Dzień zaczęliśmy od drobnej porażki. Dworek rodzinny Czesława Miłosza, który chcieliśmy odwiedzić „świtkiem koło południa” był zamknięty (otwiera podwoje jedynie w lipcu i sierpniu, o czym mowy na stroni internetowej nie było). Nic to, obejrzeliśmy go z zewnątrz i zeszliśmy na przystań cały czas czując spokojną ciszę tego zakątka. W samym dworku rzucił nam się w oczy ganek w czerwonym kolorze z ciekawą sentencją:
„Bieda temu kto wyrusza i nie powraca”. W. od razu poczuł, że to nie jest wystarczająco silne motto. Według niego powinno ono brzmieć:
„Biada temu kto wyrusza i nie ma dokąd wrócić”.
I tak się mu jakoś nostalgicznie zrobiło, że zgodnie z Erynii życzeniem ruszył do Wigier. Co prawda byliśmy tam już kiedyś, ale co tam, daleko nie było. Za to było pusto i kameralnie. Co prawda przed klasztorem parking kosztował 15 zł, ale za to nie było nikogo komu mogliśmy zapłacić. W pobliskich, nadbrzeżnych kramach mogliśmy poobserwować pustki za zamkniętymi bramami i jedynie statek żeglugi wigierskiej zapraszał na pokład za 50 zł od osoby za godzinny rejs. Ponieważ pogoda była raczej z tych nieprzewidywalnych, postanowiliśmy zajrzeć do klasztoru, póki jeszcze nie padało. Trzeba przyznać, że od ostatniej naszej tu bytności poprawiła się klasztorowi oferta turystyczna (hotelowa zapewne też, nie sprawdzaliśmy). Przede wszystkim działały i kawiarnia, i restauracja (w klasztornym refektarzu). Na dodatek, w trzech otwartych domkach eremitów były monitory, na których „pan w bieli, nie wyglądający na ducha”, przekazywał ciekawostki historyczne i legendarne na temat klasztoru. Poza tym na wieży zamontowano przesuwne szyby, które zasunięte chroniły od wiatru, a odsunięte umożliwiały robienie zdjęć klasztoru i jego okolic. Pomysł godny rozpropagowania. Otwarte były też apartamenty papieskie z wystawami zarówno jego ostatniej tu bytności jak i wspomnień z wcześniejszych czasów. Zajrzeliśmy również do kościoła i do katakumb. Niestety o tym, że włącznie światła w katakumbach włącza się na ścianie po prawej stronie, nad klapą zamykającą schody, dowiedzieliśmy się dopiero po wyjściu na górę, ale co tam, W. przy aparacie zawsze nosi latarkę, to i nastrój był lepszy.
Można powiedzieć, że pogoda nie była zdecydowana co z sobą zrobić więc postanowiliśmy wracać do Sejn na drobny obiad w zapamiętanej z dawnych lat karczmie litewskiej przy konsulacie. Po drodze jednak Erynia zobaczyła drogowskaz na Sumowo, w którym byliśmy lat temu kilkanaście i miło ten pobyt wspominamy. Cóż było robić, W. skręcił we właściwym kierunku i zaczęliśmy szukać właściwego domu. A pobudowało się ich tutaj całe mnóstwo, poza tym drzewa też przez te lata powyrastały zmieniając krajobraz. W. trochę niepewnie wskazał jednak jedno domostwo i powiedział, że to chyba tu. Co prawda nie pamiętaliśmy numeru domu, ale pewien balkon wydał mu się jakoś tak znajomym, a i jakimś cudem zapamiętał nazwisko gospodyni (nie cudem, tylko co jakiś czas musi ustawiać poprawne linki na blogu, to się i utrwaliło). Okazało się, że trafił bezbłędnie, a potwierdził to akurat stojący przed domem Pan Jakubowski (adres: Sumowo 21). Gdy dowiedział się, że mile wspominamy pobyt tutaj – i wyśmienite czenaki serwowane przez gospodynię – oprowadził nas po całej posesji, którą bardzo rozbudował od tamtych czasów. Co prawda raczej nie nastawia się na pojedyncze osoby, a na grupy większe (lub rodziny) i gospodyni nie serwuje już obiadów, ale za to baza mieszkalna jest przygotowana wyśmienicie – ta by jednej strony zapewnić domowy komfort, a z drugiej by grupy wczasowiczów miały swoje strefy komfortu. Na ogródku stoi też domek holenderski, w którym sypialnie są co prawda malutkie, ale jest i łazienka, i toaleta, i kuchnia, i całkiem pokaźny salonik z telewizorem.
Mile żegnani ruszyliśmy na obiad. Niestety, musimy stwierdzić, że opinie o Litewskiej Karczmie, które trochę nas zaskoczyły, okazały się w części słuszne. Przykro nam to powiedzieć, ale chyba obecni kucharze (kucharki) nie dorównują tym sprzed lat. Nie to żeby jedzenie było niesmaczne, ale zachwytu nie wzbudzało.
Ponieważ pogoda doszła do wniosku, że wypróbuje turystów i zaczęła sypać mokrym śniegiem, to na tym zakończyliśmy ten nostalgiczny dzień.
Szukaj
Kategorie
Lata
…komentarze.
- Erynia - Brno – muzeum i katedra
- Aqua_R - Brno – muzeum i katedra
- Erynia - Velké Pavlovice [3]
- Erynia - Augustów
- Asia - Augustów
- Erynia - Augustów
- Asia - Augustów
- W. - Muzeum w Bóbrce
- Pudelek - Muzeum w Bóbrce
- W. - Lesko
- Pudelek - Lesko
- W. - Lublin wieczorem
Galeria albumów
ogólne…
RODO
Przydasie
-
Nasze miejsca:
- Sery polskie i szwajcarskie
- Dworek i nostalgia
- Birsztany
- Rumszyszki (Rumšiškės)
- Augustów
- Prusowie
- Wiadukty, Trójstyk i Puńsk
- Supraśl
- Toszek
- Muzeum w Bóbrce
- Lesko
- Synagoga i skansen
- Dworek, muzeum i piwo
- Żydowski Lublin
- Stare Miasto w Lublinie
- Lublin – zamek
- Lublin wieczorem
- Alvernia Planet
- Muzeum pożarnictwa w Alwerni
- Wilamowice i Stara Wieś
- Muzeum Wilamowskie
- Alanya
- Altınbeşik i dwie wioski
- W górach Taurus
- Perge i Antalya
- Aspendos i Sillyon
- Side
- Wielkie żarcie
- Sanktuaria i kolej
- Dwa kościerskie muzea
- Płotowo i Lipusz
- Kozie sery i lenistwo
- Do Parszczenicy
- Brno – kości i piwo
- Špilberk
- Brno – muzeum i katedra
- Brno – spacer
- Do Brna
- Urodzinowa niespodzianka
- Winiarnia Begala
- Winiarnia Hornik
- Wisząca kładka i Zamek
- Winiarnia Macik
- Malá Tŕňa II
- Będzin – miasto i Żydzi
- Będzin – nerka i pałac
- Będzin – kirkut i zamek
- Dolní Kounice [2] i Veveří
- Dolní Kounice [1]
- Velké Pavlovice [3]
- Velké Pavlovice [2]
- Velké Pavlovice [1]
- Safranbolu i Hadrianopolis
- Divriği
- Karahan Tepe i Göbekli Tepe
- Herbata i Dara
- Most w Malabadi i Zerzevan Kalesi
- Koty i Ahtamar
- Van – muzeum i twierdza
- Pałac Ishaka Paszy i wodospad
starsze w archiwum