Dalej skierowaliśmy się za mury starego miasta, odpuściwszy sobie wszakże nadzieje na przejście na stronę turecką (Erynia zostawiła paszport w apartamencie). Stare miasto przywitało nas mszą w kościele katolickim przy zielonej linii, przez której śpiewy przebijały się zawodzenia muezina z tureckiej strony. Nie ma to jak dobra konkurencja. Tuż przy kościelnej ulicy stały jedne na drugich metalowe beczki na paliwo, a nad nimi zwinięty drut żyletkowy. Na beczkach zamocowany baner katolickiej parafii witający papieża na Cyprze. Podobne blokady zagradzające drogi przecinające granicę będą nam towarzyszyć wzdłuż całej zielonej linii. Przy jednej z nich, po tureckiej stronie natknęliśmy się na młodego tureckiego żołnierza. Zapytaliśmy, co tu robi? „Bronię mojego kraju”.
Przed kim? Starymi dziadkami pamiętającymi lata 70′ czy młodymi, mocno rozbawionymi w niedzielne popołudnie?
Zresztą referendum w 2004 r. jasno pokazało co sądzą na temat zjednoczenia greccy Cypryjczycy.
W. musiał to oczywiście skomentować na swój sposób: „Jak by nie było granicy do pilnowania to straciłbyś robotę, no nie?!”
Samo stare miasto jest zwyczajnie brzydkie. Opuszczone i zniszczone budynki przy zielonej linii nieśmiało zaczynają być restaurowane. Nowe budynki są „współczesne” i są w dużo lepszym stanie budowlanym, za to zasmarowane farbami czy sprayem, gdzieniegdzie można doszukać się „street artu”, ale w żaden sposób nie pasuje to do starych (nawet odrestaurowanych) – jednym słowem „jak nie syf to bezguście”. Ulice tak pełne imigrantów z Afryki i z Azji, że W. aż musiał wymyślić slogan „Nikozja jest żółto-czarna” (czasem nawet było to ślicznie-powabne). W efekcie ta kolorystyka przełożyła się i na oferty restauracyjne i mikro-sklepikowe w garażach.
Meczet Omara był otwarty i służył za sypialnię lub miejsce sjesty (sądząc po mało modlitewnych pozach leżących panów imigrantów). Check-point tak był „zakolejkowany”, że i tak byśmy go sobie odpuścili, nawet gdyby Erynia nie zapomniała paszportu. W. porównał stare miasto za murami, szczególnie przy granicy, do postrzelonego ptaka, który nie wie czy przeżyć, czy zdechnąć, bo wzlecieć już nie potrafi. Ale to miasto na swój sposób żyje, i to bardzo intensywnie. Aż chciałoby się wrócić za jakiś czas, dooglądać, bo w tej brzydocie jest metoda.
Ciekawostką były zamknięte po południu wszystkie stacje benzynowe. Można było jedynie tankować samoobsługowo z płatnościami w automatach.
Obiad zjedliśmy w naszej ulubionej Tawernie Tochni, w której znalazł się dla nas stolik nawet w niedzielne popołudnie, chociaż było pełno gości. Właściciel sam nas do tego stolika doprowadził ogłaszając kelnerom, że to jego ulubieni goście z Polski. Tego w Polsce nie ma. Na dodatek – zupełnie jak w chrzanowskim Pho You – zapropnował nam danie spoza karty. Była to wyśmienita, prosto przyrządzona ryba z grilla – wielkości „dla dwojga”, a do tego drobne przystawki.
Życie jest cudne!
Ponieważ pora była jeszcze wczesna, a słońce dopiero zbierało się do zachodzenia, W. postanowił podjechać do starej kopalni rud miedzi i pobliskiej tamy na zbiorniku retencyjnym. Rejon kamieniołomu, w którym wydobycie zakończono w latach 60. ubiegłego wieku, był tak zarośnięty, że trudno nawet było określić granicę kopalni. Mamy wrażenie, że nawet nie znaleźliśmy kopalni. Dla odmiany tamę i zbiornik dało się łatwo zlokalizować. Z określeniem granic zbiornika był już jednak pewien problem, bo poziom wody był dobre kilkanaście metrów poniżej ogromnego kanału przelewowego. W. cały czas się zastanawiał czy kiedykolwiek przez ten przelew płynęła woda. Podpytał naszego zaprzyjaźnionego właściciela sklepu i uzyskał odpowiedź:
„od czasu postawienia tamy w 1984/5 r. woda przelewem płynęła może 4 czy 5 razy, a poziom wody w zbiorniku jest tak niski bo w zeszłym roku nie padało”.
W. zwrócił szczególną uwagę na sformułowanie „w zeszłym roku nie padało” – w tym chyba również jeszcze nie padało, a był koniec września!
Podkład muzyczny:
„Στεσ ακρεσ τησ γυσιησ μου - ΤΕΛΕΤΟΥΡΓΙΚΟ (rytuał)”
udostępniony przez Michalisa Mozorasa – artystę, osobiście
A dowód? Do tureckiej części można przejść na zwykły dowód
Ponoć tak, nie sprawdzaliśmy.
W Waszym obiektywie nawet Nikozja ma swój urok, a z cała pewnoscia potencjał.
Jolly,
Jak miło, że zajrzałaś! Bo Nikozja pomimo swej brzydoty ma potencjał. Chciałabym tam wrócić za lat kilka i sprawdzić jak to się rozwinie.