Puszta i Eger
Kolejnym, (zbyt) krótkim przystankiem na trasie był Eger. Przy wjeździe zapowiadało się nieźle. „Prawie” samotna, nastrojowa piwniczka z medalowymi winami – adresu nie znaleźliśmy w internecie – sugerowała nastrój tokajowy. Zakupiliśmy parę butelek i do Egeru. Niestety, tam już było tylko gorzej. Eger był miastem zastawionym samochodami. Wszystkie miejsca parkingowe były zajęte. By wstąpić do banku W. znalazł „niezupełnie” miejsce do parkowania z nadzieją, że nie będzie Policji. Nie załatwił tego co zamierzał (wymiana mołdawskich leji) i pojechaliśmy do Doliny Pięknej Pani (Szépasszony) miejsca pielgrzymek wszystkich… turystów. Fuksem zaparkowaliśmy na miejscu nieofrankowanym i poszliśmy coś zjeść (Erynia również wypić). Po niezbyt smacznym jedzeniu, w takiej sobie restauracji, poszliśmy dokupić wina i ruszyliśmy do Polski. To nie ta sama atmosfera co w Tokaju i Tolcsvie. To, że było w pewien sposób sympatycznie, nie zmieniło opinii W. Doznania estetyczno-nastrojowe określił krótko i dosadnie:
„Tolcsva jest dla książąt, Tokaj – dla arystokracji, Eger – dla plebsu.