browser icon
Używasz niezabezpieczonej wersji przeglądarki internetowej . Należy zaktualizować przeglądarkę!
Korzystanie z przestarzałej przeglądarki sprawia, że komputer nie jest zabezpieczony. Proszę zaktualizować przeglądarkę lub zainstaluj nowszą przeglądarkę.

Wulkan, wąwozy i wino

Tym razem W. zagonił Erynię do mapy i poprosił by zrobiła listę miejsc, które jeszcze można by zobaczyć. Z tego postarał się wykroić sensowne trasy na resztę dni.
Jako że naczytaliśmy się sporo o długich kolejkach do parkingu w Parku Narodowym Timanfaya, jak również dostępnym sposobie zwiedzania ograniczonym praktycznie do wycieczki grupowej w autokarze (guagua) i możliwości robienia zdjęć wyłącznie przez niezupełnie czyste szyby, odpuściliśmy. Podobno są jeszcze grupowe wycieczki piesze, ale na te z kolei są zapisy daleko do przodu. Samych wulkanów nie chcieliśmy jednak odpuszczać.
do albumu zdjęć

Caldera de los Cuervos

W okolicy La Geria, na obrzeżach Timanfayi, znajduję się kaldera wulkanu Los Cuervos (Caldera de los Cuervos). Przy drodze znajduje się oczywiście bezpłatny parking, skąd prowadzi wygodna żwirkowa (rodzinka z wózkiem ze śpiącym dziecięciem też dała radę) ceprostrada aż do kaldery, a tam można pójść albo w prawo, albo w lewo – gdziekolwiek pójdziemy, dotrzemy do wnętrza kaldery, zaś po zewnętrznej stronie będziemy mieć widok na potoki zastygłej lawy albo Montañas Del Fuego czyli Ogniste Góry w Timanfayi. W. oczywiście rzucały się w oczy oliwiny w większych kamulcach jak i liczne żółte i różowe kwiatki, zadające kłam jego twierdzeniu, że na Lanzarote są tyko kaktusy i kamulce. Ktoś kto go nie zna, mógłby pomyśleć, że Chłop jest zblazowany. Ktoś, kto go trochę zna, wyczułby tu pewną dozę podziwu. Erynia wyczuła zachwyt, ale o tym później. Wiaterek wiał przedni, tak że pomimo upału, lekka bluza nie była zbędnym dodatkiem.
Następnie W. nakierował nas do Bodegas Vega de Yuco, z tym że wylądowaliśmy w części produkcyjno-biurowej. Miła pani z biura poinformowała nas, że i owszem, mają przy głównej drodze winiarnię przeznaczona do degustacji i sprzedaży wina, ale dzisiaj jest zamknięta, bo trwają tam jakieś prace. Zazwyczaj degustacje wraz z oprowadzaniem po winnicy organizują raz w tygodniu, we wtorki po angielsku, a w czwartki po hiszpańsku. Trudno, nie załapiemy się.
do albumu zdjęć

Wąwozy Las Grietas


Parę kilometrów dalej, przy drodze na Tias, jest kolejny niepozorny darmowy parking. W. zatrzymał się na nim i po przejściu pod drogą przepustem wyszliśmy na górkę poprzecinaną serią niesamowitych wąskich acz krętych wąwozów Las Grietas powstałych przez wypłukanie lżej związanych ziaren z usypanych z kolejnych warstw tufu. Ciekawe – przy tak niskich opadach?!
Same przejścia przez wąwozy (idące lekko pod górę, są żwirkowate i czasem człowiek się ślizga, ale warto przejść. Na drugim poziomie jest jeszcze więcej podobnych wąwozów, choć niektóre wydają się stworzone wyłącznie dla osób o wybitnie szczupłej sylwetce…
do albumu zdjęć

