browser icon
Używasz niezabezpieczonej wersji przeglądarki internetowej . Należy zaktualizować przeglądarkę!
Korzystanie z przestarzałej przeglądarki sprawia, że komputer nie jest zabezpieczony. Proszę zaktualizować przeglądarkę lub zainstaluj nowszą przeglądarkę.

Pokucie, Huculszczyzna i Bukowina

 
Hostel „Na kuti” („on the corner”), w którym mieszkaliśmy, prowadziło młode małżeństwo, dbając nie tylko o czystość pokojów, ale przede wszystkim o ciepłą i domową atmosferę. Tam naprawdę czuliśmy się serdecznie ugoszczeni i wręcz „zaopiekowani”, co wcale nie musi być normą w takich miejscach. Rankiem, po obfitym śniadaniu, dostaliśmy od Gospodarzy propozycję udania się z innymi gośćmi do Muzeum Pisanki. Propozycja na czasie, bo akurat polska majówka przypadła w tym roku na prawosławną Paschę (Wielkanoc). Co prawda muzeum było oficjalnie zamknięte (Wielka Sobota), ale Wiaczesław umówił się ze znajomym muzealnikiem… Niestety mieliśmy już w planach sobotni, tym razem dodatkowo przedświąteczny, jarmark w Kosowie i nie chcieliśmy tego sobie odpuścić.
Huculszczyzna

Huculszczyzna

Nie znamy zawartości muzeum, ale sam huculski targ – wszak jest to już Huculszczyzna – był wart spędzonego tam czasu. Poza typowymi rzeczami, sprzedawanymi również u nas, trafiliśmy na przedświąteczne wypieki (chleby, baby), koszyki wiklinowe i bukszpanowe, pisanki w różnej postaci, stare i nowe stroje huculskie i ukraińskie (haftowane koszule, serdaki, kierpce, czepce, kapelusze),
do albumu zdjęć

targ w Kosowie

starocie powyciągane ze strychów… Erynia tradycyjnie wpadła w amok fotograficzny, a W. dyskretnie robił zakupy. Na koniec, pomni przestrogi Ukrainki z Użhorodu, że od sobotniego wieczoru do końca niedzieli nie będzie otwartego sklepu ani restauracji, zakupiliśmy jeszcze bochenek chleba i słój cudownej, gęstej śmietany – tak gęstej, że aż „łyżka w niej stoi”. Za tym tęsknimy w Polsce. W drodze powrotnej Erynia z nawiązką odrabiała fotograficzne straty z dnia poprzedniego: domki, studnie i kapliczki (jedne malownicze, inne „ekstraordynaryjnej” urody)
historia Pokucia

Pokucie

oraz przystanki autobusowe. Te ostatnie są pozostałością ZSRR i występują chyba we wszystkich krajach ex-Sojuza.
Samą Kołomyję – stolicę Pokucia – zaczęliśmy oglądać od Prutu. Według przedwojennych lekarzy,
do albumu zdjęć

Kołomyja

kąpiele w tej rzece miały mieć zbawienny wpływ na zdrowie. Cóż, teraz rzeka nie wyglądała na aż tak dobroczynną…, ale za to przespacerowaliśmy się po parku nad jej brzegiem. Samo centrum miasta nas zachwyciło – odnowione okolice Rynku czy deptak obok ulicy Tarasa Szewczenki robią bardzo przyjemne wrażenie. Załapaliśmy się jeszcze na obiad w barze, zdążyliśmy rzucić okiem na Muzeum Pisanki (niestety już tylko z zewnątrz i na dodatek w deszczu) i w drogę.
Bukowina

Bukowina

Kolejnym miejscem postoju były Czerniowce (Чернівці) – stolica ukraińskiej Bukowiny. Tu szczęki nam opadły. O ile Lwów jest królem zachodniej Ukrainy, to Czerniowce zasługują na tytuł królowej – a jak wiadomo kobiety bywają bardziej strojne. Piękna, elegancka, częściowo odnowiona wielkomiejska architektura, Centralny Plac z Ratuszem i deptak (ul.Olgi Kobylańskiej) praktycznie pozbawione reklam, co w Polsce wcale nie jest łatwe do osiągnięcia. Do tego kompleks uniwersytecki (dawny pałac metropolitalny), który zasłużenie trafił na listę UNESCO.
do albumu zdjęć

Czerniowce

Niestety, ze względu na wieczorną porę i Paschę – uniwersytet był już zamknięty. Tu podjęliśmy decyzję, że musimy tu jeszcze wrócić i dooglądać. Wieczór spędziliśmy w hostelu Premier Club (Прем”єр Клуб) wcinając chleb ze śmietaną i popijając kwasem chlebowym. Cud, mjut i orzeszki!
Hostel jest co prawda na uboczu, ale cichy, spokojny i z uprzejmą obsługą.
Nasze plany przyjazdu „jeszcze kiedyś” uległy drobnej korekcie gdy rankiem obejrzeliśmy obie, znajdujące na ulicy Ruskiej, cerkwie. Były otwarte, a w nich otwarte były nawet carskie wrota – czyżby „raz do roku, koło Wielkanocy…” – a u wrót tych stały baby „chlebowate” widziane wcześniej na targowisku. Po zaparkowaniu na „wczorajszym miejscu”, pod stylową radą miejską, przeszliśmy się pod teatr i paroma stylowymi uliczkami. Podczas spaceru W. stwierdził, że i tak wszystkiego nie zobaczymy i może powinniśmy zajrzeć pod uniwersytet. Okazało się że szczęście nas nie opuszcza i chociaż wnętrza były zamknięte, ale za to rezydencja i park były dostępne za darmo – nam to wystarczyło do zauroczenia siebie i aparatów, ale, by zauroczenie było pełne, trzeba będzie tam jeszcze kiedyś wrócić i obejrzeć wnętrza!
Zanim opuściliśmy Czerniowce zatrzymał nas jeszcze na chwilę stylowy dworzec kolejowy – stylowy, ale jaki to styl nie wiemy. Nam się podobał.

PS. A propos dróg ukraińskich – centra miast w większości pokryte są kostką…
 
poprzedni
następny

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.