Następnego dnia poranek rozpoczął się zaskakująco: równo o siódmej rano rozległ się dźwięk trąbki grającej „Kiedy ranne wstają zorze”. Tego tu jeszcze nie słyszeliśmy, aż trzeba będzie podpytać sąsiada, kto to taki religijny we wsi nie mającej kościoła (w końcu nie odpytaliśmy). Ledwo Erynia ponownie wskoczyła do łóżka, a rozległy się bliskie żurawie pogawędki. Tym razem pobudka objęła wszystkich domowników: tuż za płotem konwersowały żurawie, na początku cztery, później pozostały dwa. Aż miło było pooglądać i posłuchać.
Od samego początku Gospodarz namawiał nas na dłuższe spacery po okolicy. Szczerze mówiąc, dotąd bardziej kręciły nas wycieczki po ciut dalszych, bardziej znanych lub atrakcyjnych miejsc. Co kto lubi. W czasach pandemicznych i przy kolejnym lockdownie, postanowiliśmy nadrobić zaległości i zobaczyć wreszcie małe jeziorka Duży Boryń i Ostrowite w pobliżu wsi Pustkowie. Ania planowała również zrobić drobny rekonesans zielarski. Spacer był więcej niż udany – jeziorka zoczone, kaczki i łabędzie odnotowane (choć pod drugim brzegiem), łupy zielarskie pod postacią kwiatostanów męskich olchy oraz jemioły zebrane. Na dodatek W. wypatrzył całkiem sporą kępę borówki brusznicy, która przetrwała zimę. Apetytowi W. się nie oparła.
Podkład muzyczny „Żurawie o poranku”
– nagranie własne