San Bartolomé


Na górce nieźle grzało, więc w sposób naturalny zachciało nam się pić, a że sieroty zapomniały o wodzie (W.: po co, przecież co kawałek jest jakaś miejscowość), zatrzymaliśmy się w pobliskim San Bartolomé, gdzie zoczyliśmy Bar la Plaza zapełniony tutejszymi. Tam z menu „del día” wybraliśmy po jednym daniu, dla W. przypadła „pasta con gambas”, Erynia załapała się na rybę z „papas arrugadas” i surówką, do tego dwie półlitrowe wody mineralne, jeden mus cytrynowy na deser i to wszystko kosztowało w sumie 11€. Chyba w Polsce wyszłoby drożej…
Samo centrum miasteczka również miało swój urok, plac León y Castillo z teatrem (!) i kościołem przechodzący następnie w palmowy park, kawałek dalej muzeum etnograficzne w starej winiarni (tradycyjnie spóźniliśmy się), komenda policji z wejściem jak do małej chałupki, aż chciałoby się dalej pospacerować.
do albumu zdjęć

Bodega Bermejo


W. jednak nieubłaganie zabrał nas do kolejnej bodegi Bermejo. Tu kamienne murki w winnicy ciągnęły się w prostych rzędach. Ciekawe. Chcielibyśmy więcej napisać na ten temat, ale przybyliśmy kwadrans po godzinie zamknięcia. Kropka.
W zasadzie byłby to koniec naszej wycieczki, ale W. rzutem na taśmę zoczył muzeum wina w bodedze El Grifo.
do albumu zdjęć

El Grifo

Częściowo zapełniony parking sugerował, że obiekt wciąż jest otwarty. Faktycznie był. El Grifo to najstarsza winnica na wyspie i jedna z pięciu najstarszych w Hiszpanii, założona w 1775 r., czyli około 50 lat przed ostatnią erupcją wulkanu, bez przerwy produkująca wina od 250 lat. Na miejscu można, a nawet należy: zdegustować wino przy stoliczku, kupić wino i obejrzeć muzeum. Do degustacji można wybrać trzy opcje po trzy wina, w cenach od 10 do 14€:
  1. Malvasia volcanica, składająca się z dwóch win wytrawnych, bardzo różniących się w charakterze i jednego półsłodkiego.
  2. Wina czerwone
  3. Sweet Experience, zestaw zgodnie z nazwą składający się wyłącznie z win słodkich.
W. jako kierowca nie miał głosu, więc padło na zestaw nr 1, ale i tak piał z zachwytu nad Malvasíą Semidulce Colección 2022 (wąchał i lizał przed pianiem). Kupiliśmy butelczynę. {Opis win z degustacji}
kod poniżej

kod: ce49c5a3ff


Na koniec pozostało Muzeum płatne osobno, 7€ ode łba. Dostajemy bilecik z kodem QR, który należy zeskanować smartfonem, wybrać swój język i słuchać audioprzewodnika. Obsługująca nas niewiasta miała piękne i wielkie oczy, gdy W. z rozbrajającym uśmiechem powiedział, że nie ma smartfona. Pozostały mu więc tylko tablice informacyjne, z numerkami. Ostatni numerek jest w winnicy, którą również można sobie obejrzeć. Co do muzeum, jest tam pięknie opisana kolekcja starego sprzętu winiarskiego z ubiegłych wieków, należąca do rodziny. A miało się co zebrać przez 200 lat. Sprzęt laboratoryjny, prasy, ręczna korkownica do wina (ostatni raz taką widzieliśmy u dr Gala w Egerze). Po takim zakończeniu dnia, W. rzekł z niekłamanym zachwytem: na Lanzarote są kamulce, kaktusy i WINA!
Już po wizycie w winnicy, na jej stronie zauważyliśmy jeszcze inne opcje degustacyjne – dwugodzinna za 35€ dla enologów, sommelierów i ogólnie ludzi z branży, godzinna za 20€ dla pozostałych śmiertelników oraz za 15€ wejście do muzeum z przewodnikiem – ale te wizyty trzeba rezerwować.
poprzedni
następny

2 odpowiedzi na Wulkan, wąwozy i wino

  1. Pudelek

    “Obsługująca nas niewiasta miała piękne i wielkie oczy, gdy W. z rozbrajającym uśmiechem powiedział, że nie ma smartfona.”
    czyli nie jestem ostatnim Mohikaninem w tej sprawie… 😀

    • w.

      Żeby było śmieszniej to mam smartfon (firma o mnie dba i co dwa lata sprzedaje mi kolejny model za 50zł), ale używam go jedynie jako telefonu i zegarka. Nie instaluję na nim śmieci, nawet do opłat za autostrady.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.