Po obejrzeniu Mon Repos ruszyliśmy w miasto. W. znalazł bez żadnego problemu parking pod Starą Twierdzą i zaczęliśmy zwiedzanie od świeżo odnowionego Muzeum Archeologicznego (ten remoncik zajął im jedynie 7 lat). Po drodze do muzeum rzuciliśmy okiem na park z zabytkową dziewiętnastowieczną rotundą na końcu i boisko do krykieta (pasek betonu na trawniku wewnątrz parkingu). Jedną z ciekawostek pozostawionych przez bytujących tu Anglików jest bowiem krykiet – na wyspie jest 13 drużyn (z 15 w Grecji).
Samo Muzeum Archeologiczne nie przytłacza ilością artefaktów. Widać że postawiono tutaj na czytelność ekspozycji, w przestronnych salach pokazując dobrze dobrane eksponaty i wiele opisów zarówno historii wyspy jak i historii wykopalisk. W., jak zwykle w takich miejscach, dostał fotograficznego kociokwiku, jakby chciał skatalogować muzeum, ale co tam, niech się dziecko bawi – szczególnie że opłaciliśmy tę przyjemność 6€ od sztuki. Przy tym zarówno w Starej Twierdzy jak i w Mon Repos zapomniano nam powiedzieć, że istnieją bilety zbiorcze za 15€ od osoby na 5 muzeów. W efekcie byłoby taniej, ale po zapłaceniu pojedynczych biletów w dwóch z pięciu muzeów nie opłacało się już brać zbiorczego.
Po wyjściu z muzeum, dla odmiany Erynia dostała kociokwiku fotograficznego gdy tylko ruszyliśmy na starówkę. Podobało jej się wszystko: od wąskich uliczek z praniem rozwieszonym pomiędzy budynkami, po detale architektoniczne i kwiaty. Przyglądając się bliżej jednemu z wykwitów zobaczyliśmy tabliczkę z napisem Kościół Anglikański Świętej Trójcy, a po chwili otwarły się drzwi i stanęła w nich siwa niewiasta.
Mimo zdolności językowych W., w mowie wyeksponowanych, nie zatrzasnęła nam drzwi przed nosem, lecz piękną angielszczyzną zaprosiła nas do środka. Erynia z lubością wchłaniała akcent i informacje o istniejącej na Korfu społeczności angielskiej, liczącej sobie 8 tysięcy osobników. W. w tym czasie przyglądał się wystrojowi kościoła, na którego ścianach znalazło się parę tablic pamiątkowych, a wnętrze zapełnione było stolikami wyglądającymi na kawowe z plecionymi fotelikami obok. Jedynie pod jedną ze ścian był coś w rodzaju mównicy z mikrofonem.
Po opuszczeniu kościoła dały o sobie znać potrzeby podstawowe, które zaspokoiliśmy w jednej z wielu restauracyjek. Dalszy spacer ukierunkowany został na promenadę Liston. Trzeba przyznać, że deptak był stylowy, aczkolwiek nam kojarzący się z Sukiennicami – tłumem i cenami także. Była to jedna z nielicznych pamiątek po krótkim panowaniu Francuzów na wyspie, w czasach napoleońskich, a wyglądem miała nawiązywać do paryskiej Rue de Rivoli. Choć istnieje kilka teorii na temat pochodzenia jej nazwy, jedno jest pewne: wywodzi się ona z weneckiego dialektu języka włoskiego.
Na północnym końcu placu, w pałacu św. Michała i Jerzego (dla odmiany proweniencji brytyjskiej, niegdyś siedziby lordów komisarzy Wysp Jońskich) znajduje się Muzeum Sztuki Azjatyckiej z najbogatszymi w Grecji, a może i w Europie, zbiorami sztuki wschodniej, z Chin, Azji Centralnej, Japonii, Indii oraz Tajlandii. Są to zbiory od kilku darczyńców, którzy w trakcie swych wojaży złapali manię zbieracką: od ubrań i dywanów po ozdoby, ceramikę i rzeźby. Swoje zbiory pod koniec życia zapisali muzeum. A mieli co podarować. W tamtych czasach nie było jeszcze tak potężnego ruchu turystycznego i rynku obrotu starożytnościami więc mogli uzbierać piękną kolekcję dzieł z całej Azji – w kilku zdaniach opisać się tego nie da, to trzeba obejrzeć.
Po muzeum Azji Erynia narzuciła kierunek na kościół św. Spirydiona patrona Korfu. Po drodze jednak zatrzymały nas smakowicie wyglądające desery. Widok był lepszy od smaku (ten cukierrr!), ale i tak nie były najgorsze. Zasłodzeni dotarliśmy po paru krokach do poszukiwanego kościoła. Ten był otwarty na oścież i na przestrzał wszelkimi otworami… drzwiowymi. W. wszedł tymi, przy których nie było znaczka zakazu fotografowania więc robił po cichu zdjęcia, dopóki Erynia wchodząca innymi drzwiami nie poinformowała go o zakazie. OK, schował aparat i już bez fotografowania poszliśmy do krypty, w której stała srebrna trumna. Ściany krypty pokryte były poczerniałymi od wieku (i dymu świec) freskami, a nad trumną wisiało multum kadzielnic. Aż szkoda, że nie można tego było uwiecznić na fotografii (zdjęć nie zamieszczamy).
Ten kościół wyczerpał właściwie dzisiejszą listę punktów do obejrzenia bo Nowa Twierdza i muzeum bizantyjskie zamykają się wcześniej.
