale był to czas spędzony przyjemnie w miłym towarzystwie. Ponieważ zbliżyła się tymczasem pora obiadowa postanowiliśmy poszukać naszej ulubionej knajpki w Tokaju, ale wygląda na to, że zniknęła ona z krajobrazu restauracyjnego na dobre, wróciliśmy do zauważonej w pobliżu trasy tawerny Lebuj. Tam zjedliśmy tanio i obficie. Obfitość nie przysłużyła się jednak Erynii i mimo że jedzenie było bardzo smaczne zaczęła je odchorowywać. W. przeżył i chwaląc sobie smak i ilość gotów był na drugą z zaplanowanych degustacji – u Árvay’a w Ratce. I znowu spędziliśmy dwie godziny w miłym towarzystwie przy smakowitych winach. Tym razem Erynia robiła za abstynenta, ale i tak warto znów było porozmawiać z Angeliką.
{Opis win z degustacji}
Jednak wszystko co dobre (i złe) się kończy (dobre za szybko) więc i pobyt w Tokaju (regionie) skończył się za szybko, ale Erynia wynalazła jeszcze jeden pretekst by pozostać dłużej w tym regionie. Była to Biblioteka Kolegium Kalwińskiego, a przy okazji również zamek Rákóczego i architektura Imre Makovecza. Wszystko to w niedaleko Tokaju (miasta) w Sárospatak (pl. Szaroszpatak). Pogoda była słoneczna więc nawet oczekiwanie czterdziestu minut na kolejną turę zwiedzania z przewodnikiem nie było czymś strasznym – o ile wnętrza zamkowe mogliśmy sobie odpuścić to Biblioteki Erynia nie odpuściła. Może i zdążylibyśmy na turę wcześniejszą, ale W. zaparkował pomiędzy Domem Kultury (tymczasowo zastawionym straganami), a budynkami mieszkalnymi zaprojektowanymi przez Imre Makovecza i trochę nam zajęło ich oglądanie. Nie wiemy jak duża była poprzednia grupa zwiedzających, ale nam się trafiła wycieczka emerytek. Na szczęście biblioteka była na tyle duża, że udało się ją obejrzeć bez deptania ludziom po nogach (i wkładania im obiektywów w oczy), a było co oglądać. Co prawda „fonię” mieliśmy jedynie węgierską, ale od przewodniczki otrzymaliśmy opis w języku polskim – dostaliśmy również papućki! Przy Bibliotece było całkiem interesujące muzeum z wieloma nietypowymi eksponatami.
Na drugi ogień poszedł Zamek Rákóczego. Ponieważ zwiedzanie wnętrz było jedynie z przewodnikiem i o określonych godzinach (i drogo), a mieliśmy już trochę dość czekania to obejrzeliśmy go jedynie z zewnątrz oraz pospacerowaliśmy po nastrojowym parku. W pobliżu był również kościół zamkowy i choć wewnątrz nie był zbyt bogaty, ale trafiliśmy na chwilę gdy z kościelnej wieży zagrał nam karylion.
Po tak pięknie spędzonym dniu pozostała nam już tylko droga powrotna do Polski. W. przełączył się na tryb „słowacki” i nie łamał żadnych przepisów drogowych (nawet ograniczeń prędkości!) i może dlatego jedynie jako widzowie, mieliśmy okazję oglądać dwie interwencje „nieoznakowanych pojazdów policyjnych”. (W.: jedna policjantka była nawet ładna, tylko jakoś bardzo wkurzona)
Aby zrównoważyć te drogowe przejścia trzeba przyznać, że znaleźliśmy jeszcze jedno dobre „miejsce do jedzenia” niedaleko granicy dają jeść smacznie, tanio i w miłej atmosferze!
I nie było to jedyne dobre jedzenie „po drodze”. Już od Tylicza W. musiał jechać powoli „bo to musi być gdzieś tutaj”. I było – w Mochnaczce Wyżnej pod numerem 41 – Gospodarstwo Ekologiczne Ser-Gal, w którym można kupić wyśmienite sery! – kupiliśmy duuuuuużo.
