salin de Janubio). Zaparkowaliśmy przy ulicy i poszliśmy spacerkiem w dół, w pobliże salin. Po drodze wszakże trochę zboczyliśmy, zoczywszy piękne acz niedojrzałe opuncje oraz przepust, po zbóju, pod lokalną drogą. Trochę dziwne to przy opadach rzędu 150mm/rok. Same saliny z nóg nas nie zwaliły, choć są największe na Wyspach Kanaryjskich (440000 m²), to powierzchni użytkowej jest znacznie mniej. Kopczyków solnych też było tyle, co kot napłakał. Za to jest sklepik z solą, a także paroma winami i innymi produktami lokalnymi, Przepraszamy, ale po tylu salinach, a w tym Guerande, gdzie można było podejrzeć z bliska pracę, jesteśmy zblazowani. Żeby nie było, zaliczyliśmy też drugi mirador z ciut wyższym i lepszym widokiem. W ogóle zaleca się przyjechać nad saliny o zachodzie słońca, gdzie kolory poszczególnych baseników zostaną pięknie podkręcone – jakoś nam się to nie udało. Cóż, kolory na naszych zdjęciach pozostaną blade. Dopiero po powrocie doczytaliśmy, że saliny można zwiedzać i z bliska, za odpowiednią opłatą.
Z salin dotarliśmy jeszcze na Playa del Janubio, gdzie zaserwowaliśmy sobie moczenie nóg w wodzie wraz z akupresurą, a biorąc po uwagę że wejście do wody było z drobnego żwirku wymieszanego z otoczakami różnych rozmiarów, masaż dla stóp był przedni. Inną atrakcją były niewątpliwie oliwiny, albo wtopione w większe kamienie, albo samodzielne – mikrych rozmiarów. Uprzejmie informujemy, że ponoć nie wolno wywozić skał z Lanzarote, poza tym te kamulce z plaży na pierwszy rzut oka nie wyglądały na jubilerskie. Przy okazji połaziliśmy trochę po pobliskim polu lawowym, bo W. wydawało się, że widzi tam ścieżkę. Chociaż według Erynii ścieżki nie było, nóg nie połamaliśmy, a za to znowu wpadliśmy na oliwiny.
Po dojściu do drogi okazało się, że dalej jechać się nie da, ze względu na spore osunięcie terenu przy asfalcie – tak do morza. Jechać się nie dało, zabronione było nawet przechodzenie, ale tymi zakazami nie przejmowali się ani piesi, ani rowerzyści. A widoczki nagradzały tę niesubordynację…
Tu W. przypomniał sobie, ze zapomniał alkomatu. Chcąc nie chcąc, wróciliśmy więc do domku, gdzie W. po przekopaniu wszystkiego, alkomatu nie znalazł, choć mocno się zapierał, że na pewno zapakował, przed wyjazdem. Erynia zmilczała. Po powrocie do auta sprawdził jeszcze w bagażniku, gdzie umieścił wcześniej wyposażenie do pływania (maski, lufki, ręczniki) – alkomat się znalazł. Erynia zmilczała…
Ponieważ do degustacji zostało nam jeszcze trochę czasu podjechaliśmy do El Golfo i podeszliśmy do punktu widokowego na Charco de los Clicos (El Charco Verde) – potocznie zwanym wśród Polaków „zielonym jeziorkiem”, a faktycznie będącym laguną przybrzeżną. Kolor swych wód zawdzięcza roślinom z gatunku Ruppia maritima, które żyją w jej zasiarczonych wodach. Clicos to z kolei lokalna nazwa jadalnych małży, również pływających w jeziorku. Z punktu widokowego było niegdyś zejście piargiem na sam dół, ale teraz jest zakaz przejścia – szkoda, bo co prawda do jeziorka można się dostać z drugiej strony, ale na to nie mieliśmy już czasu. Nic to, i tak nie dało się podejść bezpośrednio do laguny – była otoczona sznureczkiem. Według wielu opisów i na tej plaży można ponoć znaleźć oliwiny – ale jak wszyscy o tym wiedzą to…
Kolejnym punktem programu stał się obiad w restauracji przy bodedze Stratvs, uznaliśmy bowiem, że pomimo dozwolonym w Hiszpanii 0,5‰, bezpieczniej będzie, jeżeli spożyjemy coś zanim zaczniemy degustować.
Pieczone świeże ryby były godne pochwały. Mała rzecz, a cieszy.
Sama degustacja rozpoczęła się od wejścia do winnicy, wyglądającej nietypowo jak na europejskie warunki. Każdy krzaczek znajduje się w dole (zwanym „geria”) wykopanym w warstwie czarnego żwiru (zwanej „picón”). Przez tę warstwę winorośl musi się przebić, by dotrzeć do potrzebnych jej składników odżywczych w starszej, bardziej zwietrzałej glebie. Każdy dół otoczony jest kamiennym murkiem, skierowanym na północny zachód, a mającym chronić roślinę przed pasatami wiejącymi z tamtej strony. Wodę zapewnia poranna rosa, wychwytywana przez porowaty picón. Uprawiane są przede wszystkim endemiczne szczepy jak Malvasía Volcánica, Moscatel (z którego wytwarzany jest likier o mocy 15,5%), Listán Blanco i tinto, Diego, i w niewielkiej ilości Syrah i Tempranillo. A wszystko to na własnych korzeniach, nie tkniętych filokserą – oryginalne szczepy, od korzeni po grona, bez obcych szczepek. Krzewy właśnie zaczynały puszczać pierwsze listki, a zbiory zaczynają się już w lipcu i trwają 3 miesiące. Całkiem nieźle.
