Jak u Babci W. – ledwo człowiek oko otworzył, już na niego jedzenie czekało. Tym razem było to chaczapuri adżaruli. No dobrze nie tak od razu – zdążyliśmy jeszcze wziąć prysznic i chwilę porozmawiać zanim chaczapuri się upiekło, a że rozmowa była wciągająca to W. był bardzo szczęśliwy – chaczapuri było mocno wypieczone i chrupiące!
Wreszcie przyszedł czas na ruszenie się z domu. Niebo jakby trochę znudziło się laniem wody więc Erynia zasugerowała wyjazd do centrum. W. wyparkował samochód i pojechaliśmy w kierunku bulwaru nadmorskiego. Parę lat temu była to pustka z dostępem do plaży, dopiero bliżej portu było szaleństwo kolorów i pomysłów szalonych architektów. Teraz postawiono całą masę wysokościowców, w tym parę hoteli. Nie wiemy jak zagospodarowane są pozostałe, i czy są to mieszkania dla Gruzinów. Stojące w pobliżu „breżniewki” już się trochę sypią, a deweloperzy tylko czyhają na plac pod nową budowę. Może to i komuś się podoba, dla nas jest to przednia (zadnia!) obrzydliwość. Rozumiemy przy tym, że miasto chce aspirować do europejskości, i daj Gruzinom Boże dużo w tym szczęścia, ale Erynia stwierdziła, że wygląda to raczej jak „Afryka do kwadratu” (byle dużo, byle wielkie, byle… co) choć aspiruje do roli czarnomorskiego Las Vegas. Oj, od czasu gruzińskiej celniczki Gruzja się Erynii coraz bardziej naraża. W. też – W. nie lubi „wielkich miast”, a Batumi staje się „wielkim” miastem (w jego rozumieniu tego słowa). Z dawnego Batumi pozostały właściwie: gruziński sposób jazdy po ulicach (choć pojawiło się więcej skrzyżowań ze światłami), budy z warsztatami i z „niewiadomoczym” i bazar. Jakimś fuksem udało nam się zaparkować za darmo pod Akwarium. Po bramie wyglądało na otwarte, tyle że z przerwą obiadową do 14:30. Jako że do końca owej przerwy zostało kilkanaście minut, przeszliśmy się nad brzeg morza, zauważyliśmy, że budynek Akwarium wygląda na zabytek błagający o remont, zaś karpie w fontannie przed budynkiem błagają o większą fontannę. Ich zagęszczenie było takie jak w (zabronionych już w Polsce) zbiornikach z których sprzedawano karpie przed wigiliami. 14:30 minęła, w kasie nie pojawił się nikt. Poczekaliśmy jeszcze kilkanaście minut, stwierdziliśmy: „Georgia maybe time” i wróciliśmy do domu, szczególnie, że i niebo jakby przypomniało sobie o istnieniu wody.
Nie zajrzeliśmy do stojącego obok delfinarium bo nie chcieliśmy wspierać finansowo więzienia dla naszych inteligentnych morskich braci.
Z opowieści przy stole dowiedzieliśmy się, że ten bum budowlano-emigrancki opłacił się niewielu (głównie inicjatywie prywatnej), a dla Gruzinów zarabiających pensje (budżetówka itp.) tak niezupełnie – wszystkie ceny poszły dwa razy w górę. Razem z emigrantami ze wschodu przyplątał się najwyraźniej pomysł gruzińskich (prorosyjskich) władz, chcących zrobić z każdej organizacji pozarządowej oraz mediów, otrzymującego środki z zagranicy, za służącą interesom obcych sił.
Brzmi znajomo?
Protesty w Tbilisi trwają, co widać w telewizji. Reakcja władz jest wiadoma: są to otumanieni ludzie sterowani obcymi siłami z Zachodu. Chyba zaczynamy rozumieć stosunek gruzińskich celników do przeklętych turystów z opętanej agenturą Polski. Nasze przyjaciółki martwią się o przyszłość, choć odnosimy wrażenie, że i u nich, i u nas jest to stan permanentny – zmieniają się tylko przyczyny.