Aby nie było zbyt łatwo W. dorzucił jeszcze jeden punkt, leżący już prawie pod hotelem – cypel Porto Timoni. Ponieważ planowaliśmy odwiedzić to miejsce na piechotę, już po oddaniu samochodu, W. chciał sprawdzić drogę, a przy okazji popracować nad kondycją spacerkiem po wykrotach. W starej części wioski Afionas / gr. Αφιωνας Erynia zaczęła piać z ukontentowania, bo te domeczki z kamienia malowanego na biało, z kolorowymi drzwiami okiennicami, pełne kwiatów były arcyurokliwe. Właściwie jedynie na wąskiej ścieżce wiodącej według drogowskazu do skałek Cartieri, z widokiem na cypel z dwoma zatoczkami po przeciwległych stronach, trochę zmieniała tonację piania. W. co najwyżej syczał, bo miał na sobie krótkie spodnie, a ścieżka była wąska o brzegach cokolwiek kolczastych.
Kerkyra [1]
5 odpowiedzi na Kerkyra [1]
Dodaj komentarz Anuluj pisanie odpowiedzi
Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.
Szukaj
Kategorie
Lata
…komentarze.
- w. - Wisząca kładka i Zamek
- Pudelek - Wisząca kładka i Zamek
- w. - Zamki i kamienie
- MI - Zamki i kamienie
- MI - Zamki i kamienie
- W. - Będzin – kirkut i zamek
- Pudelek - Będzin – kirkut i zamek
- w. - Orle Gniazda: Olsztyn
- w. - Zamki i kamienie
- MI - Zamki i kamienie
- MI - Orle Gniazda: Olsztyn
- W. - Będzin – kirkut i zamek
Galeria albumów
ogólne…
RODO
Przydasie
-
Nasze miejsca:
- Brno – spacer
- Do Brna
- Urodzinowa niespodzianka
- Winiarnia Begala
- Winiarnia Hornik
- Wisząca kładka i Zamek
- Winiarnia Macik
- Malá Tŕňa II
- Będzin – miasto i Żydzi
- Będzin – nerka i pałac
- Będzin – kirkut i zamek
- Dolní Kounice [2] i Veveří
- Dolní Kounice [1]
- Velké Pavlovice [3]
- Velké Pavlovice [2]
- Velké Pavlovice [1]
- Safranbolu i Hadrianopolis
- Divriği
- Karahan Tepe i Göbekli Tepe
- Herbata i Dara
- Most w Malabadi i Zerzevan Kalesi
- Koty i Ahtamar
- Van – muzeum i twierdza
- Pałac Ishaka Paszy i wodospad
- Śniadanie z kotem… i Kars
- Ardahan, Kars i Katerina
- Przez Goderdzi do Turcji
- Dom rodzinny i winiarnia
- Most i wodospad Machunceti
- Bazar, plaża i ogród botaniczny
- Park dendrologiczny
- Sameba
- W Batumi… deszcz
- Batumi po latach
- Poranek u Daro
- „Przejście/a” graniczne
- Do Sarpi, po latach
- Marina i dwa muzea
- Fort i muzeum fotografii
- Monte i dwa ogrody
- Klasztor i ciastka
- Muzeum i kościół São Pedro
- Blandy’s Wine Lodge
- Spacer… i owocki
- Spacer po Funchal
- Madera sanatoryjnie
- Galeria, osły, Kalawasos i Tochni
- Opactwo i Zamek
- Kirenia
- Salamina i Famagusta
- Larnaka
- Port w Amathous i Limassol
- Nikozja
- Muzeum Morskie i morze
- Wina, azbest i monastery
- Mizoginistyczne monastery
- Choirokoitia i wioski górskie
- Wrak, jaskinie i Maa
- Dzień lenia i kwiat
- Tenta, Kolossi i Apollo
starsze w archiwum
Bez względu na odległość czasową, Brytyjczycy mają sentyment (zwłaszcza w wakacje) do dawnych kolonii, a Korfu jest dużo przyjemniejsze do życia od Malty. Nie będę się sprzeczać ilu potomków dawnych kolonizatorów jest na wyspie, pewnie i tak zdążyli się zgreczyć ;-),
Ta społeczność angielska to jakaś zaszłość historyczna czy współcześni emeryci?
Mamy wrażenie, że jedno łączy się z drugim. W ramach zaszłości historycznej czują się tutaj na tyle dobrze, że najpierw przyjeżdżają imprezować (lub na wakacje), a niektórym tak się tu podoba, że kupują domy i spędzają tu emerytury. Jeszcze inni robią tutaj interesy – patrz: Rhea of Nyborg w następnym wpisie.
Nie neguje to obecności Anglików jako nacji tu żyjącej, patrz: tawerna Nikos. Nie spotkaliśmy tak wielu miejscowych by stwierdzić czy są kolejnym pokoleniem z krwią angielską.
O ile się nie mylę, brytyjski protektorat miał miejsce w latach 1815-1864, więc stosunkowo (jak na kolonie) niedawno. Rodzina Durellów jest przykładem, że jeszcze w latach 30′ ubiegłego wieku Brytyjczycy chętnie osiedlali się na wyspie ze względu na niższe koszty życia. Tak więc każda opcja jest tu możliwa. A że mieszkańcy Korfu naprawdę sprawnie mówią po angielsku, to dodatkowo ułatwia sprawę.
Właśnie mi się wydaje, że połowa XIX wieku to akurat dość dawno jak na kolonie. Co innego Cypr, Malta – stamtąd Anglicy ewakuowali się na tyle blisko naszych lat, że niektórzy z “kolonistów” mogli zostać. A tu jednak półtora wieku…