W samej winiarni mieliśmy okazję zajrzeć również do piwnicy wykopanej w wulkanicznym zboczu. Naszym oczom pokazał się cały ciąg produkcyjny: począwszy od wagi, taśmy do sortowania, prasy, nierdzewnych tanków, beczki, laboratorium do badania wina na każdym etapie produkcji, linii do butelkowania i pakowania w kartony. Sama degustacja odbyła się na zewnątrz, przy dwóch złączonych stołach z ławami, gdzie oprócz trzech win (w tym likieru z moscatela, ku ukontentowaniu W.), podano również sery kozie i owcze, z własnego gospodarstwa rolnego Finca de Uga. Przy stoliku pogadaliśmy chwilę z emerytowanymi Brytyjczykami zachwyconymi wyspą, zaś zdegustowanymi Brexitem, na który zresztą nie głosowali. Cóż, nie tyko my ponosimy konsekwencje głupich wyborów współrodaków…
{Opis win z degustacji}
Tym razem trasę ustalał W., mając na względzie umówioną degustację win. Stąd ograniczyliśmy się do najbliższej okolicy. Zaczęliśmy od (Sól, oliwiny i wino
7 odpowiedzi na Sól, oliwiny i wino
Dodaj komentarz Anuluj pisanie odpowiedzi
Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.
Szukaj
Kategorie
Lata
…komentarze.
- w. - Wisząca kładka i Zamek
- Pudelek - Wisząca kładka i Zamek
- w. - Zamki i kamienie
- MI - Zamki i kamienie
- MI - Zamki i kamienie
- W. - Będzin – kirkut i zamek
- Pudelek - Będzin – kirkut i zamek
- w. - Orle Gniazda: Olsztyn
- w. - Zamki i kamienie
- MI - Zamki i kamienie
- MI - Orle Gniazda: Olsztyn
- W. - Będzin – kirkut i zamek
Galeria albumów
ogólne…
RODO
Przydasie
-
Nasze miejsca:
- Urodzinowa niespodzianka
- Winiarnia Begala
- Winiarnia Hornik
- Wisząca kładka i Zamek
- Winiarnia Macik
- Malá Tŕňa II
- Będzin – miasto i Żydzi
- Będzin – nerka i pałac
- Będzin – kirkut i zamek
- Dolní Kounice [2] i Veveří
- Dolní Kounice [1]
- Velké Pavlovice [3]
- Velké Pavlovice [2]
- Velké Pavlovice [1]
- Safranbolu i Hadrianopolis
- Divriği
- Karahan Tepe i Göbekli Tepe
- Herbata i Dara
- Most w Malabadi i Zerzevan Kalesi
- Koty i Ahtamar
- Van – muzeum i twierdza
- Pałac Ishaka Paszy i wodospad
- Śniadanie z kotem… i Kars
- Ardahan, Kars i Katerina
- Przez Goderdzi do Turcji
- Dom rodzinny i winiarnia
- Most i wodospad Machunceti
- Bazar, plaża i ogród botaniczny
- Park dendrologiczny
- Sameba
- W Batumi… deszcz
- Batumi po latach
- Poranek u Daro
- „Przejście/a” graniczne
- Do Sarpi, po latach
- Marina i dwa muzea
- Fort i muzeum fotografii
- Monte i dwa ogrody
- Klasztor i ciastka
- Muzeum i kościół São Pedro
- Blandy’s Wine Lodge
- Spacer… i owocki
- Spacer po Funchal
- Madera sanatoryjnie
- Galeria, osły, Kalawasos i Tochni
- Opactwo i Zamek
- Kirenia
- Salamina i Famagusta
- Larnaka
- Port w Amathous i Limassol
- Nikozja
- Muzeum Morskie i morze
- Wina, azbest i monastery
- Mizoginistyczne monastery
- Choirokoitia i wioski górskie
- Wrak, jaskinie i Maa
- Dzień lenia i kwiat
- Tenta, Kolossi i Apollo
- Pafos, Afrodyta i koty
- „Wlot do” Cypru
starsze w archiwum
A na Wyspach sprawdzają w ogóle trzeźwość kierowców, czy to raczej na wszelki wypadek?
Nie spotkaliśmy patroli kontrolujących kierowców na drogach, ale ponieważ w przypadku jakiejkolwiek stłuczki czy innego zdarzenia OC/AC nie otaczało nas opieką to nie zamierzaliśmy ryzykować.
A tak poza wszystkim innym to jest przydatny link:
https://moto.wp.pl/limity-alkoholu-w-krajach-europejskich-6036887017141377a
Na tej mapie pojawił się nowy kraj – “Macacedonia” 😀
Taka piękna nazwa – aż się zastanawiam, czy by jej nie zostawić 😉
Najmocniej przepraszam, ale na jakiej mapie?
W żadnym pliku na moim serwerze nie znalazłem takiego słowa.
Na mapie, która jest podlinkowana w odpowiedzi powyżej
OK. A już się bałem że to my coś narozrabialiśmy.
Za cudze nie odpowiadamy (chociaż jest nam głupio, że nie zauważyliśmy. 😉