Nie przeszkadza to Gruzinom przygotowywać „paschę” – to nie tylko nazwa święta Wielkiej Nocy, ale i bab drożdżowych pieczonych w okrągłych pojemnikach (nawet w puszkach po… wszystkim, odpowiednio umytych i wypalonych) w ilościach wprost przekraczających wyobrażenie nawet kogoś z Wielkopolski. Ciasto drożdżowe przygotowane było w wielkiej dzieży, po kilku godzinach stania dodano do niego rodzynki i moc przypraw korzennych (sproszkowane goździki, cynamon, gałkę muszkatową, kardamon) pozwolono jeszcze raz wyrosnąć po wymieszaniu i do pieca. Wyszło ich z pieca kilkanaście. Przy czym jest to „towar wymienny” – w gości przychodzi się z „paschą” i barwionymi jajami i dostaje się poczęstunek, oraz „paschę” (na wynos, do domu). W ten to sposób ilość wypieków zmniejsza się tylko o poczęstunek – jedzony wspólnie.
Jaja wydrapane przez W. (zdążył zrobić jeszcze drugie z symbolami Gruzji) robiły furorę. Umie się cwaniak podlizać…
W nocy nasi Gruzini zaliczyli wizytę w cerkwi i wrócili dopiero po czwartej nad ranem.
Batumi po latach
Szukaj
Kategorie
Lata
…komentarze.
- w. - Wisząca kładka i Zamek
- Pudelek - Wisząca kładka i Zamek
- w. - Zamki i kamienie
- MI - Zamki i kamienie
- MI - Zamki i kamienie
- W. - Będzin – kirkut i zamek
- Pudelek - Będzin – kirkut i zamek
- w. - Orle Gniazda: Olsztyn
- w. - Zamki i kamienie
- MI - Zamki i kamienie
- MI - Orle Gniazda: Olsztyn
- W. - Będzin – kirkut i zamek
Galeria albumów
ogólne…
RODO
Przydasie
-
Nasze miejsca:
- Brno – spacer
- Do Brna
- Urodzinowa niespodzianka
- Winiarnia Begala
- Winiarnia Hornik
- Wisząca kładka i Zamek
- Winiarnia Macik
- Malá Tŕňa II
- Będzin – miasto i Żydzi
- Będzin – nerka i pałac
- Będzin – kirkut i zamek
- Dolní Kounice [2] i Veveří
- Dolní Kounice [1]
- Velké Pavlovice [3]
- Velké Pavlovice [2]
- Velké Pavlovice [1]
- Safranbolu i Hadrianopolis
- Divriği
- Karahan Tepe i Göbekli Tepe
- Herbata i Dara
- Most w Malabadi i Zerzevan Kalesi
- Koty i Ahtamar
- Van – muzeum i twierdza
- Pałac Ishaka Paszy i wodospad
- Śniadanie z kotem… i Kars
- Ardahan, Kars i Katerina
- Przez Goderdzi do Turcji
- Dom rodzinny i winiarnia
- Most i wodospad Machunceti
- Bazar, plaża i ogród botaniczny
- Park dendrologiczny
- Sameba
- W Batumi… deszcz
- Batumi po latach
- Poranek u Daro
- „Przejście/a” graniczne
- Do Sarpi, po latach
- Marina i dwa muzea
- Fort i muzeum fotografii
- Monte i dwa ogrody
- Klasztor i ciastka
- Muzeum i kościół São Pedro
- Blandy’s Wine Lodge
- Spacer… i owocki
- Spacer po Funchal
- Madera sanatoryjnie
- Galeria, osły, Kalawasos i Tochni
- Opactwo i Zamek
- Kirenia
- Salamina i Famagusta
- Larnaka
- Port w Amathous i Limassol
- Nikozja
- Muzeum Morskie i morze
- Wina, azbest i monastery
- Mizoginistyczne monastery
- Choirokoitia i wioski górskie
- Wrak, jaskinie i Maa
- Dzień lenia i kwiat
- Tenta, Kolossi i Apollo
starsze w archiwum