Tokaj i Sárospatak
6 odpowiedzi na Tokaj i Sárospatak
Dodaj komentarz Anuluj pisanie odpowiedzi
This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.
Szukaj
Kategorie
Lata
…komentarze.
- Erynia - Alvernia Planet
- Alicja - Alvernia Planet
- w. - Wilamowice i Stara Wieś
- Pudelek - Wilamowice i Stara Wieś
- Erynia - Muzeum pożarnictwa w Alwerni
- Krystyna - Muzeum pożarnictwa w Alwerni
- w. - Wilamowice i Stara Wieś
- Alicja - Wilamowice i Stara Wieś
- w. - Muzeum Wilamowskie
- Pudelek - Muzeum Wilamowskie
- Erynia - Muzeum Wilamowskie
- w. - Muzeum Wilamowskie
Galeria albumów
ogólne…
RODO
Przydasie
-
Nasze miejsca:
- Alvernia Planet
- Muzeum pożarnictwa w Alwerni
- Wilamowice i Stara Wieś
- Muzeum Wilamowskie
- Alanya
- Altınbeşik i dwie wioski
- W górach Taurus
- Perge i Antalya
- Aspendos i Sillyon
- Side
- Wielkie żarcie
- Sanktuaria i kolej
- Dwa kościerskie muzea
- Płotowo i Lipusz
- Kozie sery i lenistwo
- Do Parszczenicy
- Brno – kości i piwo
- Špilberk
- Brno – muzeum i katedra
- Brno – spacer
- Do Brna
- Urodzinowa niespodzianka
- Winiarnia Begala
- Winiarnia Hornik
- Wisząca kładka i Zamek
- Winiarnia Macik
- Malá Tŕňa II
- Będzin – miasto i Żydzi
- Będzin – nerka i pałac
- Będzin – kirkut i zamek
- Dolní Kounice [2] i Veveří
- Dolní Kounice [1]
- Velké Pavlovice [3]
- Velké Pavlovice [2]
- Velké Pavlovice [1]
- Safranbolu i Hadrianopolis
- Divriği
- Karahan Tepe i Göbekli Tepe
- Herbata i Dara
- Most w Malabadi i Zerzevan Kalesi
- Koty i Ahtamar
- Van – muzeum i twierdza
- Pałac Ishaka Paszy i wodospad
- Śniadanie z kotem… i Kars
- Ardahan, Kars i Katerina
- Przez Goderdzi do Turcji
- Dom rodzinny i winiarnia
- Most i wodospad Machunceti
- Bazar, plaża i ogród botaniczny
- Park dendrologiczny
- Sameba
- W Batumi… deszcz
- Batumi po latach
- Poranek u Daro
- „Przejście/a” graniczne
- Do Sarpi, po latach
- Marina i dwa muzea
- Fort i muzeum fotografii
- Monte i dwa ogrody
- Klasztor i ciastka
starsze w archiwum
Niestety, ku naszemu zdumieniu czekaliśmy aż 2 godziny. Tym razem służby dokładnie sprawdzały każdy samochód. W zeszłym roku to był tylko pobieżny rzut oka na paszporty i szybkie machnięcie ręką. To se prędko ne vrati…
Ja tak liczę na ten rok, że akurat granicę da się szybko pokonać… bo 2 godzinach to na bałkańskich granicach nie spędzałem nigdy, zawsze to jakoś szło… ale może trzeba znowu pokazać swoją przydatność, podczas gdy migranci radośnie miną to wszystko bokiem…
Jeżeli pojedziesz nocą, jest szansa że postoisz krócej. My dojechaliśmy do granicy RU-HU w porze obiadowej i trafiliśmy na sporą kolejkę samochodów.
A w drugą stronę (na Rumunię) też były takie długie kolejki? Bo prawdopodobnie wracać będę inną granicą…
Z tego co pamiętam, w drugą stronę kolejki były mniejsze.
Na granicy straciliście aż 2 godziny?