Woda i Afryka cz.2.
…a właściwie Hydropolis i Afrykarium we Wrocławiu.
Afrykarium – nowa część wrocławskiego ZOO. Buda z wierzchu i od wejścia nie robi szalonego wrażenia (z tyłu wygląda lepiej). Jednak już od wejścia wrażenia nabierały kolorytu.
Na początek dobrowolna szatnia i… pod wodę. Co prawda to nie Hydropolis, które odwiedziliśmy dzień wcześniej, ale i tak chyba połowa ekspozycji miała coś wspólnego z wodą. Jak nie pod, to nad, ale i część „prawie” pustynna także dała się znaleźć. Nie będziemy opisywać poszczególnych elementów ekspozycji, zrobiono to już na stronie Afrykarium. Z naszej strony można co najwyżej dodać, że jest to wszystko bardzo ładnie skomponowane z bufetem w „statku” włącznie. Wszystko do siebie pasuje i z przyjemnością przechodzi się z jednego regionu geograficznego w drugi. Ale jak to w bywa w świecie, ideały nie istnieją, więc i tutaj znaleźliśmy parę drobiazgów. Przede wszystkim w wodnym świecie basenów brak jest tak ważnego elementu jak roślinność. Żeby nie było – w odwiedzonym przez nas również „starym” akwarium były nie tylko rośliny, ale i inne elementy podwodnego ekosystemu. Nie wyszło też projektantom pokrycie ścian roślinnością. Komicznie wyglądają setki doniczek zawieszonych na kratownicy. Tego się tak nie robi…, ale jesteśmy w stanie zrozumieć tę „niedoróbkę”. W końcu wszystkie elementy – od projektu do efektu – w większości wykonane były przez firmy wrocławskie. Nie chodzi tutaj o błędy lecz raczej o brak doświadczenia w tego typu projektach. I tutaj ciekawostka, co prawda strzałka była niejednoznacznie ukierunkowana, ale Erynia wyniuchała wejście do wystawy z historii budowy Afrykarium. Była ona umiejscowiona przy stacji przygotowania wody, a instalacja wodna jest chyba najważniejszą częścią tej budowli. W końcu to ponad 15000000 (15milionów!) litrów wody. I wszystko to trzeba odpowiednio pobrać, oczyścić, wydezynfekować i odpowiednio poprowadzić w obiegu zamkniętym. W. coś o tym wie, pracował przez lata na instalacjach uzdatniania wody i ścieków. To jest wyzwanie projektowe, z którego nie zdają sobie sprawy zwiedzający ZOO.
Czyli jednak warto?
Jasne, że warto! Przy okazji, rzut beretem znajduje się Hala Stulecia i Ogród Japoński – oba obiekty również warte rzucenia okiem, choć ten ostatni najlepiej wiosną, w porze kwitnienia azalii.
Przy Hali byłem kilkurkotnie, w środku nie. Ogród mijałem z boku, wolałem poleżeć w parku niedaleko kościółka drewnianego 🙂
Kościółek drewniany przegapiłam ale zarówno hala jak i ogród zdecydowanie są warte wizyty – ten ostatni zwłaszcza na wiosnę.